Choć ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce, Georgette Mosbacher niejednokrotnie wypowiada się bardzo ciepło na temat naszego kraju, popełniła pewien błąd. Mowa oczywiście o liście do premiera Mateusza Morawieckiego. Pismo, w którym Mosbacher broni stacji TVN wywołało w Polsce duże oburzenie. 

Kwestią dyskusyjną jest to, czy republikańska ambasador, która wcześniej nie zajmowała się dyplomacją, za tę wpadkę na początku swojej misji w naszym kraju powinna zostać odwołana. Jednak część Polaków domaga się takiego rozwiązania. 

Maciej Cudera, Polak mieszkający w Anglii, stworzył petycję o odwołanie Mosbacher z funkcji ambasador USA w Polsce. Jak stwierdził w rozmowie z Wirtualną Polską, była to reakcja na brak jakichkolwiek kroków polskiego rządu po liście ambasador. Petycja pod koniec listopada trafiła na stronę Białego Domu, obecnie trwa zbiórka podpisów. 

Waszyngton rozpatrzy prośbę, jeżeli podpisze się pod nią 100 tysięcy osób. 

"Jako obywatele demokratycznego państwa prawa, dla którego suwerenność jest jedną z najwyższych wartości, nie akceptujemy faktu, że przedstawiciel innego państwa wywiera jakikolwiek wpływ na naszą politykę wewnętrzną, ostentacyjnie łamiąc protokół dyplomatyczny"- podkreślono w uzasadnieniu petycji, której autor wzywa "do natychmiastowego zwolnienia ambasador Mosbacher z pełnionej przez nią funkcji". Twórca domaga się zastąpienia amerykańskiej businesswoman "osobą, która nie będzie ingerować w decyzje demokratycznie wybranego polskiego rządu". 

Zbiórka podpisów ma potrwać jeszcze miesiąc. 

Mimo niesmaku, jaki wywołał list Georgette Mosbacher, nie widać zadrażnień pomiędzy ambasador USA a polskim rządem, pytanie więc, czy z petycją warto "wybiegać przed orkiestrę". Miejmy nadzieję, że list Mosbacher był jednorazowym przypadkiem.

yenn/Wp.pl, Fronda.pl