Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: W związku z sytuacją, w której O. Artur Sosa, generał zakonu jezuitów stwierdził, że diabeł nie istnieje, ale ,,stworzyliśmy sobie symboliczne figury takie jak diabeł, żeby symbolizowały zło...'' - czy w takim razie Kościół Katolicki miał przez ponad 2000 lat urojenia a teraz oświecony jezuita otworzył nam oczy?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Aż boję się otwierać usta na ten temat... Ojciec Generał wypowiedział się w wywiadzie dla „El Mundo". Zapytano go: „czy Ojciec wierzy, że zło jest wytworem ludzkiej psychiki czy pochodzi od wyższego bytu". A Ojciec Generał odpowiedział: „Mamy takie figury symboliczne jak diabeł, aby wyrazić zło. Uwarunkowania społeczne także reprezentują taką figurę". Rozlała się fala komentarzy, że generał jezuitów kwestionuje realne istnienie diabła. Dlatego około bodaj 13 czerwca interweniował rzecznik generała, który stwierdził: ,,Dla ojca Sosy nie ma innego przekonania, poza tym, co zawiera się w doktrynie Kościoła katolickiego. Nie posiada w tej sprawie żadnego innego zdania". 

Kilka dni później Tomasz Terlikowski przeprowadził ze mną wywiad w tygodniku „Do Rzeczy", w którym stwierdziłem, odpowiadając na pytanie „Czy „czarny papież" jest heretykiem?''.
Jeśli spojrzeć na to od strony formalnej czy prawa kanonicznego to mogą być co do tego pewne wątpliwości, ale z punktu widzenia zdrowego rozsądku, a także wyczucia eklezjalnego na to pytanie trzeba odpowiedzieć twierdząco. Odrzucenie osobowego istnienia diabła jest w sprzeczności z doktryną Kościoła wyrażoną zupełnie jasno w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Trzeba więc powiedzieć, że - choć to brzmi szokująco - generał Towarzystwa Jezusowego popełnia herezję".

Po tej wypowiedzi toczy się dyskusja na różnych poziomach - zabrali w niej głos ojcowie Wojciech Żmudziński, Jacek Siepsiak, Jacek Prusak, Dariusz Piórkowski, Dariusz Kowalczyk, ojcowie prowincjałowie obu prowincji jezuickich w Polsce. Skala zarzutów polemicznych jest znaczna. W ostatnich dniach na jezuickim portalu deon.pl ukazał się ciekawy artykuł -wywiad z nie jezuitami - księżmi profesorami z UPJPII z Krakowa - ks. Wojciechem Gryglem i Dariuszem Wąskiem. Próba ustosunkowania się do wszystkich wątków to temat na wywiad -rzekę. Ale w tym miejscu i po tym wstępie, zwracającym uwagę na rozległość naszego lokalnego, bądź co bądź sporu, chciałbym zwrócić uwagę na jedną kwestię.

Wątpliwości nie tylko „inkwizytora" Terlikowskiego i „toruńskiego celebryty" Bortkiewicza, ale wątpliwości wielu innych, w tym kard. Burke, wątpliwości teologów i publicystów na całym świecie, interwencja rzecznika generała jezuitów (czy poradna czy nieporadna to inna kwestia), dyskusja na łamach mediów - to wszystko najoględniej znaczy jedno - brak jednoznaczności wypowiedzi o. Soso. Brak, który upoważnia do stwierdzenia, że jego słowa stają w sprzeczności z nauczaniem Kościoła. Moi polemiści, zwłaszcza ks. Grygiel i Wąsek zwracają uwagę na brak ujęcia problematyki diabła w Credo, czy w orzeczeniach stricte doktrynalnych Kościoła. Istotnie, problem obecności i natury diabła we współczesnej teologii stał się problemem dyskutowanym szeroko. Chciałoby się powiedzieć, że to zabieg samego bohatera sporu, który jak pisał Brandstaetter w „Pokutniku z Osjaku" jest „mistrzem metafizyki niebytu".

