Z jednej strony Władimir Putin zapowiada rozbudowę rosyjskiego arsenału atomowego, z drugiej strony NATO rozważa nową strategię nuklearnego odstraszania. Rośnie napięcie – informuje portal dw.com. Czy możemy mówić o powrocie zimnej wojny?

Trzeba pamiętać o skali zjawiska. Zimna wojna odgrywała się jednak w innej rzeczywistości. Wówczas była mowa o trochę innych wydatkach zbrojeniowych. Wchodziły również w grę większe armie, większa liczba głowic nuklearnych. Aktualnie skala jest znacznie skromniejsza. Jednak na pewno jest to powrót napięcia i powrót do retoryki wojennej. Jeszcze nie mamy do czynienia z zimną wojną w rozumieniu dawnym, czyli konfrontacji Związku Sowieckiego z Zachodem (przede wszystkim z Ameryką).

Czy jest możliwe nuklearne dozbrojenie Europy?

Również trzeba by zapytać co to znaczy. W zimnej wojnie nuklearne arsenały i na Zachodzie i na Wschodzie, nie były modernizowane. Pozostały po prostu takie, jakie były. Oznacza to, że stały się mocno przestarzałe. Niedawno powstał raport o stanie amerykańskiego arsenału nuklearnego, z którego wynika, że rakiety wystrzeliwane z ziemi wymagają albo gwałtownej wymiany, albo przynajmniej modernizacji. Tak samo w Wielkiej Brytanii przy okazji wyborów odbyła się duża debata o zastąpieniu rakiet Trident na okrętach podwodnych na coś nowszego. Zatem mówimy o modernizacji w projektowaniu arsenałów, niż wprowadzaniu czegoś nowego. To samo dzieje się w Rosji, tzn. testy, które miały miejsce w ostatnich latach z rakietami Buława czy Topol M, teraz jest mowa o rakietach zupełnie innego typu – jeszcze większych, mogących przenosić ładunki dalej, jak np.: Sarmat – to wszystko jest jedynie wymianą starszych typów na nowe. W obecnej rzeczywistości geopolitycznej, nie ma najmniejszej potrzeby utrzymywać kilkunastu tysięcy głowic nuklearnych, jak to było w czasie zimnej wojny. To nie ten czas i nie ta skala.

Co się takiego zmieniło?

Mamy do czynienia z inną doktryną użycia broni atomowej. Chodzi przede wszystkim o doktrynę uprzedzającego ataku nuklearnego pojedynczą rakietą po to, żeby przechylić szalę wypadków na swoją stronę, gdyby konwencjonalna konfrontacja nie przebiegała najlepiej. W końcu trenowano atak na Warszawę właśnie pojedynczą rakietą i to jest groźne, że gdy trenuje się, albo w ogóle w doktrynie wpisuje się takie zachowania, takie ataki, to ktoś kiedyś może ich użyć w rzeczywistości. Raczej tu bym widział zagrożenie, niż w jakimś szczególnym dozbrajaniu się nuklearnym, bo jego nie ma, jest jedynie zmiana starego na nowe. Zresztą również trwa to bardzo powoli.

W jaki sposób Władimir Putin mógłby w obecnej sytuacji wykorzystać broń atomową?

Nie mógłby. To jest cały czas straszak. Doskonale Rosjanie wiedzą, że w broni niekonwencjonalnej są z tyłu, za Zachodem. Wydają na nią mniej, mniej modernizują. W związku z tym broń nuklearna jest takim „wyrównywaczem” na polu walki. Jednak daleko jest od jakiejś konfrontacji na pełną skalę między NATO a Rosją. Rosja musi poczuć się naprawdę skrajnie zagrożona, by użyć takiej broni. Takiego poczucia nie ma, na horyzoncie takiego zagrożenia nie widać.

Co musiałoby się stać, żeby Rosja użyła broni nuklearnej?

Musiałaby wybuchnąć wojna pełnoskalowa między NATO a Rosją.

Z tymże z przyczyny NATO jak rozumiem?

