Według portalu TVP.Info Centralne Biuro Antykorupcyjne, badając infoaferę, polowało na Grzegorza Schetynę. Tak twierdzi Andrzej M., jeden ze skazanych, a zarazem najważniejszy świadek w infoaferze.

Jak powiedział TVP Info M., funkcjonariusz CBA chciał wymusić na nim zeznania obciążające obecnego lidera Platformy Obywatelskiej. "Chciał, żebym powiedział, że Schetyna wziął jakąś korzyść" – mówił przed sądem świadek.

Prokuratura zbudowała dużą część aktu oskarżenia ws. "infoafery" właśnie na podstawie wyjaśnień Andrzeja M. Był on wysokim rangą funkcjonariuszem Komendy Głównej Policji, gdzie pełnił funkcję dyrektora Biura Łączności i Informatyki. W październiku 2011 roku Andrzej M. i jego żona zostali zatrzymani przez CBA. Oboje trafili do aresztu.

Andrzej M. usłyszał zarzuty korupcyjne. W sumie za pomoc przy ustawianiu przetargów informatycznych miał przyjąć łapówki opiewające na ponad 3 mln zł. W lutym 2016 roku M. został skazany przez Sąd Okręgowy w Warszawie na 4,5 roku więzienia w zawieszeniu na 8 lat i przepadek mienia pochodzącego z przestępstwa.

Na początku maja 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie przesłuchiwał Artura Grendę, byłego funkcjonariusza KGP, który pracował przy EPM. W 2010 roku odszedł z policji.  Rozpoczął pracę w CBA, najpierw był p.o. dyrektora warszawskiej delegatury CBA, a następnie został naczelnikiem Wydziału I Departamentu Operacyjno – Śledczego Biura, który rozpracowywał infoaferę.

Andrzej M. powiedział przed sądem, podczas przesłuchania Grendy, że funkcjonariusz CBA usiłował wymusić na nim zeznania obciążające Grzegorza Schetynę.

"Rozmowy, które były przeprowadzone, z tego co pamiętam, odbywały się w ten sposób, że prowadzący czynności funkcjonariusze byli wypraszani z pokoju i prawdopodobnie była wyłączana kamera w pomieszczeniu. Generalnie chodziło o to, abym jak najwięcej powiedział, co by pasowało do historii znanej tylko panu Grendzie. Koniecznie chciał, abym powiedział coś na kogoś wyżej ode mnie, czyli na Grzegorza Schetynę. To miał być mój klucz do wyjścia z aresztu”- mówił świadek. Zatrzymany funkcjonariusz CBA nadzorował sprawę infoafery i według zeznań Andrzeja M., zależało mu na sukcesie za wszelką cenę. Świadek miał koniecznie powiedzieć, że ówczesny szef MSW wziął łapówkę.

Jak relacjonował b. wysoki funkcjonariusz KGP, funkcjonariusze CBA, chcąc wymusić na nim zeznania, zaczęli go głodzić.

"Termin, gdy zabierali mnie z aresztu to był moment, kiedy w celach podawano jedzenie. Jak byłem wzywany, nie dostawałem prowiantu – mówił Andrzej M. – Pamiętam, że były takie przypadki, że dostawałem normalnie jakieś jedzenie, a były takie przypadki, że wiedziałem od funkcjonariuszy, że dyrektor (Grenda – red.) się nie zgodził, ponieważ ja coś ostatnio powiedziałem nie tak."- czytamy na portalu TVP Info. Andrzej M. powiedział przed sądem, że jest gotów poddać się badaniom wariografem, aby potwierdzić swoje słowa. 

Artur Grenda przyznał, że raz rozmawiał ze świadkiem "poza protokołem":

"Przedstawiłem mu możliwości związane z tym, aby zaczął z nami współpracować. Pan M. był wtedy poza aresztem. Nie mogę powiedzieć, o jakich możliwościach z nim rozmawiałem – zeznał Grenda. Nie potwierdził jednak, czy wymuszał zeznania obciążające Grzegorza Schetynę.

Kiedy w 2011 r. "Rzeczpospolita" ujawniła infoaferę, CBA kierował Paweł Wojtunik, który sam mówił, że była to "największa afera w historii". Wojtunik poczytywał akcję CBA w sprawie infoafery za duży sukces kierowanej przez niego instytucji.

Kiedy w 2011 roku CBA zatrzymywało Andrzeja M., wśród działaczy PO mówiono nieoficjalnie o "polowaniu na Schetynę", którego efektem miała być właśnie "infoafera". 

"Działania CBA nie są nakierowane na ściganie jakiegokolwiek polityka. My nie zajmujemy się tropieniem byłego ministra Schetyny, którego osobiście lubię, znam, ale to też nie przeszkadzałoby mi w tego typu działaniach" –tłumaczył Paweł Wojtunik w listopadzie 2013 r. Wypowiedź ta miała miejsce dzień po zatrzymaniu przez CBA Witolda D., bliskiego współpracownika Schetyny i byłego wiceszefa resortu spraw wewnętrznych. Stało się to w dużej mierze dzięki zeznaniom Andrzeja M., który po zatrzymaniu zaczął współpracować z organami ścigania.

ajk/tvp.info, Fronda.pl