W roku 1972 bł. Paweł VI stwierdził: ,,Zło jest nie tylko brakiem, lecz jest działającą siłą, żywym bytem duchowym, zepsutym i niszczącym, straszliwą rzeczywistością, tajemniczą i napełniającą lękiem". Trzy lata później Kongregacja Nauki Wiary stwierdziła: „Istnienie szatana i demonów nie stało się wprawdzie w ciągu wieków wyraźnie przedmiotem wypowiedzi Urzędu Nauczycielskiego", ale dodała: ,,Kto sprzeciwia się przyjęciu tej rzeczywistości, ten opuszcza teren nauki biblijnej i kościelnej; czyni to także ten (...), kto oświadcza, że jest to jakaś pseudo-rzeczywistość, pojęciowa i urojona personifikacja nieznanej przyczyny całej naszej nędzy (...); jest rzeczą pewną, że rzeczywistość demonów, konkretnie poświadczona przez to, co nazywamy tajemnicą zła, i dzisiaj pozostaje zagadką otaczającą życie chrześcijańskie". Do tego możemy dodać wypowiedzi św. Jana Pawła II z jego katechez o upadłych aniołach czy stwierdzenia Katechizmowe.

Myślę, że mamy w tym sporze o wypowiedź generała jezuitów dwie płaszczyzny: ci, którzy go bronią odwołują się do ściśle formalnej definicji herezji, ci, którzy go krytykują stają po stronie orzeczenia Kongregacji Nauki Wiary: „Kto sprzeciwia się przyjęciu tej rzeczywistości, ten opuszcza teren nauki biblijnej i kościelnej". Dlatego, pozwolę sobie przypomnieć, powiedziałem w wywiadzie na pytanie o możliwość herezji ze strony przełożonego kościelnego: „jeśli spojrzeć na to od strony formalnej czy prawa kanonicznego to mogą być co do tego pewne wątpliwości, ale z punktu widzenia zdrowego rozsądku, a także wyczucia eklezjalnego na to pytanie trzeba odpowiedzieć twierdząco".

Jeśli nie byłoby diabła, to nie byłoby piekła, a w związku z tym i kary za grzechy. A jeśli nie ma kary to nie ma i nagrody więc można wyjść z założenia, że nie ma Nieba i Boga. Czy do takiej konkluzji może nas zaprowadzić teza generała jezuitów?

Oczywiście, wszystko co mówimy i głosimy ma swoje logiczne następstwa i konsekwencje. Można zatem dojść do takich logicznych konkluzji. Tym bardziej, że wypowiedź o. Sosa jest bardzo niejednoznaczna.
Proszę pozwolić, że sięgnę jednak do bardzo intrygującej interpretacji moich dwóch krakowskich Kolegów. Zauważają oni: „O. Sosa bierze na poważnie osiągnięcia nauki, a więc zdaje sobie sprawę, że stwierdzenie stopnia odpowiedzialności człowieka za jego czyny jest coraz bardziej skomplikowane. Zgadzamy się z tym, ponieważ obserwujemy jak neuronauki wskazują na wiele determinizmów - skłania to teologów do kompatybilistycznych ujęć wolnej woli. Po drugie, genetyka dostarcza informacji o szerokim wpływie czynników biologicznych na ludzkie wybory. Po trzecie, nauki społeczne wskazują na mocne uwarunkowania społecznym i kulturowym kontekstem".

Ten komentarz dotyczy słów ojca generała, który stwierdza po prostu - cytuję w oryginale: „Creo que la ciencia nos ayuda y permite crear mejores condiciones para que el ser humano pueda desarrollar su libertad. Nadie discute la condición del hombre como alguien que puede escoger y también comprender sus limitaciones".
Jak rozumiem, generał jezuitów stwierdza jedynie, że nauka pomaga i pozwala stworzyć lepsze możliwości rozwoju ludzkiej wolności. Nie zauważam tutaj, ani jakiegoś ukłonu w stronę neuroetyki czy kwestionowania wolnej woli. Moi polemiści jednak wyraźnie optują w tym kierunku w swojej autorskiej interpretacji słów o. Sosa.

