Poseł Pyzik, jak i wojewoda śląski, są jedynymi ludźmi, których staram się nie spotykać na swej drodze i omijać nawet wzrokiem. Bo jestem kulturalnym człowiekiem, więc także tym, co szkodzili mi w sposób świadomy i z własnej nieprzymuszonej woli (bez służbowych nacisków) podaję rękę i nie muszę przy tym udawać serdeczności. Bo zazwyczaj wcześniej zdążyliśmy sobie wyjaśnić swoje żale i usłyszałem "przepraszam" albo zobaczyłem na twarzy, w oczach, coś w rodzaju zawstydzenia.

Wspomnianym panom też bym pewnie rękę podał - bo tak po prostu wypada, bo tak źle" wychowali mnie rodzice, bo inaczej nie umiem, a na korekty co do przyzwyczajeń, które są drugą naturą człowieka, jest już u mnie za późno. Tylko że tej nieszczerości, hipokryzji nawet, nigdy bym sobie później nie wybaczył. Więc lepiej unikać. I nie dlatego, by mi wyrządzili szczególne zło – nie takich rzeczy doświadczałem w życiu.

"Dawniej, kiedy, nie wiem", jak pisał Różewicz, a dla mnie to znaczy w czasach PRL-u, kiedy nie pozwalano mi spokojnie pracować z młodzieżą, usuwano mnie z kolejnych szkół, kiedy już pogodziłem się z myślą, że wyląduję w końcu gdzieś na budowie czy w kotłowni jako "fizyczny", nawet wśród tamtej władzy trafiały się jednostki, u których widoczne było poczucie - wstydu?, zażenowania?, nie wiem jak to nazwać, więc napiszę: - dyskomfortu, zwłaszcza w stanie wojennym i mrocznych latach 80. Chcieli i czasem potrafili pomóc. Wtedy wiedziałem, że jesteśmy we "wspólnej rodzinie ludzkiej".

To były jednak czasy naznaczone duchem Solidarności. I choć mamy pełną świadomość, dziś szczególnie, jak bardzo "duch" ten deprawowany był agenturą, nie ma wątpliwości, że w swej istocie, obejmującej wartości absolutne, przetrwał i już zawsze będzie jednoznacznie rozumiany zgodnie z przesłaniem: "jeden drugiego brzemiona noście".

W ostatnich latach XX wieku, gdy już czuliśmy wszyscy obezwładniający nas "urok" dekadencji, jeszcze czasem byliśmy świadkami zdarzeń, wyrosłych z tamtej tradycji ubiegłowiecznej. Kiedy w 1996 roku próbowano mnie wyrzucić z mojej Szkoły Społecznej, to podobnie jak 15 lat wcześniej w Liceum "Rymera", aktywnie broniła mnie prawie cała społeczność szkolna. Tym razem skutecznie. Solidarność, ta "rodzina ludzka", zwyciężała. Myślałem o tym parę lat temu w czasie manifestacji w Warszawie w obronie prawa TV Trwam do koncesji i cieszyłem się, że znów solidarnie wygrywamy. W podobnym nastroju byłem nie tylko ja w ubiegłym roku podczas jednych i drugich wyborów. Znów wspólnie pomagamy sobie w tryumfie wartości – podnosiłem się na duchu - wyrosłych z tamtych wartości uniwersalnych: "jeden drugiego brzemiona noście."

Więc je noście!: godnie, bez wulgarnych gestów, w codziennym trudzie i rzetelnej pracy, "pożytków własnych zapomniawszy". Bo na razie jest dobrze, z wyjątkiem ekscesów, które przecież w każdym przyzwoitym towarzystwie się zdarzają. Co nie znaczy, że należy je bagatelizować, wybaczać i tłumaczyć Palikotem.

A palec niech pozostanie w polskiej kulturze Norwidowym symbolem przeznaczenia: "Gdy Boży palec zaświtał nade mną/ Nie zdając liczby z rzeczy które czyni/ Żyć mi rozkazał w żywota pustymi."

O innych palcach ani słowa więcej!

Aleksander Chłopek/salon24