Niekoniecznie, przyczyny mogą być przypadkowe. Najpierw jest eskalacja, potem napięcie, które może się przeradzać. Zresztą NATO też nie przewiduje ataku na Rosję. Raczej jakiś totalny konflikt przerodzi się w taką wojnę, która będzie niechętnie prowadzone przez jedną i przez drugą stronę. Na przykład teraz samoloty patrolowe w ramach obserwacji nieba krajów bałtyckich, amerykańskiego, polskiego, francuskiego, belgijskiego itd., znajdują się bardzo blisko od rosyjskich samolotów. Trzeba podkreślić, że i jedne i drugie maszyny są uzbrojone, więc wystarczy mała iskierka, błąd pilota, nerwy puszczą i zostanie strącony jeden samolot. Można sobie wyobrazić koniec eskalacji, początek czegoś większego.

Jaką realną siłą dysponują Wojska Kosmiczne Federacji Rosyjskiej i inne rodzaje rosyjskich sił zbrojnych wyposażone w systemy broni nuklearnej?

Wystarczającą, by zamienić pół świata w perzynę. Cały czas liczba głowic jest wystarczająca, żeby zniszczyć ponad 1000 miast na świecie, albo ośrodków przemysłowych. Pytanie, jaki procent tych rakiet wystartuje, jaki procent doleci – tak jak mówię to - są stare konstrukcje – i jaki procent zostanie zestrzelony. Jednak to co mają Rosjanie jest groźne. Ta broń nie musi być celna, precyzyjna, bo jej siła rażenia jest tak duża, że wybuchłoby wszystko wokół, nieważne czy rakieta trafiłaby dokładnie. Jest to wystarczający potencjał do tego, żeby było bardzo źle dla świata.

Stany Zjednoczone rozważają rozmieszczenie rakiet manewrujących z głowicami atomowymi w odpowiedzi na domniemane naruszenie przez Rosję traktatu z INF z 1987 r., mówiącego o całkowitej likwidacji rakietowych pocisków. Czy pomysł rozmieszczenia takich rakiet na terenie Europy jest uzasadniony i czy mógłby pomóc w tym konflikcie?

Pomysł jak najbardziej jest zasadny, skoro druga strona chce rozmieszczać swoje rakiety łamiąc traktat, dlaczego i Zachód nie miałby tego czynić. Jeżeli łamie się traktaty trzeba mieć świadomość pewnych konsekwencji. Ameryka chce pokazać te konsekwencje, choćby przybliżając pociski manewrujące do Europy. Ale jest to bardzo groźna zabawa, wydaje mi się, że i Rosjanie i Amerykanie nie podejmą się tego. Już teraz Rosjanie zapowiadają rozmieszczenie rakiet Iskander w Obwodzie Kaliningradzkim, a do tej pory ich tam nie ma, więc jest to raczej mówienie, żeby pokazać przeciwnikowi, żeby go ostrzec, by nie posuwał się zbyt daleko. Ja nie widzę takiej konieczności, raczej wystarczą działania amerykańskich sił konwencjonalnych, czasem przysyłanie nowoczesnych samolotów.

Co musiałoby się wydarzyć, żebyśmy mogli mówić o powrocie zimnej wojny?

To jest tak, że nie wraca się nigdy do tego co było. Używa się tylko takiej terminologii, która nie bardzo pasuje do czasów współczesnych, więc nie będzie powrotu zimnej wojny. Powrót zimnej wojny to była konfrontacja ekonomiczno – polityczna i militarna poza obrzeżami NATO, czyli np.: w Afryce, czy Azji. Tego nie ma, nie ma wojny koreańskiej, wojny w Wietnamie, nie ma żadnej wojny, po której Rosja byłaby po jednej stronie, a Stany po drugiej. Na razie nie istnieje takie zjawisko. Owszem, Rosja popiera reżim syryjski, ale Ameryka nie walczy z reżimem syryjskim tylko Państwem Islamskim. To nie te czasy, teraz to będzie raczej takie - kolokwialnie mówiąc - „szczypanie się”.

W którą stronę może pójść to napięcie?

Myślę, że pójdzie w stronę takiego wzajemnego ignorowania dotychczasowych ustaleń międzynarodowych. Rosjanie będą przygotowywali się na konfrontację, natomiast NATO będzie odpowiadało tym samym. Przybliżają się do siebie wojska natowskie i rosyjskie, ale jeszcze są na tyle daleko, by do siebie nie strzelały.

Rozm. Karolina Zaremba