Przedstawiamy kolejny opis mistycznych doświadczeń Cataliny, współcześnie żyjącej Boliwijki. Tym razem dotyczy on sakramentu pojednania. Opisane przez autorkę widzenia są udzielonymi jej przez Boga przeżyciami mistycznymi. Poprzez wzruszające obrazy, Pan Bóg pragnął podkreślić ważność sakramentu pojednania oraz ukazać całą prawdę o tym, co dokonuje się podczas każdej spowiedzi. Pragniemy przypomnieć, że władze kościelne w Cochabamba, z Arcybiskupem Renę Fernandezem Apaza na czele, uznały doświadczenia mistyczne Cataliny oraz jej pisma za prawdziwe znaki Boże, dlatego zezwoliły na ich publikację.

Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną nich, nie zostawia dzie­więćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i są­siadów i mówi im: „Cieszcie się razem ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginę­ła". Powiadam wam: tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzeszni­ka, który się nawraca, niż z dziewięćdzie­sięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.

 (Łk 15, 4-8).

 

 Ty, który gładzisz grzechy świata

We wtorek 8 lipca udaliśmy się do miejscowości Cozumel, gdzie zostaliśmy zaproszeni, by wygłosić konferencję. Pan Bóg poprosił mnie, bym przekazała pew­nej dziewczynie następującą wiadomość:

Powiedz jej, że długo czekałem na ten moment i że pragnę jej całkowitego odda­nia.

Była to dziewczyna, która chciała odbyć spowiedź generalną u naszego kie­rownika duchowego. Kiedy przekazałam jej wiadomość, rozpłakała się. Pan Bóg poprosił mnie wtedy, żebym jej pomogła. Rozmawiałyśmy aż do momentu przyj­ścia księdza. Kiedy wspólnie odchodzili, zobaczyłam nagle, że dziewczynę otacza duża grupa osób - dziesięć może dwanaście - i chce wejść razem z nią do pokoju, w którym miała się spowiadać. W pierw­szej chwili byłam zaskoczona, lecz szyb­ko zrozumiałam, że to, co widzę, jest mistycznym doświadczeniem i zaczęłam się modlić.

Słyszałam jednocześnie odgłosy dono­śnej rozmowy, której towarzyszyła ogłu­szająca muzyka w rytmie bębnów, a także dwa chóry. Jeden składał się z paru osób śpiewających fatimskie Ave Maria, drugi recytował w oddali: Chwała i cześć Bogu Stwórcy, Synowi Odkupicielowi i Ducho­wi Świętemu..!

Uklękłam prosząc Boga o światło dla spowiadającej się dziewczy­ny. Zaraz potem usłyszałam czyjeś wrza­ski. Spojrzałam w stronę, z której docho­dził hałas. Okazało się, że był to balkon od pokoju, do którego udała się ona wraz z naszym kierownikiem duchowym. To, co zobaczyłam, było przerażające: ohyd­ne postacie, zdeformowane stworzenia, które wybiegały z krzykiem rzucając się w dół z balkonu. W pierwszym odruchu podeszłam do okna, żeby sprawdzić, co dalej się z nimi działo, lecz na dole nie było nikogo.

Właśnie wtedy do pokoju wszedł ten sam przyjaciel, który poprosił mojego kie­rownika duchowego o spowiedź dla tej dziewczyny. Oboje słyszeliśmy wyraźnie szczęk łańcuchów i zgrzyt metalu i wyda­wało nam się, że zaraz runą ściany i su­fit. Zaczęliśmy się modlić. Mówiłam mu, żeby się nie bał, że takie odgłosy towarzy­szą zwykle wściekłości demona, z którego władania wydziera się ludzką duszę.

Męż­czyzna przez chwilę modlił się ze mną, po czym musiał odejść. Przez parę minut modliłam się sama. Nie wiem, jak długo to trwało. Nagle jakieś światło kazało mi otworzyć oczy. Zobaczyłam, że ściana oddzielająca mój pokój od pokoju, w któ­rym spowiadała się dziewczyna, zniknęła.

