Marta Brzezińska-Waleszczyk: W sobotę ulicami Warszawy przeszedł tzw. Marsz szmat. Niby pochód miał zwrócić uwagę na problem zgwałconych kobiet, ale patrząc na obrazki z imprezy, można odnieść wrażenie, że chodziło jednak o coś innego. Zdaniem Pani profesor ten marsz miał coś wspólnego z troską o los zgwałconych kobiet?

Prof. Krystyna Pawłowicz: Środowiska osób wynaturzonych pod każdym względem, przede wszystkim pod względem moralnym i estetycznym, za wszelką cenę starają się zwrócić na siebie uwagę. Jeśli chodzi o sobotni marsz, to on absolutnie nie stanął po stronie zgwałconych kobiet. Można powiedzieć nawet, że jego organizatorzy i uczestnicy zrobili jak najgorszą, niedźwiedzią przysługę gwałcicielom kobiet. Prezentując się w taki sposób, jak można zobaczyć na fotografiach, mężczyźni przebrani za kobiety, rozebrane dziewczyny, te osoby naruszyły ogólnie uznane zasady moralności, publicznej estetyki. Epatując swoją nagością, wyuzdanym zachowaniem potwierdziły, że tego typu zachowania, czego zresztą dowodzą psychologowie, częstą są przyczyną gwałtów - są bowiem jedną wielką prowokacją. Przecież ten, kto na nich spojrzy, z obrzydzeniem odwróci głowę, a co bardziej prymitywni mężczyźni poczują się zaproszeni do działania. Wyzywający strój i zachowanie to sposób zwracania na siebie uwagi.

Dla mnie przerażające było to, że marsz prowokatorów przeszedł przez centrum miasta i to w samo południe, kiedy chodzą tamtędy tłumy ludzi, także dzieci. Panie szły z gołymi biustami, a przecież działaczki Femenu za to samo są zatrzymywane. Tym razem jednak – jak dowiedział się redaktor Fronda.pl – nikt nie poczuł się zgorszony, dlatego policja nie podjęła żadnej interwencji (nie było zgłoszenia).

Jestem zdumiona tym, że władze miasta bardzo często odmawiają różnym inicjatywom (np. pro life) możliwości zademonstrowania swoich fotografii, a jednocześnie pozwalają na tego typu manifestacje. Ze strony rządu płynie jednak na to przyzwolenie, bowiem premier Tusk mówi w Sejmie, że musimy być wyrozumiali dla ludzi, którzy inaczej kochają. Nikt im krzywdy przecież nie robi, ale publiczne wyrażanie zgody na tego typu zachowania w centrum Warszawy, ośmiesza to miasto oraz panią prezydent, która jest kompletnie bezideowa, która nie wie, w jakim kierunku idzie, chociaż prezentuje samą siebie jako przedstawicielkę ruchów kościelnych. Bardzo jestem ciekawa, jak to się daje pogodzić. To przecież ośmieszanie Kościoła i godzenie w fundamenty nauki społecznej. Kompromituje się Gronkiewicz-Waltz, kompromitują się władze miasta, a najbardziej kompromitują się osoby, które przychodzą na taki marsz.

Uczestnicy, a zwłaszcza organizatorzy przemarszu mają jednak poczucie dobrze wypełnionej misji. Jednym z ich haseł było: „Załóż kuse ciuchy, sprowokuj do myślenia”. Udało im się sprowokować do myślenia na temat zgwałconych kobiet, czy to była zgoła inna prowokacja?

