Litewska prokuratura wkroczyła w asyście policji do rosyjskojęzycznych szkół w Wilnie. Okazuje się, że placówki te wysyłają uczniów na paramilitarne obozy w głąb Rosji. Dzieci są tam indoktrynowane i przechodzą szkolenie wojskowe.

Przeszukanie szkół ma związek z toczącym się w tej sprawie śledztwem. Jak na razie nikomu nie postawiono jeszcze żadnych zarzutów.

Dyrekcja jeden ze szkół uważa, że to, co robią uczniowie w swoim wolnym czasie, jest ich prywatną sprawą. Podkreśla, że uczniowie wyjechali wprawdzie z nauczycielem pochodzącym z Rosji, ale pochodzącym z rodziny mieszkającej od trzech pokoleń na Litwie.

Władze innej szkoły wskazują jednak, że przeczuwały, iż cała sprawa może nie spodobać się opinii publicznej. Dlatego zachęcały uczniów, by nie chwalili się specjalnie swoimi wyjazdami do Rosji.

Litewskie media już w październiku informowały, że uczniowie z kilku wileńskich szkół wyjeżdżali do Rosji na obóz paramilitarny Sojuz 2014. Zdjęcia z ich pobytu w obozie umieszczano w mediach społecznościowych oraz w rosyjskich serwisach wojskowych i paramilitarnych.

Sojuz 2014 był w istocie finansowany przez rosyjskie resort obrony. Jako instruktorzy byli tam zatrudnieniu funkcjonariusze rosyjskich służb specjalnych i agencji GRU oraz FSB.

Dzieci były na obozie uczone podstaw walki, taktyki wojskowej i posługiwania się bronią. Po powrocie do kraju miały propagować rosyjską kulturę, kultywować rosyjskie święta i uroczystości.

Litewskie media wskazują, że obozy „Sojuz” mają wyłonić dobrze rokujących rekrutów, którzy mogliby zasilić skład rosyjskich akademii, na przykład Riazańskiej Wyższej Szkoły Dowódczej Wojsk Powietrznodesantowych generała armii W. F. Margiełowa.

Litwa ma więc do czynienia z bezpośrednią próbą budowy rosyjskiej V kolumny. Polska prokuratura powinna ustalić, czy podobne szkolenia w Rosji przechodzili w ostatnich latach działacze Ruchu Narodowego, Młodzieży Wszechpolskiej i innych powiązanych z nimi organizacji. Dlaczego? Gdyż w kontekście ostatniego włamania się hakerów na konto proputinowskiego ideologa Aleksandra Dugina jest pewne, że polscy neoendecy utrzymują kontakt z propagandzistami rosyjskimi. Hakerzy ujawnili m.in. adresy mailowe z których wynika, że istniała korespondencja bądź spotkania z Duginem takich Polaków jak: Roman Giertych; Mateusz Piskorski (były poseł Samoobrony), Leszek Sykulski (założyciel Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego i wydawca dziennika internetowego Geopolityka.net), Przemysław Sieradzan (Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych) oraz działacze radykalnej „prawicy”: Ronald Lasecki i Jarosław Tomasiewicz*.

Wiele jest także znanych postaci z zagranicy: to między innymi lider węgierskiej radykalnej partii Jobbik, współpracującej blisko z polskim Ruchem Narodowym; premier Węgier Wiktor Orban; były premier Rumunii Adrian Năstase, były prezydent tego kraju Ion Iliescu – i wielu innych zarówno postkomunistów, jak i działaczy radykalnej prawicy. Cała lista ujawniona przez hakerów dostępna po rosyjsku TUTAJ.

Zasadne zatem wydaje się przypuszczenie, pojawiające się w internecie, że podobne szkolenia w Rosji i Białorusi przechodzili, od co najmniej dekady, polscy aktywiści neoendeckich i zarazem prorosyjskich organizacji oraz Nowa Prawica. Jeśli tak było naprawdę, to polska opinia publiczna powinna się o tym dowiedzieć.

Tadeusz Grzesik

*OŚWIADCZENIE: Uprzejmie informuję, że nie jestem prorosyjski, nie jest działaczem politycznym żadnego ugrupowania, nigdy nie korespondowałem z Duginem. Mój adres w jego bazie adresowej mógł znaleźć się, gdy zbierałem informacje na temat eurazjatyzmu. Zajmuję się bowiem naukowo badaniem skrajnych ruchów i ideologii (w tej roli występowałem na łamach "Nowego Państwa", "Naszego Dziennika" i "Frondy".