Portal Fronda.pl: Abp Guido Pozzo powiedział swego czasu, że Kościół nie chce „kapitulacji” lefebrystów. Mówiąc o dialogu z FSSPX wskazał, że dokumenty Soboru Watykańskiego II są w ,,różny sposób'' wiążące dla wiernych. Jako przykład wymienił konstytucje Lumen gentium i Dei verbum, mające charakter doktrynalny, oraz właśnie mniej wiążące deklaracje: o wolności religijnej oraz o religiach niechrześcijańskich, a do tego dekret o ekumenizmie. Na czym polega ta różnica?

Ks. dr Robert Skrzypczak: Jest prawdą, że dokumenty Soboru Watykańskiego II różnią się rangą doktrynalną, zwaną też dogmatyczną. Sobór został postanowiony przez papieża Jana XXIII jako duszpasterski. Jednak pomimo tego z góry przyjętego rysu w trakcie prac odsłoniła się potrzeba sprecyzowania pewnych momentów chrześcijańskiego nauczania. Pierwszy z nich dotyczył tajemnicy i samoświadomości Kościoła, co znalazło swój wyraz w konstytucji dogmatycznej Lumen gentium. Drugą sprawą była treść nauczania Kościoła, a więc wyrażenie tego, w co Kościół wierzy i w co żyje. Odkryto na nowo centralną rolę Słowa Bożego – i stąd konstytucja Dei verbum.

Obie te konstytucje są z punktu widzenia doktrynalnego fundamentalne. To właśnie niejako z nich wynikają kolejne dokumenty podobnej rangi, choć dotyczące rzeczy bardziej praktycznych: o liturgii (Sacrosanctum concilium) oraz o Kościele w świecie współczesnym (Gaudium et spes). Pierwszy z nich opiera się o samą treść chrześcijańskiego nauczania, kerygmat, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa; drugi – o ustalenia zawarte w Lumen gentium. Dlatego także te dokumenty otrzymały rangę konstytucji.

To te cztery dokumenty, nazwane konstytucjami, stanowią płaszczyznę dla innych tekstów, które koncentrowały się na sprawach bardziej partykularnych, drobiazgowych. Takie dokumenty otrzymały nazwę dekretów albo deklaracji. Dekretów, bo dotyczyły takich szczególnych aspektów misji Kościoła jak środki społecznego przekazu, katolickie Kościoły wschodnie, ekumenizm, pasterskie zadania biskupów w Kościele i tak dalej. Deklaracje są z kolei pewnym otwarciem w Kościele nowych możliwości działania. Są pewną formą, jak wskazuje sama nazwa, aktualnego stanu rozpoznania woli Boga w historii. Tak powstały trzy dokumenty, dotyczące wychowania chrześcijańskiego, stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich i wolności religijnej.

Jak te różnice w randze dokumentów można odnieść do dialogu z FFSPX?

Już Jan XXIII mówił, że w dialogu wewnątrzkościelnym – a takim jest właśnie w tej chwili dialog Stolicy Apostolskiej z lefebrystami – oraz w dialogu ekumenicznym trzeba się kierować hierarchią prawd. Hierarchia ta oznacza, że wśród prawd, które głosi Kościół i które należą do żywego depozytu wiary, znajdują się prawdy dwojakiego rodzaju. Mamy więc pewne prawdy fundamentalne, które dotyczą samego objawiającego się w historii Boga, Jego przesłania; prawdy, które w zasadniczy i bezpośredni sposób są związane ze zbawieniem człowieka. Z drugiej strony mamy prawdy, które wynikają w dalszej kolejności z tych prawd fundamentalnych, które są pewną konkluzją czy wnioskiem. Zarazem ta hierarchia prawd nie ma nic wspólnego z gradacją prawdy. Nie ma prawd niższych czy wyższych: są wyłącznie prawdy pierwszorzędne i prawdy, które z nich wynikają. To wpływa na różnicę w przydzielaniu pierwszeństwa dokumentom soborowym.

Trzeba też podkreślić – o czym pisał też Karol Wojtyła w słynnym wstępie do polskiego wydania dokumentów soborowych – że nauczanie Soboru Watykańskiego II trzeba traktować jako jedność, całość. Każdy dokument i każdy fragment muszą być odczytywane w kontekście całości przesłania soborowego.

Jakiej natury mogą być więc obiekcje wobec dokumentów Soboru? Można dekret lub deklarację po prostu w całości odrzucić, czy możliwa jest może jedynie dyskusja nad pewnymi szczegółami?

