Cudowne Świadectwo Rajmunda Nadera(syna duchowego św.Charbela Makhloufa), doświadczenia obecności Boga.

Rajmund Nader,(inżynier elektronik i dyrektor libańskiej telewizji katolickiej Tele-Lumiere) który przeżył mistyczne doświadczenie realnej obecności Boga. Miało to miejsce 10 listopada 1994 roku w pustelni św. Charbela w Annai. Urodziłem się w rodzinie chrześcijańskiej. Byłem wychowywany w duchu głębokiej wiary i praktykowania religii katolickiej. Od wczesnej młodości szukałem odpowiedzi na najważniejsze pytania.

Pustelnia św. Charbela, do której od 1985 roku każdego dnia przyjeżdżał modlić się Rajmund Nader.

Chciałem wiedzieć coś więcej o Bogu: jak stworzył On wszechświat, jaki jest sens i cel ludzkiego życia, czy istnieje życie po śmierci.Jednak najbardziej nurtowało mnie pytanie dotyczące Eucharystii.

Chciałem się dowiedzieć, jak Stwórca całego wszechświata może być rzeczywiście obecny w drobinie białego chleba w Komunii Świętej.

Jako dorastający chłopiec zapytałem o to swojego dziadka, który powiedział mi w kilku prostych zdaniach, że Bóg jest miłością, że zstąpił z nieba i stał się prawdziwym człowiekiem, ustanowił Eucharystię, aby ludzie przyjmowali Jego miłość i wzajemnie się kochali. I dodał: „Jak dorośniesz, to będziesz więcej rozumiał”.

Nie była to odpowiedź, która w pełni mnie usatysfakcjonowała. Byłem jednym z najzdolniejszych uczniów w szkole. Zacząłem dużo czytać, szukając odpowiedzi na swoje pytania i wątpliwości.

W 1975 roku rozpoczęła się wieloletnia wojna w Libanie. Następnego roku, jako 14-letni chłopak, wstąpiłem do chrześcijańskiej formacji zbrojnej, aby walczyć z wojskami muzułmańskimi. Podczas wojny, na co dzień stykałem się ze śmiercią; miałem świadomość, że w każdej chwili mogę zostać zabity i zakończyć swoje ziemskie życie. Dramatyczne przeżycia w czasie wojny sprawiły, że dużo myślałem o życiu po śmierci.

Po skończeniu szkoły średniej rozpocząłem studia na wydziale inżynierskim w Bejrucie; otrzymałem stypendium na kontynuowanie nauki w Londynie, specjalizując się w inżynierii nuklearnej. Studia uświadomiły mi, jak zachwycający jest cały wszechświat, zarówno w mikro-, jak i makrokosmosie, że jest on czytelnym znakiem wskazującym na istnienie Boga Stwórcy. Wierzyłem w istnienie Boga, ale ponieważ mam umysł ścisły, chciałem poznawać Go także swoim rozumem.

Po studiach wróciłem do Bejrutu. Wojna jeszcze trwała, wstąpiłem, więc do wojska i już, jako oficer. Wtedy Pan Jezus powiedział: „To Ja jestem”. Objawił mi siebie nie w fizyczny sposób, ale poprzez doświadczenie niesamowitej miłości, której nie można opisać i wyrazić ludzkim językiem, a także poprzez wewnętrzny pokój.

Brałem udział w walkach o niepodległość Libanu. Założyłem szkołę oficerską, gdzie wykładałem i przygotowywałem do służby w wojsku nowe kadry oficerów. Zajmowałem się, jako naukowiec fizyką jądrową, ale nie zaniedbywałem swego życia duchowego. Codziennie czytałem i rozważałem teksty Pisma św. Chciałem poznać Boga poprzez Pismo św., ale także przez naukowe badania.
Od dzieciństwa byłem zafascynowany Jezusem, bardzo Go kochałem, był dla mnie kimś naprawdę wyjątkowym. Przeczytałem wiele filozoficznych książek, zapoznałem się z historią życia naj-wybitniejszych ludzi i zrozumiałem, że żaden z nich nie dorównuje Jezusowi Chrystusowi. Jest On jedyny i niepowtarzalny w historii całej ludzkości. Byłem zafascynowany osobą Jezusa Chrystusa, aleprzyjęcie prawdy, że jest On prawdziwym Bogiem, było dla mnie bardzo trudne.

