W Kolegiacie św. Anny odbyły się pierwsze z ośmiu zaplanowanych na ten rok Dialogów. Tym razem rozpoczęły się od prezentacji sondy ulicznej, w której przechodnie odpowiadali na pytanie: co znaczy mieć relację z Bogiem? Wśród odpowiedzi, najczęściej pojawiało się praktykowanie modlitwy oraz wiara w Jego obecność. Po obejrzeniu materiału arcybiskup zapytał, czy wypowiadające się osoby były przypadkowe. Zwrócił bowiem uwagę, że nie pojawiła się żadna negatywna czy obojętna odpowiedź, a przecież takich ludzi jest wśród nas wielu.

W tym kontekście przywołał historię J.P. Sartra, filozofa i pisarza, zadeklarowanego ateisty. W autobiografii opisuje scenę, kiedy jako dziecko bawił się zapałkami i zrobił dziurę w dywanie. Żeby zlikwidować dowody winy zamalował farbą dywan i podłogę. Wtedy poczuł na sobie wzrok Boga, który go podglądał. I przeklął Go. Po latach jednak wyznał, że nie do końca udało mu się tego Boga przezwyciężyć. Niejednokrotnie myśl o Nim powracała.

Metropolita krakowski zwrócił także uwagę, że mimo iż w sondzie wielokrotnie była mowa o modlitwie jako sposobie utrzymania relacji z Bogiem, to nikt nie wspomniał o najważniejszym.

- Żeby być w relacji z Panem Bogiem to przede wszystkim trzeba starać się o to, żeby żyć w przyjaźni z Nim, czyli, mówiąc językiem teologicznym, żeby cieszyć się łaską uświęcającą. Żeby w tym stanie z kolei trwać, konieczna jest także spowiedź św., a o tym właściwie nie było mowy - zauważył.

Po krótkiej katechezie arcybiskupa nadszedł czas na pytania. Pierwsze z nich dotyczyło założenia mówiącego, że aby dobry dialog był możliwy, osoby muszą być sobie równe. Jak zatem ma się to do relacji z Bogiem, która z założenia równą nie jest.

W odpowiedzi arcybiskup potwierdził, że w istocie nie ma żadnej równości między Bogiem a nami, a wręcz nieskończona odległość. Bóg jest Stwórcą całego świata, a człowiek marnym pyłkiem. Ale to jest tylko jedna strona prawdy. Z drugiej, Bóg nie tylko stworzył człowieka na swój obraz, ale także nie zostawił go samego z grzechami, przemijaniem i śmiercią. Zesłał Syna, który stał się człowiekiem i dlatego tę odległość do siebie niesamowicie skrócił.

- Bóg dał się nam dotknąć, dał się nam zobaczyć w Jezusie Chrystusie, (...) I ponieważ stał się On jednym z nas i podjął ludzki los we wszystkim łącznie z cierpieniem i śmiercią. Dzięki temu rzeczywiście mamy, jak pisze św. Paweł apostoł, „śmiały przystęp do Boga". Tak śmiały, że możemy do niego mówić „Abba", czyli „Ojcze", co dosłownie znaczy to „Tatusiu". To jest szczególna relacja z Bogiem i nie byłaby ona możliwa, gdyby nie to, że Bóg każdą i każdego z nas ukochał - tłumaczył arcybiskup.

Metropolita zwrócił także uwagę, że to Bóg wykonuje pierwszy krok do nas.

- I cały problem polega na tym , co my z tym Bogiem, który do nas przychodzi zrobimy. Czy wyjdziemy Mu na spotkanie, (...) czy odwrócimy się do Niego, czy też, jak w przypadku Sartra, przeklniemy Go.

Kolejny pytający chciał wiedzieć, co znaczy, jak pisze św. Paweł, chwalić Ducha w swoim ciele. Arcybiskup odpowiedź rozpoczął od wytłumaczenia założeń neoplatońskiej koncepcji człowieka, która dominowała za czasów św. Pawła. Otóż mówiła ona, że człowiek składa się z dwóch walczących opcji: ciała i duszy - do tego stopnia, że ciało traktowane było jak więzienie dla duszy i właściwie największym pragnieniem człowieka powinna być uwalniająca śmierć.

- Tymczasem chrześcijańska wizja, to patrzenie na człowieka jako na całość. Interpretatorzy tej całości mówią tak: są w nas te dwa elementy duszy i ciała, ale one wewnętrznie tak się przenikają (...), że o człowieku można powiedzieć, że w jakiejś mierze jest ucieleśnioną duszą i uduchowionym ciałem. Do tego stopnia, że nawet najbardziej duchowe czynności w nas, nawet nasza świadomość ma jakieś podłoże cielesne. (...) Nasze życie duchowe ma zakotwiczenie w naszym ciele - tłumaczył.

Arcybiskup dodał także, że ciągle musimy mieć świadomość, że jesteśmy zamieszkaniem Ducha Świętego w nas i nie wolno uczynić nam niczego, co byłoby obrazą Boga w sferze cielesnej. Jesteśmy za świętość ciała odpowiedzialni. Choć jest to niezwykle trudne i wiąże się ze zmaganiem.

Podczas spotkania pojawiła się także prośba o refleksję na temat przeżyć duchowych św. Matki Teresy z Kalkuty, która przez 50 lat swojego życia w żaden sposób nie odczuwała obecności Boga, a wręcz Jego odrzucenie.

- Dotykamy tutaj bardzo ważnego, o ile nie najbardziej istotnego wymiaru chrześcijańskiej wiary. Ta wiara wcale przede wszystkim nie polega na tym, żeby czuć Boga i Jego obecność (...). Najważniejsze dla chrześcijańskiej wiary jest trwanie na dobre i na złe. Także podczas tych trudnych chwil i lat - wyjaśnił metropolita.

Kolejny pytający wyraził wielkie pragnienie, by mógł zabierać swoje dzieci na liturgie sprawowane przez takich kapłanów, którzy będą dawać świadectwo autentycznej, żywej wiary w Boga. Nawiązując do tej wypowiedzi, arcybiskup Marek Jędraszewski wskazał na ogromną odpowiedzialność kapłana za to, w jaki sposób sprawuje Eucharystię i inne sakramenty. Może swoją postawą przybliżyć nieba albo może to niebo oddalić. Metropolita podkreślił wagę modlitwy za kapłanów. Podziękował także za kolejne Margaretki, które otrzymuje. Mimo że nie zna modlących się za niego osób, jest za nie ogromnie wdzięczny.

Jedno z ostatnich pytań brzmiało: czy można nawiązać relację z Bogiem bez sakramentu spowiedzi?

- Ważne, żebyśmy mieli z Bogiem relację dziecka do Ojca. A ta relacja jest możliwa wtedy, kiedy jesteśmy w stanie łaski uświęcającej. I to jest najważniejsze. Żeby w tej postawie dziecka trwać, konieczne jest korzystanie z sakramentu pojednania - jednoznacznie powiedział arcybiskup. Przypomniał, że wielcy święci regularnie i często przystępowali do spowiedzi. Metropolita dodał także, że bałby się ludzi, którzy lekceważą sakrament pokuty twierdząc, że sobie sami wszystko z Bogiem omówią. Zaznaczył, że taka postawa bliska jest grzechom przeciwko Duchowi Świętemu.

ZA: DIECEZJA.PL

dam