Spotkanie organizuje Wydawnictwo Czerwone i Czarne, którey wydało właśnie książkę pt. „Masakra piłą mechaniczną w domu Terlikowskich”. 

Co się dzieje za zamkniętymi drzwiami domu Terlikowskich? On, płachta na byka feministek, ona, matka pięciorga dzieci. Czy życie w rodzinie żarliwych katolików to radość czy męczarnia? Z opowieści Terlikowskich wynika że jedna wielka przyjemność. Tłum dzieci rządzi. Wrzawa, harmider i kolejne zabawne sytuacje. Jakby czytelnik znalazł się w świecie przygód Mikołajka. 

Fragment:

W naszym domu, a szerzej – w naszym życiu, musi chyba istnieć jakieś zakrzywienie czasoprzestrzeni, bo godziny płyną w nim jak minuty. Po chwili pracy (…) trzeba jechać po dzieci do szkoły. I żeby nie było wątpliwości, nie odbieramy ich o 12.30, ale około godziny 16 (…) na schodach słychać tupot nóg, zwalające się tornistry i krzyk:

– Dlaczego tak wcześnie po nas przyjechałeś?!

Jeśli nie ma pretensji, że przyjechałem za wcześnie (…), to zawsze może być o to, że przyjechałem za późno. Z dziewczynami (…) nigdy nie wie się, jak będzie. (…) Ale trzeba przyznać, że pretensje nie są stałym elementem. Czasem ich nie ma i wtedy jest naprawdę miło. Zio rzuca się na szyję, Fiki biegnie tak szybko, żeby się przytulić, że gdybym nie zasłonił brzucha rękoma, mógłbym łatwo stracić nie tylko równowagę, ale i zawartość żołądka, a Isia od schodów zaczyna opowieść o tym, co się zdarzyło. I trwa ona mniej więcej do momentu, gdy zamkną się drzwi do mieszkania, a ona tę samą opowieść zacznie przekazywać Małgosi.

Isia nawija jak katarynka, przekazując mi wszystkie potrzebne i niepotrzebne informacje (…) Chętnie bym tego posłuchał, ale dokładnie w tym samym momencie rozpoczyna swoją opowieść Zio.

– Dzisiaj rysowaliśmy...

– Kucyki...

– A Teodor to... Mieszko...

– Pani powiedziała...

Poszczególne słowa wlatują mi do głowy, ale często nie składają się w jedną całość. Gdy naraz nadają dwie moje córki, to choćbym nie wiem, jak się starał, nie jestem w stanie zanotować wszystkiego. Słowa latają w powietrzu, każda z nich próbuje opowiedzieć to, co najważniejsze, a ja muszę tylko czuwać nad tym, żeby przypadkiem nie udzielić odpowiedzi, które dowiodą, że nie do końca wsłuchałem się w tok narracji. Jeśli nie daj Boże tak się stanie, wówczas słyszę – zazwyczaj od Isi – pełne pretensji:

– Ale tatooo, nie słuchałeś!

I weź tu wyjaśnij, że dwie opowieści naraz, obie poświęcone zupełnie innym problemom (…), są zwyczajnie nie do przyswojenia dla 40-letniego faceta. Mój umysł nie jest zdolny do jednoczesnego analizowania dwóch równoległych, wypowiadanych tonem najwyższej wagi opowieści. Zamiast wyjaśnień proszę więc o powtórzenie i zaczyna się od początku, bo oczywiście powtórzyć muszą obie...

I nagle, gdzieś w połowie opowieści, którą obie panienki przekazują tacie, rozlega się wrzask.

– Teraz jaaa!

To Fiki próbuje uświadomić im, że on też miał jakieś przeżycia w szkole. Może nie tak istotne, a na pewno przekazywane w krótszej formie, ale jednak.

ZAPRASZAMY!!!