Ostatnio w niemieckich mediach pojawiła się informacja, jakoby Polska mogła stracić majowy szczyt NATO w Warszawie, jeśli PiS nie zmieni stanowiska w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Skąd ta nieustanna nagonka i czy jest ona tylko mrzonką niemieckich dziennikarzy? Rozmawiamy na ten temat z europosłem Ryszardem Czarneckim.

 

Jak Pan ocenia rewelacje „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” o rzekomej możliwości odebrania Polsce szczytu NATO? Skąd taki pomysł?

Krótko mówiąc, w Europie wszystko staje na głowie. Ci, którzy zawsze przytulali do swojej piersi uchodźców, jak Szwedzi i Duńczycy, teraz nie tylko nie chcą nowych, ale chcą się pozbyć tych, których już przyjęli. Z kolei Niemcy, którzy zawsze uchodzili za całkowitych pragmatyków, teraz pokazują, że są marzycielami. Bo właśnie marzycielstwem, czy przysłowiowym myśleniem życzeniowym jest podejście prezentowane we wspomnianym artykule i tak właśnie należy traktować te doniesienia.

Więc są to groźby całkowicie bez pokrycia?

Być może niektórym Niemcom się marzy, aby Polsce, która stała się samodzielnym i niezależnym państwem europejskim, odebrano szczyt NATO, ale tamtejsi dziennikarze mogą sobie o tym co najwyżej pogadać, albo ewentualnie popisać, albowiem jest to rzecz zupełnie niemożliwa do realizacji. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę, że ta nerwowość establishmentu niemieckiego zwraca się nie tylko przeciw PiS. Ostatnio niemieckie media warczały również pod adresem Donalda Tuska, gdy ten okazał się zdaniem Niemców nie dość uległy pani kanclerz Merkel w sprawie uchodźców, a nie powtarzać za panią matką Angelą tak, jak to klepał przez lata.

Reakcje niemieckich mediów są jednak bardzo radykalne, by nie rzec wybuchowe.

Niemcy zachowują się w tej chwili jak dziecko, któremu zabrano zabawkę. To dziecko jest bardzo rozkapryszone i niezadowolone z tego powodu, ale Niemcy muszą zrozumieć, że poszczególne kraje Unii Europejskiej mają jednak własną politykę tak w sprawach uchodźców, jak i w sprawach wewnętrznych. Czasy bezrefleksyjnego przyjmowania tego, co płynie z Berlina, już minęły. Im szybciej Niemcy to zrozumieją, tym lepiej będzie dla stabilności Europy.

A więc te agresywne reakcje niemieckiej prasy biorą się stąd, że nie robimy tego, czego by Niemcy chcieli w kwestii uchodźców?

Myślę, że gdyby zadzwonić do zawodowego psychiatry lub psychologa, wytłumaczyłby profesjonalnie, że jeżeli kogoś się przyzwyczaja przez lata do pewnych zachowań, potem mu trudno zaakceptować zmianę tych zachowań. Donald Tusk i koalicja PO-PSL przyzwyczaiły Niemców do tego, że Polska zawsze jadła im z ręki w ostatnich ośmiu latach. Teraz okazuje się, że Polacy mają też własne interesy, są w stanie je artykułować i się tego nie wstydzą. Niemcy nie mogą zrozumieć, że jesteśmy już etap dalej pod względem rozwoju wzajemnych relacji, że Polska pod rządami PiS już nigdy nie będzie membraną postulatów niemieckich, tak jak była nią za rządów Tuska czy Kopacz. Teraz jeżeli niemieckie interesy będą zbieżne z naszymi, będziemy je popierać, zaś jeżeli będą dla nas szkodliwe, będziemy przeciwni takim propozycjom. Im szybciej Niemcy to zrozumieją, tym lepiej dla wszystkich – dla Polski, Europy i dla samych Niemiec.

Myśli Pan, że ten niemiecki pragmatyzm ostatecznie przeważy i nasi zachodni sąsiedzi zrozumieją i zaakceptują nową sytuację?

W tej chwili trwa dość skonsolidowana akcja wywierania na nas presji. Niektórzy liczą, że Polaków da się zmiękczyć, że Jarosław Kaczyński, Beata Szydło, czy Andrzej Duda poddadzą się presji. Te nadzieje nie mają jednak żadnego oparcia w faktach, tak się nie stanie. Rząd polski się nie podda presji, polski prezydent też nie. Dlatego radziłbym naszym niemieckim partnerom w Unii i w NATO oraz tamtejszym dziennikarzom, aby zmienili płytę.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW