Na swoim Facebooku, Sławomir Cenckiewicz napisał: 

Po powrocie z Londynu zapoznałem się ze skandalicznym tekstem "Gazety Wyborczej" na temat na temat ministra Antoniego Macierewicza.

Pośród wielu kłamstw, jakie pojawiły się w tekście Tomasza Piątka na temat ministra Macierewicza i jego dawnych związków z Robertem Luśnią (TW ps. „Nonparel”) w „Gazecie Wyborczej” (18-19 VI 2016 r.) znalazł się fragment poświęcony i mnie. Piątek napisał - odwołując się do mojego studium na temat rozpracowania Ruchu Młodej Polski przez SB z książki „Oczami bezpieki”, że w swoich badaniach „całkowicie pomijam Luśnię”.

Jak to na manipulatorskiego publicystę „Gazety Wyborczej” przystało, Piątek nie dodał, że moje studium o RMP powstało w 2003 r. i zostało pierwotnie opublikowane w naukowym czasopiśmie IPN (Służba Bezpieczeństwa w walce z Ruchem Młodej Polski w latach 1979-1988, „Pamięć i Sprawiedliwość”, Warszawa, nr 4, 2003), a dopiero później w moich pismach zebranych - „Oczami bezpieki. Szkice i materiały z dziejów aparatu bezpieczeństwa PRL” (Kraków 2004), czyli zanim wybuchła sprawa Luśni jako agenta SB.

Nieprawdą jest również, że w swoich pracach „całkowicie pomijam Luśnię”. Po raz pierwszy wspominałem Roberta Luśnię jako agenta bezpieki w 2013 r. w książce „Lech Kaczyński. Biografia polityczna 1949–2005” (Poznań 2013, s. 390, przypis 37) pisząc, że „w latach 1983–1988 był [on] rejestrowany przez SB jako TW ps. »Nonparel«”. Po raz drugi pisałem o Luśni w książce „Konfidenci” (Warszawa 2015, s. 388-389) w kontekście Wiesława Chrzanowskiego. Cytowałem wówczas zeznania Roberta Krzysztonia i kpt. Józefa Nadworskiego z Departamentu III MSW złożone podczas procesu lustracyjnego byłego działacza RMP i skarbnika ZChN Roberta Luśni. Krzysztoń zeznał przed sądem w kwietniu 2005 r., że „okresie tzw. późnego stanu wojennego, chyba w roku 1983 z inicjatywy prof. Chrzanowskiego były prowadzone rozmowy z bezpieką. Były to rozmowy o charakterze politycznym mające na celu wynegocjowanie uwolnienia więzionych członków Ruchu Młodej Polski i rodzaju amnestii dla tych którzy się ukrywali. Miało to istotne znaczenie ponieważ Ruch Młodej Polski stanowił zaplecze działalności Lecha Wałęsy. Z tego co mnie wiadomo to takim inicjatorem i opiekunem był prof. Chrzanowski. Z tego co mi jest wiadomo, to tę delikatną misję prowadził Arkadiusz Rybicki”.

Z kolei kpt. Józef Nadworski z Departamentu III MSW, który kierował pracą TW ps. „Nonparel”, a jednocześnie w imieniu MSW od 1982 r. prowadził „rozmowy polityczne” z działaczami RMP mówił przed sądem: „Na skutek interwencji najwyższych rangą osób w państwie Ruch Młodej Polski był traktowany bardzo ulgowo i nie wszczynano żadnych postępowań, w związku z tym niechętnie ktokolwiek przyjmował do akceptującej wiadomości informacje, które mogłyby zaszkodzić Ruchowi Młodej Polski. […] Bardzo często było tak, że wiedzę o charakterze operacyjnym uzyskiwało się podczas mniej lub bardziej oficjalnych spotkań towarzyskich od osób, które wiedziały, że jestem funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa, ponieważ ja tego nie ukrywałem. Był to pewien rodzaj wzajemnej indoktrynacji, który polegał na tym, że pracownik operacyjny mówił o pewnych rzeczach, zasadach, granicach, poza którymi ci ludzie mogą być represjonowani. Chodziło o poznanie motywów działania tych osób, które były dla nas bardzo ważne. Druga strona też nie była dłużna i nas również indoktrynowano. Tak zwana opozycja była przekonana o tym, że treści tych rozmów będą przekazane wyżej”.

Jednak kontekst opisywanej przeze mnie sprawy - Wiesława Chrzanowskiego, oraz fakt jego obrony przez środowisko „Gazety Wyborczej” (niestety również przez niektórych polityków i część środowisk opiniotwórczych prawicy związanych z byłym RMP) sprawił, że sprawa Luśni nie mogła zostać przez nich zauważona. Również rola kpt. Józefa Nadworskiego, jako wysłannika szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka do rozmów z przedstawicielami „podziemia” z RMP, musiała zostać przez Tomasza Piątka pominięta. Gdyby Piątek z Gazety Wyborczej” naprawdę przestudiował moją książkę „Oczami bezpieki”, to wspomniałby, że wiosną 1982 r., ukrywający się Aleksander Hall, jak i wielu działaczy RMP (m. in. przebywający w obozie internowania w Strzebielinku Arkadiusz Rybicki) nie kryło wątpliwości co do taktyki i sposobu prowadzenia walki podziemnej przez „Solidarność” po wprowadzeniu stanu wojennego. W środowisku tym podważano sens otwartej konfrontacji z systemem, a nawet w warunkach internowania nawiązywano „dialog polityczny”, jak Arkadiusz Rybicki z funkcjonariuszem Departamentu III MSW, por. Józefem Nadworskim.

Niewątpliwie owe fermenty w RMP były związane z oddziaływaniem na to środowisko Chrzanowskiego, który w sile podziemia wspartego wówczas utrzymującymi się prosolidarnościowymi nastrojami społecznymi widział kapitał i kartę przetargową do podjęcia rozmów z komunistami za pośrednictwem ludzi Kościoła.

Jednak fakty te są zbyt kłopotliwe dla dzisiejszych oskarżycieli Antoniego Macierewicza, którzy są jak złodziej krzyczący „łapać złodzieja”.

KOL/Facebook