Przyjmijmy zatem, że mają rację. Że odczytują w słowach generała jezuitów poglądy, o których pisał św. Jan Paweł II w „Veritatis splendor": „ W innych epokach sądzono, że człowiek jest całkowicie podporządkowany „naturze", a nawet przez nią determinowany. Jeszcze dzisiaj wielu uważa, że współrzędne czasoprzestrzenne świata postrzegalnego zmysłowo, stałe fizyczno-chemiczne, siły cielesne, skłonności psychiczne i uwarunkowania społeczne to jedyne czynniki, które mają naprawdę decydujący wpływ na ludzką rzeczywistość. W takim kontekście nawet zjawiska moralne, mimo swej odrębności, są często traktowane tak, jakby można je było sprowadzać do zbioru danych statystycznie sprawdzalnych, czy do zachowań dostępnych obserwacji i wyjaśnianych jedynie w kategoriach mechanizmów psychospołecznych" (VS 46). Rozumiem, że moi Koledzy z Krakowa widzą w słowach ojca generała (umiarkowany) determinizm neurobiologiczny czy genetyczny, nie determinujący, ale jednak ograniczający pole ludzkiej wolności.

Widzą z pewnością to, co ojciec generał powiedział, a mianowicie, że diabeł jest figurą symboliczną. Piszą i wyjaśniają: „zło, jako fenomen spoza tego świata próbujemy nazwać, określić pojęciami, a jednym z nich jest „diabeł"". W innych partiach swojej refleksji zwracają uwagę na problemy językowe w tego typu opisach - „terminy teologiczne sformułowane w języku pozytywnym (np. osoba itp.) mogą być używane tylko wtedy, gdy rozumie się je w znaczeniu metafory lub symbolu. Zaleca się więc równoczesne używanie języka negatywnego i pozytywnego, by nas chronić przed bałwochwalstwem i budować szacunek do tajemnicy". Należy zatem, jak rozumiem, unikać stwierdzenia diabeł jest osobą, bytem realnym, istotą duchową, lecz raczej mówić na zasadzie negacji, podkreślając po prostu charakter symboliczny.
Wreszcie, zgodnie z wypowiedzią generała jezuitów - „Również kondycja społeczna może reprezentować tę postać, ponieważ są ludzie działający na rzecz zła, ponieważ znajdują się w środowisku, w którym trudno jest postępować inaczej", można dostrzec taką postać struktur społecznych, struktur grzechu, które wręcz determinują człowieka do negatywnych zachowań. Oczywiście, można się spierać o owo „determinowanie". Generał jezuitów mówi „trudno jest postępować inaczej", ale nie stwierdza też, że jednak można inaczej postąpić.

Co to wszystko oznacza? Według moich krakowskich Kolegów, można - jak się wydaje dostrzec w dwóch akapitach wywiadu o. generała Arturo Soso - elementy mocnych uwarunkowań biologicznych, które stanowią wyzwania dla wolnej woli, elementy rozumienia diabła w kategoriach symboliki opisującej zło „zakotwiczone w rzeczywistości transcendentnej - jest ono powiązane z wolnością, która stanowi "Boży" pierwiastek w człowieku". Wreszcie można dostrzec takie uwarunkowania społeczne, które sprawiają, że trudno jest w tych strukturach zła postąpić wbrew nim i nie mamy odpowiedzi na pytanie, czy mimo tych uwarunkowań można postąpić inaczej.

