Sławomir Cenckiewicz 

Zdrada Okrągłego Stołu

Był wtorkowy wieczór, 7 marca 1989 r. w Magdalence. Bodaj najważniejsze z magdalenkowych spotkań „strony opozycyjnej” z przedstawicielami władz PRL. Właśnie wówczas przyjęto zbliżony do końcowego kształt okrągłostołowego kontraktu. Wszystko, co było później przypominało już tylko teatr, bo było jedynie realizacją magdalenkowych ustaleń. Samozwańczy reprezentanci „Solidarności” zaakceptowali podział mandatów w Sejmie (65% – obóz władzy, 35% – „Solidarność”), wolne wybory do Senatu, powstanie silnego kompetencyjnie urzędu prezydenta (dla wszystkich było jasne, że będzie nim gen. Wojciech Jaruzelski) wybieranego przez Zgromadzenie Narodowe (Sejm i Senat) oraz „niekonfrontacyjny” charakter wyborów (powstrzymanie się od ataków na kandydatów).

Wszystko zakończyło się suto zakrapianą imprezą zorganizowaną przez szefa MSW i wieloletniego wojskowego czekistę gen. Czesława Kiszczaka, który zlecił wcześniej utrwalenie kamerą wideo tych historycznych scen. Był na tyle akuratny, że już w czasie pierwszych poufnych dyskusji wspomniał, że towarzysząca mu „kamera nie jest z telewizji”. Ale wcale nie zrobiło to większego wrażeniach na opozycyjnych partnerach Kiszczaka.

Leży przede mną nigdy nie publikowany zapis stenograficzny tzw. taśm Kiszczaka (wideo) z zakulisowych rozmów na Zawracie i w Magdalence. Wartość tego dokumentu ma przede wszystkim wymiar symboliczny, bowiem dokumentuje dynamiczny proces fraternizacji elit okrągłostołowych, które wkrótce stanowić będą już wspólną elitę III RP. „Wałęsa rozwiązuje krzyżówkę” – czytamy w stenogramie. „Wałęsa jedząc słone paluszki słucha wypowiedzi Janusza Reykowskiego w sprawę wyborów”. I dalej: „Wałęsa pijący alkohol”. „Jacek Kuroń, Stanisław Ciosek, Zbigniew Bujak – rozmawiają i piją wódkę. Adam Michnik pijący wódkę. Czesław Kiszczak i Bronisław Geremek rozmawiający. Ireneusz Sekuła opowiada dowcip. Kiszczak wznosi toast, Michnik odpowiada, że pije za taki rząd gdzie Lech będzie premierem a gen. Kiszczak ministrem spraw wewnętrznych”.

Było coraz weselej: „Wałęsa z kieliszkiem wznosi toast za zdrowie generała; kelnerzy dolewają alkohol do kieliszków. Lech Wałęsa, Adam Michnik, Tadeusz Mazowiecki, Czesław Kiszczak, Romuald Sosnowski stukają się kieliszkami. Sekuła w sposób humorystyczny wznosi toast za zdrowie premiera Mieczysława F. Rakowskiego (śmiech Sali). Wałęsa tłumaczy coś Kiszczakowi. Kuroń rozmawia z Cioskiem i Lechem Kaczyńskim. Sekuła wyciąga cygaro. Geremek pali cygaro. Kuroń z papierosem. Michnik opowiada dowcip o Jezusie i żydowskim przewoźniku po Jeziorze Genezaret”. Były też nietaktowne żarty podkreślające miłą atmosferę: „Michnik śmiejąc się (widoczne ubytki w uzębieniu) wznosi kieliszek. Sekuła opowiada żart o onanizmie i jąkale. Kuroń opowiada anegdotę o swojej i Michnika przygodzie z tajniakami. Michnik opowiada dowcip o jąkale i okrągłym stole. Koniec posiłku, uczestnicy negocjacji przechodzą do szatni”. „Kiszczak żegna się ze wszystkimi uczestnikami obrad” i „macha na pożegnanie”. „Przedstawiciele strony rządowo-partyjnej rozmawiają we własnym gronie. B. Królewski chwali Kiszczaka za zręczność i umiejętności dyplomatyczne, dzięki którym spotkanie przebiegło pomyślnie”.