Pismo św. zacząłem czytać już w siódmym roku życia, czyli, od kiedy przyjąłem Pierwszą Komunię św., i do dzisiaj czytam je codziennie.

Coraz bardziej i mocniej nawiązywałem relację miłości z Jezusem, ale w dalszym ciągu nie rozumiałem tajemnicy Eucharystii oraz sensu cierpienia i krzyża. Szukałem odpowiedzi na te trudne pytania. W tym celu zacząłem przyjeżdżać do pustelni św. Charbela.
Ten święty jest wielką tajemnicą dla nas wszystkich, a szczególnie dla świata nauki.

Jego ciało po śmierci przez 67 lat każdego dnia wydzielało olej o cudownych właściwościach. W tym okresie z martwego ciała św. Charbela wysączyło się około 20 tysięcy litrów płynu.To jest naprawdę wielka tajemnica, niewytłumaczalna z naukowego punktu widzenia.

Bardzo wielu ludzi w Libanie i na całym świecie doświadczyło różnego rodzaju cudownych uzdrowień i nawróceń dzięki wstawiennictwu św. Charbela. Szukałem odpowiedzi na pytanie o życie po śmierci.

Święty Charbel w jakiś sposób dawał ją przez znaki i cuda, które Bóg działał poprzez jego wstawiennictwo. Chociaż umarł w 1898 roku, to jednak bardzo wielu ludzi doświadczyło i doświadcza prawdy, że on żyje i działa, a więc nasza śmierć nie jest końcem, lecz początkiem życia.

Od 1985 roku zacząłem każdego dnia przyjeżdżać do pustelni św. Charbela, aby się modlić i rozważać teksty Ewangelii.
Przywoziłem ze sobą kilka świec oraz Pismo św. Czasami czytałem również to, co było konieczne w mojej pracy naukowej – o najnowszych odkryciach w dziedzinie fizyki.

Gdy miałem już żonę i trójkę dzieci, najpierw wypełniałem wszystkie swoje rodzinne obowiązki i późnym wieczorem, gdy dzieci już spały, jechałem do pustelni św. Charbela.

Mistyczne spotkanie z Bogiem Miłości.

Tak opowiadał o tym wydarzeniu w telewizji LBC:

10 listopada 1994 roku otrzymałem od Boga nadzwyczajny znak. Było to w dniu moich urodzin, po 10 latach codziennej modlitwy w pustelni (nie mogłem tam dotrzeć tylko w niektóre zimowe dni, gdy były obfite opady śniegu).
Tego dnia, jak zwykle wieczorem, około godz. 22:00 przyjechałem samochodem do Annai i pieszo poszedłem do pustelni św. Charbela. Miałem ustalony rytuał. Najpierw się modliłem, leżąc na wznak z rozłożonymi rękami i patrząc w rozgwieżdżone niebo. Trwało to około półtorej godziny. Uświadamiałem sobie wówczas wielkość, wszechmoc i nieskończoność Boga, Stwórcy całego wszechświata. Następnie zapalałem świece i czytałem jeden rozdział z Ewangelii; rozważałem przeczytane słowa, modliłem się i wracałem do domu.

Było bardzo zimno i, tak jak zwykle, modliłem się przez półtorej godziny, leżąc na wznak. Później uklęknąłem, zapaliłem pięć świec i zacząłem czytać z Ewangelii Przypowieść o talentach (Mt 25,14-30). Po tej lekturze rozważałem, jakie Pan Bóg dał mi talenty i jak je wykorzystuję dla dobra innych ludzi.

