Wyszedłem z sądu i zatrzymałem się, nie wiedząc, co począć. Gdy tak stałem niezdecydowany, podszedł do mnie mecenas Waldemar Puławski, porządny człowiek, który, w przeciwieństwie do innych mecenasów, zawsze był względem mnie fair. Nasze oczy spotkały się na ułamek sekundy. – Przez wiele lat byłem prokuratorem – zagadnął. – A potem jako obrońca reprezentowałem wielu ludzi w głośnych sprawach. Od „Inki” oskarżanej w sprawie o zabójstwo ministra Jacka Dębskiego, po bezwzględnych łotrów – popatrzył na mnie uważnie, po czym wrócił do przerwanego wątku. – Tak więc, panie Wojtku, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wiele rzeczy w życiu widziałem, ale to? – Pokręcił głową, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. – To coś, co wymyka się mojej wyobraźni. Jedno wiem na pewno: to nie pan powinien siedzieć na tej ławie oskarżonych, ale ktoś zupełnie inny. I wszyscy na tej sali wiedzą, kto.

Nie odpowiedziałem, bo podobnie jak mój obrońca, też byłem w szoku. I podobnie jak on zastanawiałem się, czy Bronisław Komorowski odpowie kiedyś za wszystko, co zrobił.

<<< KSIĄŻKĘ POGORZELISKO MOŻESZ KUPIĆ TUTAJ! POLECAMY! >>>

Wracając samotnie z sądu do domu myślałem o tym, co zeznał Winiarski. Był agentem CBŚ o kryptonimie „Orzeł” i jak słyszałem, skutecznie rozpracowywał mafię paliwową. Wiele spośród postaci, które przywołał dziś w sądzie, nie była mi obcych. Nie to, by moje ścieżki przecięły się z ich ścieżkami. Bardziej to, że działalność tych ludzi oraz ich kariery, bywały szalenie interesujące. Oczywiście dla kogoś, kto interesował się wyłudzeniami na miliardową skalę, niewyjaśnionymi samobójstwami czy innymi historiami, o których można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że przywracają wiarę w człowieka. Najprzód Austriak Manfred Holletschek. Wiedziałem o nim sporo. Obok Wolfganga Kasco był głównym założycielem Pro Civili, doskonale znanym polskiej policji. Jak to więc możliwe, że dopuszczono, by Holletschek rozwijał w Polsce współpracę z byłymi oficerami Północnej Grupy Wojsk Radzieckich, stacjonującymi w Legnicy, zorganizowanymi grupami przestępczymi z Ukrainy oraz z Leszkiem Danielakiem, jednym z przywódców „Pruszkowa”? A pośrednikiem w kontaktach pomiędzy Pro Civili a mafią pruszkowską był między innymi Jarosław Sokołowski pseudonim „Masa”, który odmówił składania zeznań o Pro Civili. Bał się, bo wiedział, że Fundacja to w rzeczywistości przykrywka dla dobrze zakonspirowanej międzynarodowej organizacji przestępczej założonej przez ludzi WSI, którzy doprowadzili do wielomiliardowych wyłudzeń i do śmierci co najmniej kilkunastu osób. Podstawą działania Pro Civili była kooperacja z Wojskową Akademią Techniczną, dlatego też podstawy te zabezpieczono solidnie. Według informacji policjantów specyficzny rodzaj zainteresowania elementami działalności Fundacji – na styku jej kooperacji z WAT – wykazywał, jako szef MON, Komorowski, który zdaniem oficerów CBŚ na rzecz Fundacji prowadził działania osłonowe. Gdy śledztwo szło pełną parą i gdy w jego toku zamierzano przesłuchać Komorowskiego, do Komendy Głównej Policji wkroczyli przedstawiciele generała Tadeusza Rusaka, szefa WSI i zarazem znajomego Komorowskiego. Dokumenty, pod pozorem przejęcia śledztwa przez WSI, zabrano, śledztwo przekierowano w ślepą uliczkę – i koniec! Sprawa dotycząca wielomiliardowych wyłudzeń i zagadkowych „samobójstw” nigdy nie została wyjaśniona. Zeznania Winiarskiego były kolejnym potwierdzeniem niewidzialnych więzi, jakie miały łączyć byłego szefa MON, przyszłego prezydenta Polski, z założycielami Pro Civili i innymi przedstawicielami tej organizacji. Przynosiły odpowiedzi tam, gdzie dotąd pytania pozostawały bez odpowiedzi, i stanowiły domknięcie koła. Poza wszystkim dotykały spraw pozornie mniej istotnych, a nawet quasi-groteskowych – ale tylko pozornie. O zadziwiających relacjach dotyczących Komorowskiego i posłanki PO, o których wspomniał Winiarski, wiedziałem to i owo już wcześniej. Wiedziałem, że to dzięki Komorowskiemu pracownica Spółdzielni Spożywczej „Społem” nieomal wprost ze spółdzielni trafiła do elitarnego grona polityków i to nie na byle jakie stanowisko: wiceministra obrony narodowej, zastępcy Komorowskiego, wtenczas szefa MON. Nigdy nie miałem nic przeciwko pracownikom Spółdzielni „Społem”, bo niby dlaczego miałbym mieć, ale taki awans jawił się, jako coś irracjonalnego. Zwłaszcza że wskutek tego awansu Zakrzewska została przełożoną pułkowników i generałów Wojska Polskiego i de facto całej polskiej armii, a to już była czysta abstrakcja. Gdy podczas przesłuchania w toku mojego procesu spytałem ją o kulisy surrealistycznej kariery i o relacje łączące ją z Bronisławem Komorowskim, posłanka PO odpowiedziała z pewnym przestrachem malującym się na twarzy: „nie pamiętam jak zostałam wiceszefem MON, nie pamiętam też, jak poznałam Bronisława Komorowskiego”. Skleroza najważniejszych osób w państwie, która objawiła się podczas mojego procesu, nie była niczym nowym. Podczas składania zeznań prawie niczego nie pamiętał Paweł Graś, szef Sejmowej Komisji ds. Spraw Specjalnych, a potem rzecznik rządu Donalda Tuska, który na sto pytań zadanych w sądzie w siedemdziesięciu siedmiu przypadkach zasłonił się niepamięcią. Niczego nie pamiętał szef ABW, co akurat na jego stanowisku wydawało się nieco zaskakujące, ale nie takie rzeczy zdarzają się na świecie, prawda? Niczego nie pamiętał także prezydent Komorowski, który przebił rzecznika rządu, Pawła Grasia, i w odpowiedzi na pytania ponad osiemdziesiąt razy zasłonił się niepamięcią. Skoro takie persony, było nie było, najważniejsi ludzie w państwie, mogli mieć sklerozę, to dlaczego nie mogła mieć jej Jadwiga Zakrzewska? Osobiście żałowałem, że chorobliwa niepamięć najważniejszych osób w państwie niosła ze sobą komplikacje, bo np. w ich efekcie sędzia został zmuszony – z nie swojej winy – do zamieszczania w sądowych aktach quasi-kuriozalnych adnotacji: „Nie można przeprowadzić konfrontacji z udziałem Pawła Grasia, bo świadek Graś niczego nie pamięta. Nie można przeprowadzić konfrontacji z udziałem Krzysztofa Bondaryka, bo świadek Bondaryk niczego nie pamięta. Nie można przeprowadzić konfrontacji z udziałem Bronisława Komorowskiego, bo świadek Komorowski niczego nie pamięta. I nie można przeprowadzić konfrontacji z udziałem Jadwigi Zakrzewskiej, bo świadek Zakrzewska niczego nie pamięta”. Taki zapis widnieje w procesowych aktach i kto ma ochotę, może zobaczyć go na własne oczy.

