W Ziemi Świętej dochodzi do starcia judaizmu i islamu, religii, które zawierają w sobie komponent wojennej nienawiści do wroga. Tymczasem, jak uczy Sobór Watykański, także one potrzebują Zbawiciela.

FRONDA.PL: Czy eskalacja przemocy pomiędzy Izraelem a Stefą Gazy oznacza, że starania Ojca Świętego o pokój w tym regionie poszły na marne?

Ks. dr Robert Skrzypczak: Papież Franciszek chciał doprowadzić do pojednania dwóch narodów. Wystarczy przypomnieć takie gesty z pielgrzymki do Ziemi Świętej jak modlitwa pod Ścianą Płaczu oraz modlitwa pod murem separującym naród izraelski od narodu palestyńskiego. Po tej wizycie Ojca Świętego doszło do skutku spotkanie z prezydentami Izraela i Autonomii Palestyńskiej w Ogrodach Watykańskich. Jego celem nie były polityczne debaty, ale modlitwa o pokój. Pokój jest szczególnym elementem błogosławieństwa Bożego dla Ziemi Świętej, nazywanej przecież Ziemią Obietnic. Pokój jest tu związany z obietnicą wytrwania w przymierzu i przestrzegania Bożych praw. Dlatego każde naruszenie Bożego porządku w tym szczególnym miejscu wywołuje niejako zwielokrotnione skutki.

Celem wizyty papieża Franciszka w Ziemi Świętej było wzmocnienie obecności religii Jezusa Chrystusa w tym regionie. Obecności chrześcijan, którzy dziś są stamtąd rugowani i często decydują się na emigrację.  Zarazem dochodzi tam do starcia dwóch religii, islamu i judaizmu, które zawierają w sobie pewien zapalnik, wojenny komponent nienawiści do wroga.  

Jest to związane z historią, z konfliktem między Izaakiem i Izmaelem. Jak uczył Sobór Watykański II, religie zawierają ziarna prawdy, boski komponent. Jednak jako system są zbudowane także z ludzkiej kultury, namiętności i cielesności: obejmują całego człowieka. Dlatego, jak podkreślał Sobór, to nie tylko sami ludzie potrzebują Chrystusa; potrzebują Go także religie. Muszą zostać zbawione przez Jezusa i właśnie to mogła być jedna z głównych myśli Franciszka, który niczym swój imiennik wyruszył w te najbardziej zapalne miejsca, by głosić tam Ewangelię. 

Wybuch nienawiści, do którego doszło po wizycie papieża Franciszka w Ziemi Świętej, może być rozpatrywany na dwa sposoby. Po pierwsze ktoś może próbować zatrzeć wrażenie zwiększonej obecności Chrystusa w tym regionie; ktoś stara się zatrzeć próby Ojca Świętego, który stara się pojednać Izraelitów z muzułmanami. Z drugiej strony eskalacja konfliktu może być efektem pewnej operacji chirurgicznej, podania lekarstwa. Może być to objaw wewnętrznej walki, która doprowadzi do nowego pragnienia pokoju w ludziach obolałych, których serca często owładnięte są nienawiścią.

A jak na sytuację chrześcijan w regionie Bliskiego Wschodu może wpłynąć proklamacja Państwa Islamskiego, kalifatu?

Może mieć to bardzo zgubny wpływ. Przede wszystkim dlatego, że wzmaga się dziś zła mowa, wzmagają się pieśni wojenne, które budzą w ludziach złe instynkty. Dzieje się tak zwłaszcza dlatego, że protagoniści kalifatu odnoszą się do uczuć religijnych, a jest to w kontekście wzywania do powszechnej wojny niezwykle niebezpieczne. To wielka przeszkoda w dialogu, w szukaniu porozumienia. Trudno odnaleźć wspólny język z kimś, kto owładnięty jest obsesją zdobywania świata.  Dużym problemem jest dziś odradzanie się odłamu islamu, zwanego „combat islam”, islamem wojującym, ekstremistycznym. Nurt ten odwołuje się do haseł absolutystycznych, próbuje narzucić wszystkim swoją narrację i wzywa do świętej wojny – dżihadu.

Pogróżki nieustannie idą w świat, także w kierunku Ukrainy czy Polski, która uczestniczyła w operacjach wojskowych na Bliskim Wschodzie. Te wezwania ekstremistów muszą mieć ogromny wpływ na wyobraźnię i serca młodych wyznawców islamu ze wszystkich krajów. Wzmagają chęć wojny. Przecież zapalnikiem aktualnej, trudnej sytuacji w Izraelu było właśnie zabójstwo trójki izraelskich chłopców. W odwecie zamordowano jednego chłopca palestyńskiego. Z takich przyczyn, gdy narusza się najbardziej świętą sferę człowieka, wybuchają wojny. Uderzenie w dzieci jest czymś niezwykle diabelskim i niebezpiecznym. Krzywda rodzi krzywdę, zemsta – potrzebę zwielokrotnionego jeszcze odwetu.

Wśród bojowników z ISIS jest wielu obywateli Europy Zachodniej. Czy oznacza to wzrost zagrożenia terrorystycznego w naszym regionie?

Obecność Europejczyków w szeregach terrorystów to efekt naiwnego, lewicowego i ateistycznego sposobu uprawiania polityki europejskiej. Polityka ta nadmiernie otworzyła drzwi dla emigracji muzułmanów, licząc na ich asymilację. Nie wzięto pod uwagę tego, jak silnie mogą odradzać się dawne apetyty muzułmanów w kwestii podbicia Europy i odzyskania utraconych ziem - Bałkanów i Hiszpanii. Oni nigdy nie pogodzili się z utratą terytoriów europejskich ani z upokorzeniem, jakiego doznała cywilizacja arabska ze strony Europejczyków.

Efektem takiej polityki europejskiej jest to, że pojawia się tu odradzający się fundamentalizm islamski. Jego głosiciele dysponują wielką siłą uwodzenia serc i umysłów młodych Europejczyków, którzy żyją w próżni aksjologicznej zachodniej Europy i są owładnięci lewicowym, marksistowskim myśleniem. Wiele młodych osób, które chcą złapać jakąś wiodącą ideę, jakąś wiarę, która wypełni ich życie treścią, zaczyna wierzyć w boga wojny, w przemoc i podbój świata pod sztandarem Mahometa. Serce ludzkie nie znosi próżni. W momencie, gdy młody człowiek z Europy popełnia apostazję i rozstaje się ze swoim Zbawicielem, Jezusem Chrystusem, odcina się od swoich korzeni, staje się bardzo podatny na rozmaite infekcje, także te najgorsze.

Czy Kościół może przyciągnąć do siebie osoby, które skłaniają się ku islamskiemu ekstremistycznemu fundamentalizmowi?

Myślę, że to była jedna z głównych intencji papieża Franciszka. Odwołał się on do jednej z najpiękniejszych kart historii ewangelizacji w Kościele katolickim. Chodzi tu o moment, w którym św. Franciszek z Asyżu pojechał do sułtana muzułmańskiego, by głosić mu Chrystusa. Nie tylko obwieszczał dobrą nowinę o Bogu, ale ryzykował też swoim własnym życiem. Dzisiaj potrzeba na nowo dawania świadectwa wiary, ukazywania prawdziwego oblicza i orędzia Chrystusa. Nawet jeżeli misjonarze Kościoła nie są w stanie dotrzeć bezpośrednio do wszystkich tych ludzi, którzy są zagrożeni islamską przemocą, to komunikację ułatwiają środki masowego przekazu. To jest wyzwanie dla Kościoła: nie tylko się modlić, ale ukazywać wielkie przywiązanie do Chrystusa, który rządzi światem dzięki miłości: miłości posuniętej aż do ukochania nieprzyjaciela. Tymczasem twarz boga wojny, boga zemsty, jest fałszywym wyobrażeniem. To wytwór świadomości chorego człowieka. 

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Fronda 10 VII 2014