Były szef polskiego rządu, Jan Olszewski, będąc młodym człowiekiem brał udział w Powstaniu Warszawskim. Olszewski należał do Szarych Szeregów, a konkretnie ich najmłodszej grupy, czyli Zawiszaków. 

W rozmowie z portalem DoRzeczy.pl polityk i prawnik wspominał swój udział w Powstaniu Warszawskim. Jako że mieszkał wówczas na Pradze, w jego przypadku realna walka trwała właściwie jeden dzień. 

"A jednak dzień zupełnie wyjątkowy w całym życiu. I takiego dnia już nie miałem"-ocenił rozmówca DoRzeczy.pl. 

"Powstanie na Pradze było od początku beznadziejne. Broni było znacznie mniej, niż w lewobrzeżnej Warszawie, poza tym doborowe niemieckie jednostki, które przeszły przez Warszawę krótko przed Powstaniem, walczyły na przedpolach właśnie Pragi. Nie były to jednostki policyjne, pomocnicze, ale doborowe jednostki SS. Jak powstanie wybuchło, rzucono część tych oddziałów do pacyfikowania powstania na Pradze. W tym momencie w tej części stolicy praktycznie nie udało się zdobyć żadnego obiektu, jedynym wyjątkiem było Bródno, gdzie ja się znajdowałem"-wspomina były premier. Jak dodał, udało się oswobodzić całą dzielnicę, odbić kompleks szkolny przy ul. Bartniczej, zajmowany przez Niemców. Niemniej jednak, dowództwo Pragi podjęło decyzję o wycofaniu się z dzielnicy, ponieważ nie udało się osiągnąć większości celów. 

"Część – starszych żołnierzy – przeszła do walki na lewym brzegu Wisły, reszta wróciła do konspiracji"- podkreślił Jan Olszewski. 

"Mieliśmy oczywiście świadomość, że powstanie wybuchnie, ponieważ już kilka godzin przed godziną W doszło do spontanicznej wymiany ognia na Żoliborzu, my na Bródnie słyszeliśmy te strzały. Jednak nas nie zmobilizowano"-wspomina premier. Jak wyglądały pierwsze godziny sierpniowego zrywu? Zawiszacy szukali jakiegoś przydziału, chcieli uzyskać broń, a ostatecznie wzięli udział w odprowadzaniu pierwszego zdobytego przez powstańców na Bródnie pojazdu niemieckiego.

"Ostatecznie otrzymaliśmy od dowództwa biało-czerwone opaski z napisem Armia Krajowa oraz zapewnienie, że będziemy wykorzystani do łączności. Jednak Powstanie na Pradze zakończyło się bardzo szybko, więc w zasadzie nasz udział to był tylko pierwszy dzień"-tłumaczył były szef polskiego rządu. Jak wskazał, ten pierwszy dzień i tak był zupełnie wyjątkowy, z kilku powodów. Powstańcy odczuwali bowiem chwilową euforię, po sześciu latach upokorzeń, terroru i okupacji. Choć, jak mówił Olszewski, świadomość wygranej zmieniła się później w gorycz klęski, to sam pierwszy dzień był niezapomniany. Co jeszcze zapadło w pamięć byłemu premierowi? "Zakopanie" podziałów politycznych, bardzo silnych wówczas w polskim społeczeństwie, tymczasem do Powstania zgłaszali się wszyscy, niezależnie od politycznych barw. Nie było również "żadnej żądzy odwetu". 

"Niemcy, którzy zostali zatrzymani we wspomnianych placówkach szkolnych – fakt, albo bardzo młodzi, albo już w podeszłym wieku zwykli żołnierze Wehrmachtu traktowani byli z szacunkiem, jak jeńcy wojenni. Początkowo byli przerażeni, bo nagle otoczyli ich jacyś „cywile” w biało-czerwonych opaskach. Odetchnęli z ulgą, że mają do czynienia z armią i są traktowani jak jeńcy wojenni. A z kolei my czuliśmy wtedy, że wygraliśmy, nie było w nas żądzy odwetu"-wspomina Jan Olszewski. 

yenn/DoRzeczy, Fronda.pl