W kontekście upamiętniania tragicznego zrywu warszawskiego getta chyba wszystkie strony polskiej opinii są dziś zgodne – jego bohaterom należy się pamięć i szacunek.

Najlepiej świadczy o tym popularne ostatnimi laty określenie „pierwsze z warszawskich powstań”, umiejscawiające heroiczny zryw Żydów obok kluczowego dla naszej tożsamości Powstania Warszawskiego. Przy okazji kolejnej rocznicy warto przypomnieć - jak wobec żydowskiego oporu, podjętego w kwietniu 1943 roku, zapatrywało się krajowe podziemie? W tym tragicznym czasie stosunek ten nie był bowiem tak jednoznaczny jak dzisiaj.

„Pisma polskie, niezależnie od ich postawy ideowo-politycznej i stosunku do Żydów, podkreślają, że dzielna postawa obrońców ghetta, zwłaszcza z dotychczasową zupełną biernością mordowanej masy żydowskiej budzi szacunek i żywe współczucie w społeczeństwie” – donosił przesłany do Londynu raport o sytuacji w kraju. „Prasa narodowa ograniczyła się na ogół do informacji, nie dając komentarzy” – uzupełniano. Wyłaniający się z tego lakonicznego podsumowania obraz, zgodny z rzeczywistością był częściowo. Nim jednak omówimy bliżej stosunek poszczególnych nurtów podziemia do żydowskiego wystąpienia, warto możliwie krótko scharakteryzować złożoność relacji polsko-żydowskich w okresie poprzedzającym powstanie.

Prolog

Przez cały niemal okres dwudziestolecia międzywojennego kwestia ogromnej, ok. 3-milionowej społeczności żydowskiej, była jednym z głównych tematów debaty publicznej. Jej znaczenie systematycznie rosło, apogeum osiągając w drugiej połowie lat 30. Swoją tradycyjnie antyżydowską retorykę zaktywizowały wówczas wszystkie odłamy ruchu narodowego. Podchwyciła ją również istotna część obozu sanacyjnego, w hasłach nacjonalistycznych szukająca dla siebie czynnika wzmacniającego, osłabioną po śmierci Józefa Piłsudskiego, legitymizację społeczną. Z tej strony zarzucano Żydom przede wszystkim szkodliwą dla rozwoju Polski dominację gospodarczą [szczególnie w drobnym handlu, gdzie żydowska nadreprezentacja była najwyższa – B.W.], posiadanie własnych – rozbieżnych z polską racją stanu interesów oraz podatność na hasła komunistyczne. Rozwiązania upatrywano w przymusowej emigracji – według niektórych środowisk – części; zdaniem innych – ogółu polskich Żydów.

Szkodliwość przedwojennego status quo dostrzegała również lewica, upatrująca problem nie tyle w samej obecności ogromnego skupiska ludności żydowskiej, co w jej patologicznej strukturze zatrudnienia, destrukcyjnie oddziałującej na gospodarkę, pogłębiającej izolację i oderwanie od państwa „znacznej części tradycyjnych mas żydowskich”. Sytuację według głównych ośrodków polskiej lewicy uzdrowić miały gruntowne reformy społeczno-gospodarcze.

Obie diagnozy podzielała zresztą część środowisk żydowskich. Prace nad programem emigracyjnym sanacyjne władze prowadziły we współpracy z syjonistyczną prawicą; punkt widzenia PPS-u popierał natomiast jej żydowski odpowiednik – „Bund”.

Wybuch wojny i pierwsze lata okupacji bynajmniej nie poprawiły trudnych, pełnych nieufności stosunków, jeszcze bardziej je komplikując.

Godna podkreślenia, lojalna postawa Żydów walczących w wojnie obronnej 1939 roku, nie przebiła się do świadomości polskiego społeczeństwa. Przebiła się do niej natomiast godna potępienia postawa części żydowskiej społeczności Ziem Wschodnich, której przedstawiciele odegrali istotną rolę podczas aresztowań przeprowadzanych przez organa sowieckie.
W tonie alarmistycznym zwracały na nią uwagę nie tylko środowiska tradycyjnie Żydom przeciwne, ale także poszczególne ośrodki wschodnich struktur Związku Walki Zbrojnej.

Sytuację wykorzystywali Niemcy, swoimi posunięciami podsycając antagonizmy i niezrozumienie między obiema społecznościami. Świetne ku temu narzędzie stanowiła kontrolowana przez nich prasa gadzinowa. Najgłośniejszym wydarzeniem był, inspirowany przez okupanta, przeprowadzony za sprawą wywodzącej się z przedwojennej „Falangi”, Narodowej Organizacji Radykalnej [marginalna grupa szukająca porozumienia z Niemcami na gruncie antykomunizmu i antysemityzmu – B.W.], pogrom wielkanocny, do którego doszło wiosną 1940 roku. Kronikarz okupacji, Ludwik Landau, pisał o nim: „Bandy dochodzą do siły 500 ludzi,przeważnie młodych wyrostków i różnych szumowin. Inscenizowanie tych zajść przez Niemców staje się coraz wyraźniejsze. Powszechnie obserwowane jest robienie przez Niemców, wcale się z tym nie kryjących, zdjęć fotograficznych i filmowych”. Hitlerowcy podsycali – podatny niestety – grunt, sami ustawiając się w roli gwaranta spokoju, broniącego Żydów [sic!] przed „polskim motłochem”.

Czytaj więcej na: jagiellonski24.pl