Coraz bardziej napięte są stosunki Moskwy z Mińskiem. Podczas gdy Alaksandr Łukaszenka stara się wybić na większą niezależność od swojego sąsiada, Rosja wysyła sygnały ostrzegawcze. Coraz częściej spekuluje się o krymskim scenariuszu dla Białorusi - pisze Oskar Górzyński na łamach "WP.pl".

W piątek Łukaszenka brał udział w siedmiogodzinnej konferencji prasowej. Wygłaszał pod adresem Moskwy bardzo wiele zarzutów. "Obecna sytuacja wydaje się wyjątkowa ze względu na siłę jego słów i stopień napięć między krajami pozostającymi w formalnym Związku Rosji i Białorusi. Od czasu aneksji Krymu przez Rosję, Mińsk znajduje się w delikatnej pozycji zależności gospodarczej od Rosji, potęgowanej pogarszającą się sytuacją gospodarczą oraz obaw przed imperialnymi zakusami wielkiego sojusznika" - pisze autor.

Obecnie wiele głosów na Białorusi pyta o właściwy cel radykalnego zwiększenia transportu kolejowego z Rosji na Białoruś. Wszystko ma teoretycznie związek z ćwiczeniami wojskowymi "Zapad 17", ale nie brakuje ludzi obawiających się przerzucenia rosyjskich wojsk na Białoruś już na stałe i w ten sposób dokonani faktycznej okupacji tego kraju.

Białoruscy rozmówcy "WP" wskazują, że taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny, a Moskwa stara się po prostu wywrzeć presję na Łukaszenkę, chcąc pokazać mu jego "miejsce w szeregu". 

"Wydaje się, że Rosja nie ma interesu, by podjąć interwencję. Ale po aneksji Krymu nie jesteśmy w stanie tego wykluczyć" - mówi Ryhor Astapenia z Centrum Ostrogorskiego. Jak dodaje, gotowa jest już rosyjska machina propagandowa i gotowe są rosyjskie wojska. W tym właśnie tkwi główny problem.

ol/wp.pl