Jakie działania musiałby podjąć PiS, żeby zagwarantować sobie samodzielne rządy?

Dr Jarosław Flis, socjolog, publicysta i komentator polityczny, specjalizujący się w zakresie public relations, socjologii polityki oraz kwestiach związanych z zarządzaniem instytucjami publicznymi odpowiada dla Frondy: „Po pierwsze od zaklinania to się nie stanie. Nie pierwszy raz Jarosław Kaczyński zdaje się wierzyć, że jeśli chce się by coś się stało, to wystarczy to powiedzieć i już to jest. Jak się coś nie podoba, to wystarczy to powiedzieć i problem zniknie. Najlepiej zgubne efekty tego podjeścia widać na  przykładzie przekonania, że media nas nie lubią. Można wierzyć, że jak się powie, że to niesprawiedliwe, to nas polubią. Dzieje się jednak odwrotnie, bo jeśli mówi się mediom, że są niesprawiedliwe, to media tym bardziej nas nie będą lubić. To jest prosty mechanizm - nikomu nie podoba się, gdy mu zarzucić niesprawiedliwe kogoś traktowanie.

Wygranie wyborów prezydenckich na pewno by bardzo pomogło PiS-owi w wygraniu wyborów parlamentarnych. Z kolei jeśli chodzi o wygranie wyborów prezydenckich najlepiej by było, gdyby Jarosław Kaczyński się – zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami - nie odzywał. Póki milczał, Prawu i Sprawiedliwości szło bardzo dobrze. Platforma liczyła, że Jarosław Kaczyński nie wytrzyma wybranej strategii, która przyniosła skok w sondażach po konwencji i wygląda na to, że się nie zawiodła. Nie byłem  przez tydzień w kraju i nagle w mediach nie ma już Andrzeja Dudy, tylko jest Jarosław Kaczyński.

Im bardziej medium jest wrogie PiS, tym bardziej eksponuje Jarosława Kaczyńskiego. Powinno to stanowić dla niego sygnał. Np. w sprawie SKOK – ów, opinię Kaczyńskiego, mającą bronić Dudy, najchętniej relacjonuje Gazeta Wyborcza.  Nie robi tego z troski czy wrodzonej życzliwości dla któregoś z nich, tylko dlatego, że te komunikaty służą straszeniu elektoratu niechętnego Kaczyńskiemu. Przez te lata prezes PiS wyrobił sobie spory elektorat negatywny.

Tendencja do tego, żeby mówić zanim się pomyśli i oszacuje stanowi jego główny problem i widać to raz za razem. Nie ma „musimy wygrać” w polityce – takie stwierdzenia nie dają zwycięstwa. Nie na tym rzecz polega, że się tylko zaciśnie zęby i wtedy się wygra. W polityce obowiązuje zasada, że „musimy mieć pomysł”. Trzeba zastosować strategię adekwatną do odczuć wielkich grup społecznych. Należy mówić co jest ważne dla wyborców, o rzeczywistych problemach. W taką strategię wpisywał się Andrzej Duda, poruszając temat migracji, szans dla młodych, potrzebę stabilności. Nie jest wcale potrzebne wchodzenie w bezpośredni spór z Komorowskim. Druga strona nie chce więc walczyć z Dudą, ale jako przeciwnika przedstawia Kaczyńskiego. Platforma cieszy się z ostatnich wypowiedzi prezesa PiS, gdyż dzięki nim może zyskać poparcie. To jest właśnie ten Kaczyński, który przegrywał wybory. Racjonalnym posunięciem byłoby zmuszenie Komorowskiego do odniesienia się do rządu, tego PiS nie robi, ułatwiając prezydentowi Komorowskiemu ustawianie się tak, jakby nie był kandydatem PO.”

„Kaczyński twierdzi, że z nikim nie może wejść w koalicję. Tak to wygląda, ale bez przesady.  Gdyby PiS wygrał wybory prezydenckie, to nie jestem przekonany, czy byłoby oczywiste dla PSL-u, z kim będzie zawierać koalicję po jesiennych wyborach. Lecz nawet jeśli Kaczyński tak myśli, to nie ma najmniejszego sensu wypowiadanie tego. Czy wówczas jest w stanie przekonać wyborcę wątpiącego - czy zagłosować na PiS czy PO. Co obywatelowi wahającemu się mówi taki komunikat? Między innymi to, że PiS jest partią gorszą, bo nie ma pola manewru. Nie będzie rządzić, bo zdobycie połowy mandatów nie udało się partiom walczącym w korzystniejszych warunkach. Ja nie znajduję strategicznego sensu w tym komunikacie,  nie widzę dla niego odbiorców oraz reakcji jaką miałby wywołać. W 2007 roku Platforma Obywatelska nie mówiła, że na pewno nie zawrze koalicji z lewicą. Jak będzie trzeba to się dogadamy mówił Tusk, lecz może to nie będzie potrzebne – i właśnie tak się stało. Także dzięki głosom wyborców lewicy, pozyskanych brakiem otwarcie wyrażanej wrogości.