W pewnym momencie poczułem, że zaczął wiać bardzo ciepły wiatr, który stawał się coraz cieplejszy i silniejszy. Zrobiło się tak ciepło, że rozebrałem się do koszuli. Zauważyłem, że pomimo gwałtownego wiatru płomienie palących się świec nie zgasły, ale były stałe jak w żarówkach. Byłem zdumiony tym wszystkim, co widziałem. Pytałem się siebie: „Dlaczego zimą na wysokości ponad 1350 m wieje silny, ciepły wiatr i dlaczego nie gasi palących się świec?”.

Początkowo pomyślałem, że mam halucynacje, i aby się upewnić, chciałem dotknąć płomienia świecy, wtedy straciłem przytomnośći znalazłem się w innym wymiarze.

Czułem się, jakbym został przeniesiony do innego świata.Znajdowałem się w wielkim świetle i czułem obok mnie coś nie dającego się bliżej określić, jakąś Obecność.Straciłem moje naturalne zmysły, ktòrych używam tutaj, na tym świecie.Ale zyskałem inne zmysły.Jak gdyby widziało i słyszało się inaczej niż oczami i uszami, odczuwało jakoś inaczej niż sercem.Byłem w innym wymiarze i kontemplowałem cudowne światło, tak rozmaite i intensywne, że nie jestemw stanie tego opisać.Tysiące razy przewyższało światło słońca, ktòre w poròwnaniu z nim wydaje się przytłumionym płomykiem świecy.To światło, chociaż nieskończenie bardziej jaśniejące, było łagodne i delikatne.W słońce można wpatrywać się przez kilka sekund, ale na to światło można patrzeć przez setki tysięcy lat, bez zmęczenia się jego pięknem i intensywnością.Światło, ktòre znamy, jest białe , to było bezbarwne, jak źròdło krystalicznej wody.Światło dochodziło ze wszystkich stron, nie jak światło w naszym świecie, ktòre pochodzi z konkretnego punktu.Ono mnie przeszywało i otaczało.Byłem zdumiony.Pytałem samego siebie:"Czy ja śnię?".

Ale Obecność odpowiedziała mi wyraźnie:

"Nie, nie śnisz".

Ta odpowiedź nadeszła bez głosu, bez słów, bez brzmienia.Jednak była wyraźna.Przychodziła z każdego miejsca i jednocześnie z żadnego miejsca.Pomyślałem znowu:"Może śnię".Obecność odpowiedziała mi ponownie: 

"Jesteś obudzony bardziej niż kiedykolwiek w swoim życiu.Teraz i tylko teraz jesteś naprawdę świadomy".

Znowu odpowiedź nadeszła bez głosu lub mowy czy słów."Obudzony" znaczy świadomy i żywy.Przedtem nie byłem ani jednym ani drugim.

Stawiałem sobie pytania "Gdzie jestem? Co się dzieje? Kim jesteś?".A On, ktòry był jakby we mnie i znał każdą moją myśl, odpowiedział mi: 

 "Ja Jestem, i jestem wszędzie".

Odczuwałem wtedy głębokie uczucie radości i ogromnej miłości.Ogarnięty byłem poczuciem głębokiego pokoju i pełen wszelkich dobrych uczuć, jakich tylko można doświadczać, przede wszystkim wypełniała mnie nieopisana miłość i dobroć.Miłość, ktòra nieskończenie przewyższa nawet najczystsze uczucia miłości wszystkich ludzi.Miłość, ktòrej teraz nie byłbym w stanie zniesć.Jest to nieporòwnywalne uczucie piękna, wielkości i mocy.Żadne słowo nie może wyrazić tego, czego doświadczałem.Kiedy czułem to wszystko w sobie, On powiedział:

"Ja jestem Miłością, którą czujesz".

Pòźniej spostrzegłem, że Obecność zaczynała zanikać, a światło gasło.Doświadczyłem wielkiego smutku.Bałem się utracić ten stan życia i świadomości, bałem się powrotu do stanu "śmierci", w ktòrym znajdowałem się wcześniej.Obawiałem się utraty piękna tego światła.Powiedziałem Mu : "Nie odchodź, zabierz mnie z sobą!", lecz On dał mi do zrozumienia, że zawsze jest obecny i zniknął.Powròciłem do siebie.Byłem prawdziwie wolny, a teraz czułem się jak w więzieniu.Czułem się bardzo słaby, a wcześniej byłem tak mocny!