Odrzucanie nie wchodzi w grę. Wypowiedź Soboru, tak samo jak wypowiedzi papieża, są traktowanie jako oficjalne i wchodzą w zakres nieomylności. Każdy dokument Soboru nabierał swojej mocy obowiązywania dopiero wówczas, gdy był podpisany i promulgowany przez Ojca Świętego, gdy został potwierdzony autorytetem piotrowym. Dlatego nie da się podchodzić do nauczania soborowego wybiórczo. Nie jest tak, że można coś przyjąć bezwarunkowo, a coś tylko warunkowo, uznając to za nauczanie fakultatywne. Nauczanie Soboru należy w całości do Magisterium Kościoła, a więc do nieomylnego nauczania. Sobór Watykański II to jeden z 21 Soborów, które stanowią wyraz całego syntetycznego nauczania Kościoła – i jako takie stanowią razem o ciągłości tego nauczania.

 Jak można wobec tego doprowadzić do jedności między Stolicą Apostolską a FSSPX?

Na pewno żadne porozumienie nie zostanie osiągnięte, jeżeli lefebryści będą wychodzić z założenia – jak to sami niekiedy obrazowo mówią – że w łodzi Kościoła pozostała z arcybiskupem Lefebvrem niewielka grupa, a wszyscy pozostali wypadli poza burtę. To takie schlebiające sobie przekonanie, że lefebryści sami pozostali na linii kontynuacji autentycznego nauczania Kościoła, a Sobór Watykański II oznaczał wstrząs doktrynalny, po którym Kościół nie może się pozbierać. Przy takim podejściu nie ma mowy o sukcesie dialogu.

Jedną rzeczą jest jednak brzmienie soborowych dokumentów, a inną ich recepcja. Sobór Watykański II kierował się w swoim pragnieniu odnowy Kościoła chęcią powrotu do źródeł, do odkrycia fundamentu tego, co jest ważne i zawarte jako podstawowe już u samego początku istnienia Kościoła i chrześcijaństwa. Jest to metodą, której używał sam Jezus Chrystus, choćby w dialogu z faryzeuszami dotyczącym nierozerwalności małżeństwa. Chrystus nie wdawał się w kazuistykę, tylko wskazywał metodę powracania do korzeni, do odczytania wszystkiego, co jest istotne w życiu człowieka, w rozpoznawaniu Boga.

Budując dziś dialog z lefebrystami możemy żądać dwóch rzeczy, co zostało wyrażone także przez papieża Benedykta XVI.  Z jednej strony każdy chrześcijanin musi akceptować całość nauczania Kościoła, a tą całością jest 21 soborów – razem z Soborem Watykańskim II. Z drugiej strony mamy pewną oryginalność odczytywania i interpretacji pojęć, znaczeń, treści i faktów soborowych. Taką oryginalność prezentują w Kościele różne grupy – także lefebryści. Każda grupa może być narożna na błędy, ale każda może też korzystać z możliwości korygowania braterskiego: jeden brat może, na podstawie swojej wrażliwości i swojego rozumienia, pomagać drugiemu w lepszym rozumieniu nauczania soborowego. Jeżeli przyjmiemy, że nauczanie Soboru jest owocem działania Ducha świętego, to potrzebujemy teraz tylko pewnego narzędzia, by je zrozumieć.

Mamy dziś świadomość, że w pierwszych dziesięcioleciach po Soborze nad jego rozumieniem zaciążyła pewna optymistyczna, często powierzchowna, progresistowska interpretacja. W wielu miejscach zniekształciła nauczanie soborowe, prowadząc niekiedy po prostu do tragedii jeżeli chodzi o aplikację tego nauczania. Nie aplikowano bowiem właściwego Soboru, ale właśnie jego specyficzną interpretację. W Holandii czy w północnych Niemczech doszło albo do protestantyzacji katolicyzmu, albo do niebezpiecznego otwarcia się na sekularyzację i światowość. Dotyczyło to rozumienia Ewangelii, a także liturgii, moralności czy dyscypliny kościelnej.