 

„Dogadywanie się elit”

Rzeczywiście już wówczas były powody do odbierania gratulacji. Od połowy września 1988 r. Kiszczak rozmawiał z Wałęsą i jego towarzyszami, dopinając w szczegółach ustrojową zmianę polegającą na przesunięciu ośrodka władzy z gmaszyska KC PZPR do Belwederu, którego gospodarzem – już jako prezydent – miał zostać Jaruzelski. Dyktator stał się tym samym patronem i obrońcą całego instytucjonalno-personalnego układu postkomunistycznego transformującego PRL w III RP. Jednocześnie przyznać należy, że cena jaką zapłacił Kiszczak za tę „transakcję epoki” była wyjątkowo niska. Podczas kolejnych rund negocjacyjnych szef MSW nie ustąpił nawet w tak błahej sprawie jak relegalizacja NSZZ „Solidarność”. W rzeczywistości oficjalne przywrócenie szyldu „Solidarności” nastąpiło dopiero w kwietniu 1989 r. już po zamknięciu obrad okrągłego Stołu. Zabieg z odłożeniem legalizacji „Solidarności” w istotny sposób skompromitował solidarnościowych uczestników okrągłego stołu. Nawet Jacek Kuroń już w listopadzie 1988 r. zauważył, że toczone zakulisowo rozmowy są „w pewnym sensie »dogadywaniem się« elit” i świadczą o wysokich kompetencjach policyjnych Kiszczaka: „bardzo celne posunięcie gen. Kiszczaka, gdyż inicjatywa ta [okrągłego stołu] postawiła całą opozycję w bardzo trudnej sytuacji. Aczkolwiek spory personalne i proceduralne dały przewagę propagandową opozycji to jednak przystępując do rozmów mają przedstawiciele opozycji świadomość, że „podkładają głowy pod gilotyną”. Bez względu ma to, co osiągną to i tak będą oskarżani, że osiągnęli za mało, że dali się „przekupić” itp. […] Zdaniem Kuronia – czytamy w meldunku MSW – jest to najważniejsze posunięcie w ostatnich latach dezorganizujące opozycję, chociaż chwilowo połączyło ją. W obawie przed własnym środowiskiem, opozycjoniści musza zyskać w obradach „okrągłego stołu” ustawę o związkach zawodowych. W przeciwnym razie skompromitują się. Zaznaczył, iż byłby w dużo lepszej sytuacji gdyby nie był wytypowany do uczestnictwa w obradach”.

 

Opozycja żyruje pożyczki Gierka

„Stan gospodarki posadził władze przy Okrągłym Stole” – powiedział w lutym 1989 r. uczestniczący w zakulisowych rozmowach z komunistami Lech Kaczyński. To prawda. Nikt i nic komunistów w istocie nie obalało tak skutecznie jak katastrofalny stan gospodarki. Główną determinantą ugody pomiędzy władzami PRL i „konstruktywnymi” z „Solidarności” z przełomu 1988 i 1989 r. była kondycja finansowa i niewypłacalność reżimu Jaruzelskiego wobec zachodnich kredytodawców z rozmaitych banków komercyjnych (skupionych głownie w Klubie Paryskim) i ich rządowych żyrantów. Wspierani przez wywiad cywilny eksperci rządowi uczestniczący w kolejnych turach rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Klubem Paryskim już w latach 1986-1987 sygnalizowali swoim zwierzchnikom, że „przeprogramowanie istniejących zaległości płatniczych, przesunięcie bieżących płatności i nowe kredyty z MFW i Banku Światowego” są możliwe jedynie wówczas, kiedy ekipa Jaruzelskiego zdecyduje się na wprowadzenie zasadniczych zmian w systemie ekonomiczno-politycznym PRL. Stąd też Departament I MSW nieustannie alarmował Jaruzelskiego, że bez poluzowania gospodarki i otwarcia się na „konstruktywną opozycję” system PRL znajdzie się nad przepaścią wynikającą z bankructwa państwa. W tym sensie podjęcie rozmów z konstruktywną opozycją w sierpniu 1988 r. było niezbędne dla wiarygodności PRL i możliwości prowadzenia rozmów z MFW i Klubem Paryskim w sprawie zadłużenia. Niemal od razu po zainicjowaniu dialogu między władzą i opozycją pojawiły się postulaty rządu Rakowskiego o przyznanie przez MFW pierwszej transzy kredytu w wysokości 150 mln dolarów, odroczenie przez Klub Paryski spłat za 1988 i 1989 r., redukcję długu i kosztów obsługi zadłużenia wobec banków aż o 50% i przyznanie przez kraje EWG pożyczki stabilizacyjnej dla PRL w wysokości 300 mln dolarów. Ten kierunek i postulaty miała wesprzeć „Solidarność”. Bez niej operacja ratowania reżimu na arenie międzynarodowej nie mogła się udać. Nieprzypadkowo szef wywiadu gen. Zdzisław Sarewicz pisał wówczas, że „zgodna prezentacja powyższych postulatów przez rząd i środowisko opozycyjne – niezależnie od szans ich realizacji wymusiłaby – wg ekspertów MFW – zmianę nastawienia wierzycieli do polskich problemów finansowych”. Jednocześnie rozpoczynał się wówczas proces liberalizacji stosunków gospodarczych, ale i wielki skok partyjnej nomenklatury oraz społeczności tajnych służb na „bazę materiałowo-kapitałową sektora państwowego”.