Ona siedziała tam i spowiadała się, lecz nie przed księdzem, a przed samym Jezusem, który zajął miejsce kapłana. Widziałam postać Jezusa z boku. Pod­pierał brodę o złożone jak do modlitwy ręce i wsłuchiwał się uważnie. Za dziew­czyną, przy drzwiach do pokoju, stała grupa osób. Można było między nimi rozpoznać zakonnicę ubraną w niebie­ski habit i czarny welon. Tuż obok niej stał niezwykle wysoki anioł z ogrom­nymi skrzydłami (bardzo majestatycz­na postać), który rozglądał się uważnie na wszystkie strony, a w pra­wej ręce trzymał włócznię. Pomyślałam, że może to być św. Michał Archanioł lub jeden z dowódców jego Anielskiej Gwardii. W głębi, po prawej stronie Jezusa i spowiadają­cej się dziewczyny, rozpozna­łam Matkę Bożą. Stała ubra­na w szaty Matki Bożej Nie­ustającej Pomocy. Miała suk­nię w perłowym kolorze, uszy­tą z materiału przypominają­cego jedwab i płaszcz w ko­lorze „rumianego pieczywa" lub karmelu, z symbolami tego właśnie wizerunku Najświęt­szej Dziewicy.

Dwaj wysocy, uzbrojeni w włócznie anioło­wie z równą uwagą, co anioł stojący przy drzwiach, obser­wowali wszystko, co działo się dookoła. Czujni i uważni, wydawali się pełnić straż przy Matce Najświętszej, która stała z rękoma złożonymi do modli­twy i patrzyła w niebo. Było tam również mnóstwo małych aniołów, które pojawiały się i znikały sprawiając wraże­nie przezroczystych. W pew­nym momencie Jezus uniósł rękę i wyciągnął ją w kierun­ku dziewczyny tak, że prawie dotykał jej głowy. Dłoń Jezu­sa była pełna światła, wycho­dziły z niej złociste promienie, które padały na dziewczynę, okrywały ją swym blaskiem i przemienia­ły. Widziałam jak z każdą chwilą zmienia­ła się jej twarz, tak jakby ktoś zdejmował z niej maskę... Wcześniej zacięta, teraz stawała się bardziej szlachetna, delikatna i pełna pokoju.

W chwili, w której Jezus udzielał dziewczynie rozgrzeszenia, Matka Boża uklękła i skłoniła głowę, a wszystkie postacie znajdujące się wokół niej zrobiły to samo. Jezus wstał, zbliżył się do penitentki, a ja dopiero wtedy mogłam zoba­czyć, że na miejscu, na którym siedział, przez cały czas znajdował się kapłan. Pan Jezus objął dziewczynę i pocałował ją w policzek. Potem obrócił się, objął kapłana i także pocałował go w policzek.

W tym momencie wszystko wypełniło się niezwykłym światłem, które zniknęło unosząc się w górę, tak jak zniknęło rów­nież całe widzenie, a ja znowu znalazłam się naprzeciw ściany mojego pokoju.

Pan Bóg obdarował mnie najpierw tym niezwykłym doświadczeniem mistycz­nym, a następnie wypowiedział te słowa:

Gdyby ludzie wiedzieli, jakiej przemia­ny doznaje dusza podczas dobrze odbytej spowiedzi i zdawali sobie sprawę z obec­ności Ducha Świętego, który mieszka w niej na mocy łaski uświęcającej, przyj­mowaliby ją na kolanach.

Kiedy dziewczyna wyszła z pokoju, w którym się spowiadała, poczułam ogromne pragnienie, żeby przed nią uklęknąć. Uścisnęłam ją jednak tylko z całego serca, wiedziałam przecież, że przytulam osobę, którą wcześniej przytulił Jezus.

Wyglądała zupełnie inaczej, wydawała się młodsza i szczęśliwsza. Opowiedziałam o wszystkim mojemu kierownikowi duchowemu z którym - dziękując Bogu - trwaliśmy dalej na wspólnej modlitwie. W nocy Pan Bóg mnie poprosił, żebym się przygotowała do opisania wszystkiego, co widzia­łam w książce poświęconej Sakramentowi Miłosierdzia, w szczególności Pojednaniu, a co stanowi powyższy tekst.

Źródło: Miłujcie się!