76-letnia Madeleine Gauron była hospitalizowana w Szpitalu św. Krzyża w Quebecu. Trafiła tam z powodu zwykłego zapalania dziąseł, które wymagało prostego zabiegu. Podczas rekonwalescencji personel medyczny dopuścił się rażącego zaniedbania – kobiecie podano posiłek, którego nie była w stanie sama zjeść i pozostawiono bez opieki. Pacjentka zadławiła się i po nieudanej reanimacji zapadła w śpiączkę.

 

Lekarze skontaktowali się z rodziną kobiety, informując, że u pacjentki stwierdzono śmierć mózgu i nie ma nadziei na jej wyzdrowienie. Ponadto, poprosili krewnych o zgodę na ewentualne pobranie organów od pacjentki.

 

Zszokowana rodzina zażądała kolejnych badań potwierdzających śmierć bliskiej im osoby. Ich zdumienie nie miało końca, kiedy następnego dnia Madeleine obudziła się, samodzielnie usiadła na łóżku i zaczęła jeść jogurt.

 

- Gdybyśmy zgodzili się na pobranie od niej organów, z pewnością by ją zabili – komentuje syn pacjentki. - To niesprawiedliwie, że traktuje się tak starszych ludzi. To, że mama ma 76 lat i jest chora, nie znaczy, że musiała to wszystko cierpieć – dodaje córka kobiety.


Madeleine Gauron może samodzielnie się poruszać, jeść, od razu po przebudzeniu rozpoznała członków rodziny. Dzieci pacjentki zdecydowały się podjąć kroki prawne przeciwko szpitalowi.

 

Przypadek Madeleine Gauron niestety  nie jest przypadkiem odosobnionym. Bardzo często zdarza się, że rodziny mają wątpliwości, kiedy lekarze diagnozują u ich bliskich śmierć mózgu. Kwestionują decyzje lekarzu przekonani, że kryteria śmierci mózgowej ustalono tylko po to, by transplantologom zapewnić źródło świeżych organów. 

 

Z badań opublikowanych przez Sahlgrenska Academy w Gothenburgu wynika, że ponad połowa szwedzkich pielęgniarek, które opiekują się pacjentami, u których zdiagnozowano śmierć mózgu, mają wątpliwości, co do metody podjęcia takiej decyzji. 

 

eMBe/LifeSiteNews