 

Ochrona „zasadniczych radzieckich interesów”

Aby solidarnościowa opozycja mogła skutecznie zaświadczyć swoją odpowiedzialność i troskę za stan gospodarki PRL trzeba było ją wpierw zdezintegrować przez podział i przeformatować w kierunku bardziej konstruktywnym. Nieprzypadkowo we wrześniu 1986 r. Wałęsa ignorując stanowisko działaczy podziemia nawet głównego nurtu (z Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność”) i Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” wybranej na zjeździe w 1981 r. (skupionej później wokół Grupy Roboczej Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, która krytykowała pomysł rozmów z komunistami, domagała się poszanowania wewnątrzzwiązkowej demokracji, żądając przy tym „rekonstrukcji władz NSZZ ≫Solidarność≪ przy uwzględnieniu statutu Związku i wyników demokratycznych wyborów z 1981 r.”), powołał jawną strukturę władzy nad zdelegalizowanym związkiem – Tymczasową Radę „Solidarności”, której skład dobierał, konsultując się ze środowiskiem Kuronia i Michnika oraz najbliższym otoczeniem. Powołanie TRS było zgodnym z interesami władz faktycznym zamachem stanu, sankcjonującym pozbycie się z kierownictwa „Solidarności” ludzi sprzeciwiających się ugodzie z komunistami. W ten sposób zaczęto realizować koncepcję budowy zupełnie nowej „Solidarności” – „od góry w dół”, bez „tych głupich” i „ekstremy”, jak mówił już kilka lat wcześniej w rozmowach z komunistami Wałęsa.

Ta nowa „Solidarność” od razu, stosując charakterystyczną dla siebie nowomowę, zadeklarowała „gotowość uczynienia kroków na drodze dialogu i porozumienia” „dla ratowania kraju przed gospodarczą i ekologiczną katastrofą”. Nieustannie zaczęto mówić o „odpowiedzialności” i – jak w raporcie „Polska. 5 lat po Sierpniu” opracowanym przez zespół Tadeusza Mazowieckiego – o respektowaniu „zasadniczych radzieckich interesów”. Tę myśl najpełniej rozwinął już w marcu 1985 r. Jacek Kuroń na łamach „Tygodnika Mazowsze” głosząc idee całkowicie zbieżne z sowiecką koncepcją rozbrojenia Zachodu (podobne do tzw. planu Rapackiego podyktowanego w 1957 r. przez Moskwę) w taki sposób, aby nie był on zdolny do samoobrony w momencie ataku wojsk Układu Warszawskiego: „w naszym najgłębszym interesie leży przerwanie wyścigu zbrojeń. Można to zrobić tylko w jeden sposób: przez demilitaryzację i neutralizację Europy środkowej, przy żelaznym założeniu, że demilitaryzacja jest nierozerwalnie związana z neutralizacją. W czerwcu 84-go roku napisałem to z więzienia w apelu do wszystkich ludzi, którym na sercu leży sprawa pokoju. Konkretnie chodzi o to, aby Niemiecka Republika Federalna, Niemiecka Republika Demokratyczna, Polska oraz inne kraje Europy środkowej zostały wyłączone ze zbrojeń i jednocześnie zneutralizowane, co oznacza, że nie należałyby do żadnego bloku i nie były przeciw blokom wykorzystywane jako baza militarna, ideologiczna czy polityczna. Pod kontrolą międzynarodową i przy zagwarantowanych granicach narody tych państw same stanowiłyby o swoim ustroju, o swoich wewnętrznych sprawach. [...] dlatego na takim zneutralizowanym obszarze, i tylko tam, możliwe byłoby rozbrojenie nie naruszające równowagi sił. Byłby to więc realny krok w drodze do ograniczenia wyścigu zbrojeń. Nadto strefa, o której mowa, w Europie oddzieliłaby od siebie o ponad tysiąc kilometrów armie przeciwstawnych bloków militarnych. Propozycja ta jest zarazem jedyną szansą pokojowego zjednoczenia Niemiec, taką przy tym, która nie wywoła sprzeciwu państw z Niemcami sąsiadujących. [...] Można sobie wyobrazić, że [...] jedna z grup walczących o władzę w Związku Radzieckim rzeczywiście postawi na rozbrojenie i reformy. [...] może się okazać, że jedyna droga do rozbrojenia, na którym zależy przywódcom sowieckim, wiedzie przez neutralizację i demilitaryzację środkowej Europy”.

