W Kordegardzie trwa twoja wystawa obrazów „Podróż na Wschód”. Na portalu Fronda.pl pojawił się zarzut, że choć jesteś zadeklarowanym katolikiem i śpiewasz w 2Tm 2,3 – to na twoich płótnach nie widać jakoś specjalnie eksponowania motywów chrześcijańskich…


- Rozumiem, że skoro już śpiewam w 2Tm2,3 to na moich obrazach powinny być same krzyże? Dożyliśmy smutnych czasów, bo jak widać niektórzy zamiast patrzeć na obrazy doszukują się ideologii, mało tego, szukają jej na siłę. Dziś wszystko musi być zideologizowane, wszystko musi być „za” albo „przeciw”. Ale moje obrazy nie są ani „za” ani „przeciw”. Nie maluję po to,  aby coś komuś udowodnić albo do czegoś przekonać.  Powiem więcej - to  czy będę zrozumiały czy niezrozumiały nie ma dla mnie jakiegoś wielkiego  znaczenia. Według mnie sztuka nie jest skierowana do intelektu tylko do serca, a właściwie do duszy ludzkiej. Odbiór sztuki jest jakby rozmową dusz. Tak więc moich  obrazów nie trzeba „rozumieć” tylko czuć. I albo się czuje albo nie. Ja o to nie zabiegam. Nie ma czegoś takiego jak oderwanie od rzeczywistości, chyba że rzeczywistość pojmujemy w sposób bardzo prymitywny i wąski. Dla mnie chodzi o to, aby przez te obrazy powiedzieć to czego tak naprawdę wyrazić się nie da. Oczekuję  nie „zrozumienia” ale pewnego duchowego braterstwa i wspólnego przeżywania ale nie na płaszczyźnie intelektualnej, tylko znacznie głębszej, duchowej. Wspólnego „podróżowania na wschód”, który jest ojczyzną Ducha.

 

Niestety potrzeba prymitywnego szufladkowania  jest tak wielka, że  powstają coraz to nowe i kolejne” izmy” tworzone przez krytyków sztuki, którzy lepiej wiedzą co artysta powinien, a co nie powinien malować i co w ogóle powinien myśleć. Te „izmy” to nawet nie są szufladki tylko jakieś  więzienne cele – tu siedzi  impresjonizm, tu już postimpresjonizm, tu sztuka chrześcijańska a tu niechrześcijańska. Taka ideologizacja jest dla sztuki  czymś strasznie poniżającym i ogranicza jej wolność. Sztuka jest praktyką duchową a ducha nie da się ujarzmić i sklasyfikować. Jestem przeciwnikiem ujmowania sztuki i jej historii w jakiekolwiek ramy. Czytałem kiedyś dobry wywiad z Salvadorem Dali, który ubolewał ,że w dzisiejszych czasach to każdy artysta musi być „komunistą albo faszystą”. To znaczy, że narzuca mu się takie postawy. Obrazy już nie są interesujące tylko czyjeś polityczne  poglądy. Dla mnie to jest smutne. Ale czy kogoś dziś obchodzi jakie poglądy miał Vermeer albo Monet? 


Jaki jest cel twojej sztuki?


- Chodzi mi o to spotkanie dusz. Vincent van Gogh, który dla mnie jest świętym malarzem, powiedział kiedyś, że celem sztuki jest miłość bliźniego. Ja sobie to zdanie bardzo zapamiętałem i często je  powtarzam gdy nachodzą mnie jakieś wątpliwości  do tego co robię. Chciałbym, aby ludzie, którzy przychodzą na moją wystawę, czuli się przez moje obrazy kochani.


Udaje ci się to?


- Ja tego nie wiem, ale wiem, że obrazy patrzą na człowieka. Paul Klee  też to mówił. Tu nie chodzi  o to aby spełnić czyjeś oczekiwania, ale by w jakiś przedziwny sposób nawiązać tą tajemniczą, głęboką więź.


Po co malujesz?


- Dla mnie obraz ma być oknem, przez które prześwituje rzeczywistość nadprzyrodzona. Ja chcę zobaczyć Niebo. Taki jest sens ikony. Słoneczniki van Gogha są ikoną bo ten wazon z kwiatami stoi na stoliku w Niebie. Stąd ta olbrzymia światłość  wydobywająca się z tego obrazu. On jest jak lampa co świeci w ciemności.


Krytycy mogą to opisać?


- Obraz nie potrzebuje żadnego komentarza czy dopowiedzenia. Sztuka nie potrzebuje żadnego manifestu. Albo przemawia albo nie.  Każdy ma prawo widzieć obraz  inaczej i odbierać go na swój sposób. To dopiero  później są  zmyślane te wszystkie  manifesty. I nagle okazuje się, że dany  obraz jest reakcją na akademizm albo  jakieś skostnienie i temu podobne farmazony. Taki Andre Breton  ze swoimi dwoma  manifestami surrealizmu, bo jeden to jak widać za mało, jawi mi się jako typowy „członek z ramienia egzekutywy”. Przez rok byłem studentem historii sztuki na KUL, uciekłem stamtąd bo to było nie do wytrzymania dla mnie. Oni tam mówili o wszystkim, tylko nie o tym najważniejszym. Dla mnie to była kompletna pomyłka. Wolałem wałęsać się po polach i lasach. To bardzo dobre miejsca, bo ze sztuką jest jak wiatrem, który nie wiadomo skąd wieje i dokąd podąża.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski

 

/