Jak wynika z badań zamówionych przez Fundację Dzieci Niczyje, a przedstawionych przez „Rzeczpospolitą” niemal połowa ojców (47 procent) przynajmniej raz w życiu dało klapsa swojemu dziecku, co trzeci z nich przyznaje, że uderzył je ręką.  Pozostali dopuszczają wymierzenie dziecku klapsa, a nawet zdarza im się sprawić mu lanie. 48 procent uznaje, że kary cielesne w żadnym wypadku nie powinny być stosowane. 44 proc. ojców twierdzi też, że choć generalnie nie popierają bicia, to jednak są sytuacje, w których stosowanie klapsów jest usprawiedliwione.

Badania te pokazują, że ojcowie – wbrew nachalnej propagandzie bezstresowego wychowania – dopuszczają kary cielesne. I nie ma w tym ani nic dziwnego, ani skandalicznego. Jeśli mamy do czynienia z czymś rzeczywiście skandalicznym, to jest to fakt, że państwo polskie odebrało rodzicom prawo do karania dzieci, i że odbiera rodzinom, które stosują klapsy ich dzieci (vide historia państwa Bajkowskim, którym udowodniono tylko klapsa). I aż trudno nie zadać pytania, czy nasze służby zamierzają też odebrać dzieci połowie polskich rodzin? A jeśli nie, to może jednak zlikwidowałyby kretyńskie prawo, które nikogo nie chroni przez przemocą, a odbiera rodzicom istotny element wychowawczy.

I bardzo proszę, żeby nie opowiadać mi o tym, że jak dopuścimy klapsa, to dzieci zaczną być zakatowywane. Katowanie, maltretowanie jest w Polsce zakazane, a między nim a klapsem jest naprawdę przepaść. Kara cielesna, wymierzana z miłością, akceptacją, ale też sprawiedliwością, jest istotnym, szczególnie gdy stosowane jest rzadko, elementem wychowawczym, który daje dziecku więcej niż obojętność i totalna tolerancja dla wszelkich jego zachowań.

Tomasz P. Terlikowski