Znowu odczuwałem ciało.Na początku poczułem silny bòl w kolanach i plecach.Byłem zimny i zesztywniały.Odzyskałem zmysł wzroku i słuchu i ponownie słyszałem wiatr na zewnątrz oraz szczekanie psòw w oddali.Ubrałem koszulę i sweter.Było mi bardzo zimno .Byłem słaby i znajdowałem się w całkowitej ciemności.Umysł starał się zrozumieć to, co się wydarzyło.Dopiero wtedy zauważyłem, że świece były zupełnie wypalone i że minęły cztery godziny, ktòre mnie wydawały się tylko kilkoma chwilami.
Spojrzałem na zegarek – była 3:35 .Włożyłem sweter, zimową kurtkę, posprzątałem resztki wypalonych świec, zabrałem Pismo św. i poszedłem do samochodu. Wracając, myślałem o tych wszystkich nadzwyczajnych przeżyciach, których przed chwilą doświadczyłem. Byłem przepełniony radością, pokojem oraz pewnością czułej obecności kochającego Boga.

Chciałem krzyczeć z radości i mówić wszystkim ludziom, że istnieje Jeden Bóg w Trzech Osobach, że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem – Synem Bożym, który stał się prawdziwym człowiekiem, że umarł za nas i zmartwychwstał, że przebacza nam wszystkie grzechy w sakramencie pokuty i daje życie wieczne w Eucharystii.".

RĘKA I "ORĘDZIA Z NIEBA" ŚW.CHARBELA

Gdy przechodziłem przed figurą świętego Charbela stojącą na dziedzińcu klasztoru, poczułem silne pieczenie na lewym ramieniu. Potarłem je, myśląc że to jakiś owad. Ramie stawało się coraz cieplejsze, podczas gdy reszta ciała była zimna. W samochodzie zdjąłem sweter i podwinąłem rękaw koszuli. Zobaczyłem piec palców. Wyglądało to tak, jakby jakaś dłoń odcisnęła się na moim ramieniu. Ślad otoczony był czerwoną obwódką, jakby znakowany ogniem. Nie czułem bólu, tylko ciepło.Po powrocie do domu pokazałem tę ranę swojej żonie, aby się upewnić, że nie mam halucynacji.

Żona zapytała wtedy, czyje palce są odciśnięte na moim ramieniu. Już byłem pewny, że to nie są moje przywidzenia, lecz obiektywna rzeczywistość. Jestem przekonany, że jest to ręka św. Charbela. W ten sposób święty pustelnik zapewnił mnie, że to moje doświadczenie obecności Boga przed jego pustelnią jest rzeczywiste, że nie jest ono halucynacją. Opowiedziałem żonie w szczegółach o tym, co mi się przydarzyło na modlitwie w pustelni św. Charbela. Takie samo mistyczne doświadczenie powtórzyło się później jeszcze 40 razy, również znamię odbicia dłoni z krwawiącą raną na moim ramieniu pojawiało się i trwało od pięciu do sześciu dni.

Po trzech dniach od tego pierwszego mistycznego doświadczenia obecności Boga spotkałem się kolejno z patriarchą, biskupem Bejrutu i przełożonym zakonu maronitów i opowiedziałem im wszystko o tym niezwykłym doświadczeniu. Musiałem także poddać się szczegółowym badaniom lekarskim, aby stwierdzić, czy to przeżycie nie było spowodowane przez moją psychikę. Przeszedłem także próbny egzorcyzm, aby się upewnić, że nie jestem manipulowany przez działanie złych duchów.

Od tamtego czasu to znamię na ramieniu, które zagoiło się samorzutnie w ciągu pięciu dni, pojawia się ponownie za każdym razem, gdy Charbel powierza Raymondowi Naderowi nowe przesłanie do ogłoszenia światu.Wszystkie przesłania są spisane w książce pt. "Orędzia z Nieba". Fakt jest naukowo niewytłumaczalny, a Nader jest pewny, że chodzi o rękę świętego Charbela.