Nie wiem w związku z tym, czy moi Polemiści nie stają się mimowolnie moimi Protagonistami. W ich interpretacji słowa o. Soso mogą być odczytane jako wizja człowieka o ograniczonej mocno wolnej woli, nie wiadomo czy zdolnego do podejmowania decyzji wbrew uwarunkowaniom struktur grzechu. Na dodatek ten człowiek ograniczonej wolności staje w świecie, w którym nie ma tak naprawdę i dosłownie - realnego, bytującego realnie szatana, diabła. Jest tylko figuratywny symbol rzeczywistości wewnątrz człowieka. Nie będę dalej rozwijał tej wizji, ale jest ona dla mnie radykalnie i do szpiku kości przerażająca swoją bezradnością i pesymizmem. Człowiek jest właściwie skazany na klęskę, pozbawiony rozpoznania przeciwnika, nieprzyjaciela człowieka (szatana) i pozbawiony możliwości wolnego i odpowiedzialnego sprzeciwy wobec zła.

Czy warto w ogóle odnosić się do różnych nowoczesnych pomysłów w Kościele? Nie lepiej iść z lewicowym prądem, liberalizować prawdy i zasady wiary, naginać je tak, aby żyło się wygodniej ale ze świadomością, że przecież jednak ,,w coś się wierzy''? Mnóstwo wiernych może ulec takiemu złudzeniu, skoro nawet księża (a jezuici to także księża) chcą nas przekonać, że diabeł nie istnieje?

Pani redaktor, myślę, że warto jest poznawać naukę Kościoła, warto studiować teologię, czytać dokumenty Nauczycielskiego Urzędu Kościoła. W tym zakresie mamy ogromny deficyt. Teologia jest naprawdę ciekawa. To, czego sam jestem w tej chwili świadkiem i czynnym uczestnikiem, bardzo mnie przekonuje do teologii. Staliśmy się w tych dniach uczestnikami bardzo ciekawego sporu. To, co osobiście mnie satysfakcjonuje to zmiana tonacji dyskusji. Zaczęło się od bardzo emocjonalnych wypowiedzi, w tej chwili zaczęliśmy debatę teologiczną. Jestem bardzo wdzięczny moim krakowskim kolegom, jak i o. prof. Dariuszowi Kowalczykowi za ich wypowiedzi. To, co jest wspólnym mianownikiem - w moim odczuciu - tej debaty to chęć zgłębienia tajemnicy wiary i podzielenia się tym, czym się żyje.

Chciałbym zarazem powiedzieć coś sobie samemu i swoim współbraciom. Kiedy od kilku dni śledzę tę dyskusję (i ją podtrzymuję) przypominam sobie słowa Pana Jezusa do Piotra: „umacniaj braci twoich w wierze". To słowa dotyczące z pewnością w sposób szczególny papieża, ale przecież każdego z nas, przewodników wiary. Myślę, że ojciec generał jezuitów staje się dla nas wszystkich w tych dniach apostołem przestrogi przed niejednoznacznością wypowiedzi, szukaniem słów kompromisu, wchodzeniem w mieliznę postprawdy i postpojęć. Rozumiem doskonale potrzebę nowoczesnej narracji, hermeneutyki w przekazywaniu prawd wiary, ale zarazem rozumiem to tak, że sensem tej narracji jest objaśnienie tego, co możliwe w zrozumieniu tajemnicy, a nie jej banalizacja.
Jest jeszcze ostatni element, na który chcę zwrócić uwagę. Już bez komentarza. Prowadzimy naszą rozmowę w kilkanaście godzin po informacji o odwołaniu z urzędu prefekta Kongregacji Nauki Wiary, kard. Muellera przez Biskupa Rzymu. Nie są to informacje potwierdzone przez Watykan, ale ujawniane przez kilka poważnych źródeł. Nie sposób uniknąć refleksji, że taka decyzja nie ułatwia nam katolikom trwania w blasku prawdy wiary.

Dziękuję za rozmowę