Dlatego właśnie dziś bracia lefebryści mogą ze swoim rozumieniem tradycji kościelnej wnieść wyjątkową oryginalność. Mogą pomóc skorygować nam pewne stanowiska i dotrzeć do właściwego zrozumienia tej mowy Boga, jaka wydarzyła się na Soborze. Nie może to jednak dokonywać się w logice odrzucania nauczania, którego z góry, niejako z definicji, nie akceptujemy. Trzeba to wyraźnie powtórzyć: to, co zostało wyrażone w dokumentach Soboru, jako promulgowane przez papieża, jest dla wszystkich katolików wiążące. Inną rzeczą jest jedynie braterska pomoc w lepszym rozumieniu Ducha świętego i Kościoła, wzajemne korygowanie się, jeśli chodzi o praktykę i stosowanie soborowego nauczania.

Wracając do początku rozmowy, jak należy wobec tego rozumieć wypowiedź abp. Guida Pozzo, który mówił o dokumentach mniej i bardziej wiążących?

Trzeba byłoby to skonfrontować z tym, co o Soborze mówił papież Benedykt XVI, który próbował jakby na nowo zaprosić Kościół do nauczenia się Soboru, a także z tym, co mówi kardynał Gerhard Müller, który stojąc na czele Kongregacji Doktryny Wiary od kilku lat prowadzi z lefebrystami dialog.

Nie można odbierać wypowiedzi abp. Pozzo jako zachęty do przebierania w soborowym nauczaniu. Takie podejście stało się po Soborze jednym z poważniejszych problemów. Jego nauczanie potraktowano jako swego rodzaju towar duchowy, który Kościół wystawił na sprzedaż. Wielu katolików kieruje się tu logiką supermarketu: wybiera, co im odpowiada, a co jest niewygodne lub trudne do zrozumienia, odrzuca. Tak nie można. Magisterium Kościoła jest obowiązujące w całości dla wszystkich katolików – przy zachowaniu w dialogu ekumenicznym i wewnątrzkościelnym tego, co Jan XXIII nazywał hierarchią prawdy. Pewne rzeczy trzeba przyjąć w pierwszym rzędzie; inne na przyjęcie mogą poczekać, ale nie można ich odrzucać.

Czy jest możliwe, że Sobór popełnił jakiś błąd, to znaczy zawarł w swoim nauczaniu tezy, które nie wyrażają prawdy? 

Nie. Takie postawienie sprawy byłoby sprzeczne z przekonaniem całego Kościoła o tym, co pozostawił mu Chrystus, a co nazywamy charyzmatem nieomylności. Charyzmat ten jest związany z tak zwanym powszechnym zmysłem wiary. To znaczy, że Kościół w całości nigdy nie może pobłądzić. Dzieje się tak, bo Jezus obiecał Kościołowi po Zmartwychwstaniu, że posłany zostanie Duch święty, Duch prawdy. On wszystkiego nauczy i o wszystkim przypomni. Nie jest więc możliwe, żeby Sobór, jako w pewnym sensie najwyższy organ wyrażania depozytu wiary, w dokumentach, które promulgował papież, którego nauczanie cieszy się charyzmatem nieomylności, mógł popełnić błąd doktrynalny.

Oczywiście: mogą być pewne rzeczy nieaktualne, które dotyczą sposobu dyscypliny wewnątrz Kościoła, czy też pewnego sposobu działania duszpasterskiego, misyjnego. Przykładowo mówi się dzisiaj, że najmniej skutecznym dokumentem Soboru jest dekret o środkach masowego przekazu. Dekret ten, ogłoszony już w 1963 roku, nie uwzględnił szalonego rozwoju tych środków masowego przekazu, efektu globalnej wioski. Sprawa ta nie dotyczy jednak treści objawienia chrześcijańskiego, ale sposobu, w jaki Kościół odpowiada na wyzwania, tak zwane znaki czasu.

A więc człowiek, który odrzuca naukę Soboru dotyczącą objawienia może zostać określony mianem heretyka, ten z kolei, kto odrzuca jedynie te kwestie, które dotyczą pewnych, można rzec, technicznych aspektów – już nie?

Tak, można tak powiedzieć. Ten, kto odrzuca jakąkolwiek prawdę wiary, która należy do uroczystego nauczania Kościoła i została potwierdzona przez urząd nauczycielski, włączona do Magisterium – stawia się praktycznie poza Kościołem. To rzecz oczywista. Inną sprawą jest dopuszczalna możliwość dyskutowania i spierania się o sposoby rozumienia nauczania. Jeżeliby jednak człowiek z góry negował jako niepochodzące od Boga nauczanie papieża lub nauczanie Soboru Watykańskiego, nauczanie uroczyste, oficjalne, objęte charyzmatem nieomylności – stawiałby się w sytuacji osoby, która nie chce być katolikiem.  

fronda.pl (27 X 2014)