Ojciec Święty Franciszek przyznał, że w 2014 roku kanclerz zadzwoniła do niego oburzona i pytała, jak mógł określić Europę mianem kontynentu, który nie wydaje już dzieci. To nie już pierwsze świadectwo na bardzo szczególny stosunek kanclerz Merkel do widzialnej głowy Kościoła katolickiego. W 2009 jeszcze butniej zachowała się względem papieża Benedykta XVI. Ojciec Święty zdjął wówczas ekskomunikę z kapłanów Bractwa św. Piusa X. Był między nimi bp Richard Williamson, który znany jest z zaprzeczania zagłady Żydów dokonanej przez Niemców. Jak wyjaśnił później Benedykt XVI, zdejmując zeń ekskomunikę nie wiedział o jego poglądach na kwestię Holokaustu, a cała sprawa, natychmiast rozdmuchana przez media, była najprawdopodobniej intrygą wrogich mu środowisk.

Merkel decyzji papieża nie pozostawiła jednak bez komentarza. Pytana o sprawę stwierdziła, że papież musi "całkowicie jednoznacznie" powiedzieć, że nie zgadza się na negowanie Holokaustu. Powinien też jej zdaniem podkreślić "pozytywny stosunek" do Żydów, bo - mówiła - jeszcze go "wystarczająco" nie przedstawił. Słowa te wywołały duży sprzeciw wśród części niemieckich katolików, także wśród polityków kierowanej przez Merkel partii CDU. Nie tylko ze względu na ich arogancję, ale także całkowitą głupotę, bo zarzucanie Benedyktowi XVI rasistowskiego stosunku do Żydów było i jest wyjątkowo niemądre.

Informacja, którą przekazał mediom papież Franciszek, pokazuje, że kanclerz swojego stosunku do papiestwa nie zmieniła. Nadal roi sobie, że może Ojca Świętego pouczać. Być może na cały Kościół rozciąga doświadczenie, jakie wyniosła z niemieckiego podwórka. Przewodniczący episkopatu Niemiec kard. Reinhard Marx nie grzeszy krytycyzmem wobec kanclerz. Nie tak dawno powiedział, że kanclerz Merkel to wyjątkowo „chrześcijański” polityk, bo przyjmuje imigrantów: Nie miało dlań znaczenia, że pozwala na masowe aborcje, pomoc w samobójstwie czy prostytucję. Nawet patriarcha moskiewski Cyryl potrafi nieco wyraźniej domagać się przestrzegania w Rosji Bożego prawa, przez reżim Putina nagminnie łamanego.   

Skoro jednak Kościół w Niemczech – jak wyznał w ubiegłym roku kard. Marx – „nie jest filią Rzymu”, to może papieża Niemcy po prostu słuchać nie muszą? Rysuje się tu dla niemieckich biskupów znakomite rozwiązanie: Niech uczynią kanclerz Merkel głową swojego „kościoła”. W ten sposób zaspokoją teokratyczne ambicje szefowej CDU, a sami zapewnią sobie swobodę dopuszczania do Komunii rozwodników, błogosławienia homoseksualnych związków czy kultywowania swoiście rozumianego dialogu międzyreligijnego. Kanclerz takiemu projektowi przyklaśnie, bo umocni on tolerancję, integrację i miłość muzułmańskiego bliźniego. Kościól pozbędzie się z kolei teologów i hierarchów, którzy pomimo spekakularnej klęski duszpasterskiej próbują wmówić wszystkim, że powinni robić to, co oni. Prawda, że Kanclerski Kościół Multikulturowych Niemiec to dobry projekt dla nowoczesnej Europy?

Paweł Chmielewski