Taki to był proces - w którym ludzkie tragedie przeplatano farsą. W trakcie procesu prokurator wielokrotnie kulił się w sobie, a publiczność zanosiła śmiechem, ale mnie nigdy nie było do śmiechu. Ani na sali sądowej, ani teraz, gdy wracając samotnie do domu po wstrząsających zeznaniach Winiarskiego myślałem o setkach i tysiącach innych osób niszczonych w oparciu o sfabrykowane „dowody” wytwarzane na pęczki przez służby specjalne III RP i - takich jak Komorowski – ludzi na wysokich stołkach. Nie było mi do śmiechu, bo przed oczami miałem, i już zawsze będę miał, obrazy pogorzeliska, jakie zgotowano mojej rodzinie i wielu innym rodzinom niewinnych ludzi. Ich „winą” było to, że znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie, albo uwierzyli, że świat nie musi być, jaki jest, ale jaki mógłby być. Mieli dość odwagi, by tej wiary bronić i stanąć na drodze łotrów pochodzących z innego świata – świata cieni, w którym nie liczy się prawda, uczciwość czy moralność, a tylko to, co praktyczne.

Fragment książki pt. „Pogorzelisko”, której oficjalna premiera odbędzie się DZIŚ w sobotę 21 maja o godzinie 15 00 na Targach Książki na Stadionie Narodowym w Warszawie – stoisko Platon, numer 44, sektor D6. Zapraszamy.

Wojciech Sumliński

https://sumlinski.com.pl/

 

<<< KSIĄŻKĘ POGORZELISKO MOŻESZ KUPIĆ TUTAJ! POLECAMY! >>>