W ciągu ostatniego miesiąca obserwowaliśmy ogromny spektakl w wykonaniu opozycji. Określano go różnie: „protest”, „kryzys parlamentarny”, „pucz”. W czwartek 12 stycznia okupacja sali plenarnej przez posłów PO dobiegła końca...

 W środę, tuż przed rozpoczęciem 34. posiedzenia Sejmu, lider Nowoczesnej, Ryszard Petru zapowiedział, że kierowane przez niego ugrupowanie nie będzie już blokować mównicy sejmowej, a parlamentarzyści Nowoczesnej zasiądą w ławach sejmowych, choć ich protest przybierze nową formę. Platforma Obywatelska nie miała zamiaru ustąpić. Posłowie PO blokowali mównicę sejmową nawet w momencie, gdy Marszałek Sejmu, Marek Kuchciński otworzył posiedzenie Sejmu. Po ogłoszeniu przez marszałka przerwy w obradach do godziny dziesiątej rano w czwartek, część parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej pozostawała nadal na sali plenarnej. Aż do czwartkowego poranka, gdy szef największej partii opozycyjnej, Grzegorz Schetyna, ogłosił zakończenie protestu.

25 stycznia Sejm wróci do normalnego trybu pracy. Jak cała ta sytuacja wpłynęła na opozycję? O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy dziennikarza, pisarza i publicystę, Bronisława Wildsteina.

B.W.: Wycofanie się opozycji z okupowania Sejmu było nieuniknione. Protestujący politycy zdawali sobie sprawę, że dalsze eskalowanie tej sytuacji wiąże się z utratą zaufania i coraz większym brakiem zrozumienia szerokich rzesz Polaków dla zachowania opozycji.

Kontynuacja okupowania Sejmu wiązałaby się również z totalną klęską. Warto dodać, że cała ta sytuacja i tak była wielką porażką obecnej opozycji, która sama zorganizowała całą tę awanturę i wyszła z niej bardzo poturbowana. Trudno powiedzieć, by Polacy w swojej większości uznawali za zasadne uniemożliwianie pracy Sejmu i atak na parlamentaryzm z całkowicie wydumanych powodów. Przypomnę, że w poprzednich kadencjach również wykluczano posłów z obrad, zdarzało się to nagminnie i jakoś nikt wówczas nie protestował. Podobne sytuacje mają miejsce bez przerwy, choćby w Parlamencie Europejskim. Jest to sprawą oczywistą, a Marszałek Sejmu ma uprawnienia do tego rodzaju działań.

Jeśli chodzi o sprawę bytności dziennikarzy z Sejmu, PiS wycofało się z tego i można różnie interpretować tę ustawę, ale również w tej kwestii reakcja opozycji była bardzo mocno przesadzona. Z całą pewnością nie był to powód, żeby kwestionować rządy większości.

Cały spektakl, który urządziła opozycja, włącznie z groteskową i niepoważną, rotacyjną okupacją sali plenarnej, przyniósł jej wyłącznie szkody. Nic dziwnego, że parlamentarzyści PO i Nowoczesnej musieli jakoś się z tego wycofać. Przy okazji ujawniły się różnego rodzaju pułapki związane z postawą „totalnej opozycji” licytującej się na radykalizm. W efekcie, kiedy Ryszard Petru zaczął zachowywać się bardziej racjonalnie, to Grzegorz Schetyna usiłował przyjąć rolę bardziej radykalnego opozycjonisty. Taka postawa psuje politykę, ale jest to efekt wejścia w tę ślepą uliczkę, w którą sama wpędziła się obecna opozycja. Mam tu na myśli fakt, że jej racją bytu stało się wyłącznie negowanie rządów większości wyłonionej w parlamentarnych wyborach.

Na to wszystko nakłada się jeszcze jedna kwestia: wprawdzie Platformie Obywatelskiej i Nowoczesnej ta sytuacja przyniesie wyłącznie straty, ale tym, którzy stoją za nimi- reprezentantom oligarchii III RP, uprzywilejowanym grupom, wciąż niezwykle silnym i wpływowym zarówno w Polsce, jak i za granicą (bo są to grupy powiązane ze sobą), na rękę jest nieustanne kwestionowanie normalnego ładu demokratycznego w Polsce. Tak samo na rękę tym siłom jest również wprowadzanie stanu rozgorączkowania, który- jak oczekują- w efekcie zmęczy Polaków i doprowadzi do tego, że będą chcieli za wszelką cenę osiągnąć spokój i w najbliższych wyborach odsuną PiS od władzy...

Widać to chociażby po zachowaniach ludzi mediów, takich jak Tomasz Lis, Jacek Żakowski i im podobni. Nie są to oczywiście najważniejsze postacie w Polsce, stali się jednak „twarzami”, symbolami, reprezentantami tego środowiska. Nawet jeśli niektóre ich wypowiedzi wydają się nam groteskowe, to jednak właśnie te postacie z jednej strony są wciąż wpływowe, z drugiej- reprezentują pewien typ myślenia, charakterystyczny dla obrońców oligarchii (czyli rządów nielicznych, w swoim interesie) III RP. Obecna „totalna opozycja” jest w istocie reprezentacją tej oligarchii, tych najbardziej wpływowych i uprzywilejowanych grup. Jeśli opozycja zacznie zachowywać się w miarę normalnie i racjonalnie, może się obawiać, że te środowiska wystawią kolejną partię, która będzie je reprezentowała. I to powoduje taki właśnie, daleki od norm demokratycznych stan rzeczy.

Rozmawiała: Joanna Jaszczuk