Wczoraj, jak podały źródła rządowe w Pekinie, wysokiej rangi chiński dyplomata zwrócił się do odpowiednich władz z Waszyngtonie z sugestią, żeby Stany Zjednoczone zaczęły „poważnie traktować rosyjskie obawy o bezpieczeństwo w Europie”. Pretekstem do rozmów była rzekoma troska Chińczyków o zbliżające się w ich kraju Zimowe Igrzyska Olimpijskie.

„Poprzez dialog – jak napisano w chińskim oświadczeniu - wszystkie strony powinny całkowicie wyrzec się mentalności z okresu zimnej wojny i zbudować zrównoważony aparat”. W dalszej części czytamy, że Chiny są przeciwne zagranicznej ingerencji w działania innych krajów, a szczególnie niechętne są wypowiadaniu się przeciwko Rosji, swojemu kluczowemu partnerowi strategicznemu i stałemu członkowi Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych. Rząd w Pekinie nie życzy sobie także wtrącania się USA w wewnętrze sprawy Chin, a głównie w sposób traktowania mniejszości muzułmańskiej Ujgurów w regionie Xinjiang.

Z powyższego wynika, że Pekin za nic ma prawa mniejszych narodów do samostanowienia, bo najważniejsza jest Moskwa, z którą można robić najlepsze interesy. Ponadto potwierdza się teza zaprezentowana rok temu przez jednego z austriackich politologów, że Chiny z Rosją podpisały tajny protokół (podobny do paktu Ribbentrop-Mołotow) określający strefy wpływów obu państw w Azji i Europie.

P.J.Z.