Węgrzy przygotowują się do referendum ws. masowej imigracji, jakie wkrótce odbędzie się w ich kraju. Rząd poprosi obywateli o ocenę europejskich planów zmuszenia wszystkich krajów UE do przyjmowania islamskich uchodźców.

Rzecz jest tak naprawdę już przestarzała, bo Unia Europejska wycofała się ze swoich planów i uznała, że to Grupa Wyszehradzka - Polska, Węgry, Słowacja i Czechy - miała rację. Budapeszt chce jednak dać Brukseli twarde dowody na to, że jej plany są po prostu niezgodne z wolą obywateli.


W ramach kampanii przedreferendalnej węgierskie władze rozdawały obywatelom ulotki informujące o stanie integracji islamskich nachodźców w różnych krajach Europy. W ulotkach napisano zgodnie z prawdą, że w takich miastach jak Sztokholm, Bruksela, Marsylia, Berlin czy Kopenhaga funkcjonują dzielnice, nad którymi legalne władze nie sprawują kontroli. Każdy, kto czyta o sytuacji w tamtych krajach, wie, że to prawda; muzułmanie rządzą się swoimi prawami i nie pozwalają, by policja czy sądy ingerowały w ich barbarzyńskie obyczaje.

Prawda jednak w oczy kole. Na rozdawane Węgrom ulotki wyjątkowo oburzyli się Szwedzi. Uruchomili swoją ambasadę w Budapeszcie. Pracująca tam Anna Boda zapewniła, że żadnych imigranckich dzielnic w Sztokholmie nie ma i jej kraj musi stanowczo zaprotestować przeciwko zaprezentowanej na ulotkach mapie Europy.

Wszystko przypomina oburzenie, jakie wywołały słowa Jarosława Kaczyńskiego z ubiegłego roku, gdy podczas jednego z publicznych wystąpień jasno mówił o islamskich dzielnicach w miastach Europy. Władze Szwecji ciągle udają, że problemu nie ma... ale w nieskończoność udawać nie mogą. Nikt nie wmówi ani Węgrom, ani Polakom, że przyjęcie tylko w ubiegłym roku przez Szwecję 169 tysięcy uchodźców niczego nie zmienia w społecznym krajobrazie...

ol