 

Kryptonim „Brzoza” czyli poszukiwanie partnera

Komuniści i ich tajne służby nie kryły satysfakcji. To, co się stało, było zbieżne z realizowaną od 1986 r. przez bezpiekę operacją o kryptonimie „Brzoza”, która także stawiała na partnerski dialog z „konstruktywnymi” działaczami „Solidarności”, przy jednoczesnym zaniechaniu jakichkolwiek dalszych represji. Był to – jak pisali w memoriale dla Wojciecha Jaruzelskiego Jerzy Urban, Stanisław Ciosek i gen. Władysław Pożoga – „doniosły, dodatkowy czynnik powodujący rozkład podziemia”. Prawdopodobnie to właśnie operację „Brzoza” miał na myśli Jan Lityński, pisząc we wrześniu 1986 r. na łamach „Tygodnika Mazowsze”: „Wypuszczenie wszystkich więźniów politycznych jest — i warto to podkreślić

— ruchem w pewnym sensie swobodnym, niewymuszonym bezpośrednio przez żadne siły zewnętrzne. [...]. Rozegrano tu zdumiewający scenariusz, bez precedensu w historii tego systemu. Oto okazało się, że czołową siłą polityczną w kraju jest policja. Przesłuchania w więzieniach i aresztach, rozmowy z gen. Kiszczakiem i jego podwładnymi nie były tym, za co je braliśmy — rutynowymi działaniami policyjnymi, lecz przeciwnie — negocjacjami politycznymi. Oczywiście, w komunizmie policja zawsze była ważnym i wpływowym lobby, ale nigdy nie występowała jako siła bardziej wyrazista niż Biuro Polityczne. Nie wiem, co to oznacza, ale być może rola policji okaże się ważniejsza niż wojska po 13 grudnia”.

Temu wszystkiemu towarzyszyła dość zdumiewająca deklaracja Wałęsy do spółki ze Stefanem Bratkowskim, Bronisławem Geremkiem, Tadeuszem Mazowieckim, Stanisławem Stommą, Klemensem Szaniawskim, Jerzym Turowiczem, Janem Józefem Szczepańskim i Andrzejem Wielowieyskim, który w październiku 1986 r. zaapelował do władz amerykańskich o zniesienie sankcji gospodarczych nałożonych na PRL po wprowadzeniu stanu wojennego. Grupa, której przewodził Wałęsa, wystąpiła także z prośbą o nadanie PRL klauzuli najwyższego uprzywilejowania w stosunkach gospodarczych! Jaruzelski użył w ten sposób noblisty i szyldu opozycji do próby wyciągnięcia dogorywającego PRL z międzynarodowej izolacji. Jednocześnie z meldunku szefa wywiadu PRL opracowanego na podstawie raportu agenturalnego „Irmeny” (Zdzisława Pietkuna – ważnego człowieka kierownictwa podziemia) wynika, że była to inicjatywa narzucona Wałęsie przez jednego z dyplomatów amerykańskich rezydujących w Warszawie, by w ten sposób uczynić z „Solidarności” i środowisk dysydenckich w Polsce przedmiot międzynarodowej gry.

Cały tekst czytaj na łamach strony slawomircenckiewicz.pl

powyższy artykuł jest fragmentem rozszerzonej wersji artykułu S. Cenckiewicza pierwotnie opublikowanego na łamach Historia Do Rzeczy 3/2015