Komunikat taki - albo wygramy wszystko, albo nic -  nie służy pozytywnemu odbiorowi partii przez elektorat, który się waha.” – dodaje dr Flis.

[koniec_strony]

Z kolei dr Bartłomiej Biskup, politolog, komentator polityczny na pytanie dotyczące słów prezesa PiS, że „ z żadną partią nie da się rządzić.” odpowiada:

„W sprawie takiej tezy najlepiej zapytać samego Jaroslawa Kaczyńskiego. Jest to dobry komunikat, żeby zagrzewać do boju. PiS chce tak, jak każda partia polityczna zdobyć władzę, więc te słowa świadczą o tym, że Jarosław Kaczyński chce zachęcić elektorat i swoich działaczy partyjnych do ciężkiej pracy, nie przejmowania się tym, co mówią sondaże. Chce zarazić nadzieją, że wynik będzie dużo wyższy. PiS gra o przejęcie władzy w warunkach niesprzyjających dla siebie. Mała wygrana wyborcza z Platformą może mu nie dać władzy, gdyż wówczas może powstać inna koalicja Platformy z PSL i SLD. Jedynym wynikiem dającym szansę na zwycięstwo dla PiS jest wynik około 40%, a nie 32%.„

„Na razie Kaczyński będzie mówił do wyborów, że nie da się wejść z nikim w koalicję. Partie z reguły nie zapowiadają żadnych koalicji wyborczych dlatego, że najpierw muszą przeanalizować wynik wyborczy. Każda partia chciałaby rządzić samodzielnie. Realnie o koalicjach można dopiero mówić po wyborach. Dzisiaj wszyscy będą głosić, że nie będą wchodzić w koalicje, a później jeśli odpowiednia liczba głosów się nie znajdzie, będą je zawiązywać. Jeśli PiS nie znalazłby koalicjanta, może być w opozycji, mimo wygranych wyborów z nieznaczną przewagą.” – dodaje dr Biskup.

Piotr Semka, dziennikarz „Do Rzeczy„ w sprawie działań, które musiałby podjąć PiS, żeby zagwarantować sobie samodzielne rządy odpowiada:

„Musiałby wymyślić dynamiczną linię podziału. Te dwie poprzednie linie podziału w sprawie euro i przyszłości były udane. W dobrej kampanii ma się przygotowanych parę mocnych tematów, które po pierwsze przykuwają uwagę i wywołują polaryzację wśród wyborców. Ten kto chce wygrać musi uzyskać większą popularyzację. Duda ma mało wyrazistych wypowiedzi. Same spotkania na prowincji nie wystarczą, nie umie sterować tematami, choć prezydent Komorowski pomaga mu jak może swoimi ciągłymi wpadkami. W przypadku Komorowskiego coraz bardziej widać, że jest znudzony i zmęczony, że nie ma żadnej ciekawej wizji, który tylko straszy PiS-em i może wymachiwać fetyszem bezpieczeństwa i zgody. Duda musi mieć silniejsze karty. Ma jeszcze miesiąc i dziesięć dni kampanii, musi błyszczeć co parę dni, a nie raz na trzy tygodnie.”

Na pytanie czy wygrana kandydata Dudy na prezydenta przyczyniałaby się, że PiS zyskałby większe poparcie w wyborach parlamentarnych Piotr Semka odpowiada:

„Oczywiście, to jest efekt serii. Choć wtedy histeria i mobilizacja salonu liberalnego byłaby na poziomie europejskim. Domyślam się, że swoje zaniepokojenie zaczęliby zgłaszać liderzy Francji czy Niemiec, co oczywiście przedstawiano by jako katastrofę dla Polski. Na pewno bez silnej pozycji Dudy w wyborach prezydenckich, wybory parlamentarne będą bardzo trudne do wygrania dla PiS - u.

Prezes Kaczyński powiedział w wywiadzie, że są partie, które 20 lat żyją w opozycji. Moim zdaniem jest to bardzo demobilizujące dla działaczy, bo wizja 20 lat pozostania w opozycji nie jest zbyt kusząca.  Dziwię się, że Jarosław Kaczyński mówi takie rzeczy, gdyż nie wpłynie to dobrze na jego partię.  Mimo wygranych wyborów PiS może pozostać w opozycji. Nawet jeśli prezydentem zostanie Bronisław Komorowski, da specjalnie Prawu i Sprawiedliwości misję sformułowania rządu tylko po to, aby potem powiedzieć, że PiS się skompromitował nie umiejąc zbudować koalicji. Los partii, która musi wygrać większościowo jest bardzo ciężki. Tu bardzo widać jak bardzo jest silny w Polsce podział okrągłostołowy. W takiej segregacji SLD, PSL i PO stoją w jednym szeregu, a PiS przez to, że nieustannie nie zgadzał się z podziałem, zawsze miał trudniej.” – dodaje publicysta „Do Rzeczy”.

Karolina Zaremba