Wydaje mi się, że sobotni marsz był raczej próbą zbadania, gdzie jest granica ośmieszenia, skompromitowania i zagrania na nosie katolickiej części społeczeństwa. Premier Tusk dał takie przyzwolenie i widać, że jego rząd dałby się pokroić za homoseksualistów. Ten sobotni pochód to była kolejna próba dewiantów, na ile mogą oni przesuwać granice. Widziałam zaproszenie na ten marsz i muszę przyznać, że w życiu nie spotkałam się z czymś tak ohydnym  Ci ludzie chyba nie mają godności. Oczywiście, każdy człowiek ma godność z tytułu bycia dzieckiem Bożym, ale działania tych manifestujących były kompletnie pozbawione godności. Sam sposób zaproszenia na imprezę i nazwania samych siebie najohydniej jak tylko można – szmatami – pokazuje, z jakimi ludźmi mamy do czynienia. Wydaje mi się, że państwo ma obowiązek podejmowania działań, mających na celu zachowanie pewnej estetyki publicznej, pewnego wychowania publicznego. Brak jakiejkolwiek reakcji w tym przypadku demoralizuje młodzież, a jednocześnie narusza nasze prawa do przebywania w przestrzeni publicznej w sposób niezakłócony. Trzeba było wyznaczyć im miejsce w ZOO czy na podwarszawskich polach – niech tam epatują swoją golizną i wulgarnością, wzajemnie wyzywają i tarzają w błocie. Centrum Warszawy nie należy do ludzi zboczonych i wynaturzonych, pozbawionych kompletnie poczucia godności i wstydu. Władze miasta absolutnie powinny interweniować w przypadku uczestników tego marszu. Nie powinny dopuszczać do tego, że w centrum stolicy manifestują półnadzy ludzie. Przecież miasto jest monitorowane. Policja przygotowuje się na działania np. przed Marszem Niepodległości na zapas, bo boi się, że coś się może stać, a tu nie zrobiła nic? Gdzie była tym razem? Przecież można było zatrzymać takie osoby i ukarać je z kodeksu wykroczeń, tak jak na przykład postępuje się za granicą z działaczkami Femenu.

Pani profesor nazwała zachowania maszerujących „prowokującymi”, a oni sami twierdzą zupełnie coś innego. „Jesteśmy tu, by zaprotestować przeciwko obwinianiu ofiar przemocy seksualnej za to, że były molestowane lub zostały zgwałcone. By nikt nie miał prawa nazwać nikogo szmatą czy dziwką, patrząc przez pryzmat zachowania lub ubioru” - powiedziała PAP Małgorzata Kamińska z Queerowego Centrum Społecznego. Czyli, że jak zostawię na ulicy auto z kluczykiem w stacyjce i otwartymi drzwiami i oknami to nie moja wina, że mi je ukradli?

Te osoby same traktują się, jak szmaty i dziwki. Proszę zwrócić uwagę na zaproszenia na sobotnią imprezę – one same się tak nazwały. „Szmaty”, „dziwki”, „prostytutki” etc. zapraszają, aby ludzie zobaczyli, jak potrafią prowokować. To jest ich prowokacja, więc czemu się później dziwią? Gdyby to był marsz osób normalnych, idących normalnie, ubranych w miarę estetycznie, to zrozumiałabym to. Ale jeżeli idzie ktoś, kto jest półnagi i prowokująco się zachowuje, przeświadczony, że wszystko mu wolno, to przepraszam, bardzo. Ludzka uczuciowość ma granice i jeśli ktoś prowokuje i igra, to się w końcu doigra. Nie mówię, że tak jest zawsze i w żaden sposób nie usprawiedliwiam osób, które napadają na dziewczyny i je gwałcą, ale niestety występuje pewien element przyczynienia się. Nie ma tak, że ktoś sobie idzie i robi, co mu się podoba, a ktoś obok pozostanie niewzruszony. Mężczyźni także mają pewną granicę odporności, tak ich natura stworzyła. Tymczasem na ulicę wybiega stado roznegliżowanych pań i bada, gdzie jest granica, jak daleko można ją przesunąć. Najgorsze, co można powiedzieć o tej demonstracji to to, że same kobiety w pewien sposób usprawiedliwiły gwałcicieli i przestępców. Mówię „w pewien sposób”, gdyż absolutnie nie usprawiedliwiamy gwałcicieli. Można jednak próbować zrozumieć to, że jeśli ktoś gra na ich uczuciach, instynktach, najniższych i najbardziej prymitywnych, to niech się nie dziwi, że jego prowokacja w końcu doprowadzi do takich skutków. Takie marsze przecież mogą być później odbierane jako zachęta do gwałtów. Organizatorzy nie uczą, aby kobiety nie prowokowały, ale zachęcają by kusiły, prowokowały. A przecież prowokacja jest taką okolicznością, która w pewien sposób obciąża osoby, czujące się ofiarami. Prowokowałeś, więc czemu się dziwisz? Gdybyś nie prowokował lwa, to by nie odgryzł ci ręki. Tu jest podobnie. Prowokujesz, więc zwierzę czuje się sprowokowane. To jest dokładnie odwrotny skutek od zamierzonego i w dodatku kompromitacja. Można powiedzieć, że osoby, które chodzą w takich marszach, zeszmacają się. To był prawdziwy, bez cudzysłowu, marsz szmat.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk