„Znajomi wołali na niego „Kogut”, ale w ostatniej fazie uzależnienia nie miał praktycznie żadnych znajomych. Ci, z którymi zażywał heroinę, zdążyli już przenieść się na tamten świat. Reszta, rodzina i przyjaciele, wolała się do niego nie przyznawać. Sypiał w bunkrach i na klatkach schodowych. W długich włosach hodował wszy. Gniły mu kończyny. Przy wzroście 182 cm ważył zaledwie 50 kg. Aby jakoś funkcjonować, musiał zażywać heroinę cztery razy dziennie, a w ostatniej fazie uzależnienia przekraczał kilkanaście razy dawki śmiertelne dla dorosłego mężczyzny. Najgorzej było pewnego zimowego dnia, gdy śpiąc w piwnicy, poczuł, że na jego gnijącej nodze coś siedzi. Podniósł się i zobaczył wielkiego szczura, który najwyraźniej wziął go za padlinę i zaczął zjadać.” - tak o historii uzależnienia Andrzeja Sowy „Koguta” pisze portal idziemy.pl

Jak to możliwe, że ten człowiek odnalazł Boga i stał się wzorowym ojcem, wychowawcą trudnej młodzieży? Koniecznie poznaj to niezwykłe świadectwo:

dam/idziemy.pl,Fronda.pl