Rosyjska gospodarka niczym dron, albo meteoryt - początki obiecujące, lądowanie słabsze


Centrum analityczne przy rosyjskim rządzie, a zatem instytucja poważna, którą trudno posądzać o rusofobię, czy sprzyjanie przeciwnikom obecnej władzy w Moskwie opublikowało raport[1], w którym analizuje, w jaki sposób zmieniał się na świecie Produkt Krajowy Brutto i jak na tle tych zmian wygląda Rosja. Badaniu poddano okres od roku 1992 do 2017, po to, aby, jak napisano w przedmowie państwa powstałe po upadku ZSRR również mogły zostać w nim ujęte. Co ważne rosyjscy ekonomiści w tym ujęciu posłużyli się nie „prostymi” wskaźnikami wzrostu, ale skorygowali je o parytet siły nabywczej, słusznie wychodząc z założenia, iż 10 dolarów dochodu w Luksemburgu, to jednak coś innego niźli te same 10 dolarów np. w Afryce Równikowej.

Co wynika z badania? Otóż traktowany łącznie, światowy PKB wzrósł w latach 1992 – 2016 o 230 %, a licząc na statystyczną głowę o 70 % (z poziomu 8,9 do 15,1 dolarów). Przy czym warto zauważyć, że przyrost ten, w zasadniczej części miał miejsce w krajach rozwijających się. Łączny udział państw biednych, w których dochód na głowę jest niższy niźli 3,9 tys. dolarów zmniejszył się z 39,3 % ćwierć wieku temu do poziomu 26,4 % obecnie. Ta zmiana, zważywszy na liczbę zamieszkujących tam ludzi jest udziałem przede wszystkim pomyślności gospodarczej dwóch państw – Chin i Indii, ale również poprawy, generalnie rzecz ujmując, sytuacji w Afryce. I ten trend utrzyma się, zdaniem rosyjskich ekonomistów również w najbliższych latach, utrzyma, a nawet przyspieszy. Ich zdaniem o ile kraje wysoko rozwinięte w 2015 roku średnio rozwijały się w tempie 2,1 % a ubogie 4 % (różnica 1,9 %), to np. w roku 2022 tempo wzrostu najbogatszych wiele się nie zmieni (1,6 %), ale przyspieszą za to (do 5 %) ci, którzy gonią czołówkę.

Rosyjscy badacze porównując dane 175 krajów, pogrupowali je pod względem poziomu PKB na głowę (skorygowanego parytetem siły nabywczej, aby wyeliminować różnice kursowe i dewaluacje rodzimej waluty, co nadaje tym danym ich zdaniem walor obiektywności, ale też poprawia pozycję Rosji i innych krajów goniących najbardziej rozwinięte państwa, bo po 2008 roku przechodziły one nieraz znaczące dewaluacje rodzimych walut) uszeregowali je w 7 grup, od najbogatszej do najbiedniejszej. Między rokiem 1992 a 2016 rozziew między tymi grupami zmniejszył się – najbogatsi w 1992 roku byli 46,8 raza zamożniejsi od najuboższych, w 2016 ten wskaźnik wynosił 38,8.

Dochód narodowy Rosji w 2016 roku, liczony przy zastosowaniu wskaźnika parytetu siły nabywczej na głowę mieszkańca wyniósł, zdaniem rosyjskich rządowych analityków 24,5 tysiąca dolarów. I taki rezultat pozwolił jej zająć miejsce w trzeciej grupie w gronie 175 państw. W grupie tej (PKB na głowę od 16,9 do 25,4 tys. dolarów) prócz niej znalazły się takie kraje jak Grecja, Łotwa, Rumunia, Turcja, Kazachstan, Chile, Panama, Iran, Argentyna, ale również np. Gwinea Równikowa, która w kilkanaście lat, dzięki dochodom z wydobycia ropy naftowej przeskoczyła z grona państw biednych, do średniaków. Rosja podążała w przeciwnym kierunku. Jeszcze do roku 2008 znajdowała się w drugiej grupie – państw aspirujących do ścisłej czołówki z PKB od 25,4 do 42,3 tys. dolarów (w niej znajduje się m.in. Polska, ale również Litwa, Belgia, Izrael, Czechy, Malezja, Włochy, Korea Pd., Słowenia i Słowacja, Francja, Wielka Brytania), ale w wyniku kryzysu „została zdegradowana”. Zdaniem rosyjskich naukowców to nie spadek cen ropy naftowej i gazu ziemnego był powodem tego przesunięcia, bo inne kraje, których gospodarka w podobnym, albo nawet w większym stopniu uzależnione są od węglowodorów albo nie spadały (Arabia Saudyjska, Katar), albo wręcz rosły w tym rankingu (Gwinea Równikowa).

Gdyby skoncentrować się wyłącznie na wynikach Rosji, to między rokiem 1992 a 2016 zdaniem rządowych ekspertów PKB liczony wg. parytetu siły nabywczej w cenach stałych (dla 2011 roku) wzrósł z poziomu 16,7 tys. dolarów do 24,4 tysiąca. Ale gdyby punktem odniesienia był rok 2008 to wskaźnik ten praktycznie stanął w miejscu – bo wówczas, w 2008 roku, wynosił 24,0 tys. dolarów.

A zatem, reasumując, gospodarka Rosji w ciągu ostatnich 25 lat rosła statystycznie, licząc według parytetu siły nabywczej, tylko nieznacznie szybciej niźli średnia dla 175 klasyfikowanych krajów (średni wzrost na głowę – 6,2 tys. dolarów, w Rosji w tym samym czasie 7,7 tys. dolarów). Warto jednak pamiętać, że o ile liczba ludności na świecie w tym czasie wzrosła i to dość znacznie (o 1,9 mld osób), to liczba ludności w Rosji spadła o 2 mln, a zatem wypracowany dochód musiał być dzielony na „mniejszą liczbę głów”. I wszystko mimo boomu naftowego na początku stulecia, i deszczu pieniędzy, bo jak się oblicza Rosja dostała zastrzyk gotówki na poziomie ok. 3 bilionów dolarów, tempo rosyjskiego wzrostu nie odbiega od średniej światowej, a znacznie odbiega od najszybciej rozwijających się państw.

Podobnie jest i teraz. Ceny ropy naftowej są dziś niemal o 30 dolarów wyższe niźli w roku ubiegłym, ale nie przekłada się to ani na tempo wzrostu rosyjskiego PKB, które jest nawet w porównaniu z państwami Unii Europejskiej dość nieznaczne (1,5 – 1,8 %), ani na wzrost inwestycji, ani tym bardziej na zamożność społeczeństwa, ani, co najciekawsze, na sytuację budżetu. Ostatnio poinformowano, że będący w dyspozycji rosyjskiego rządu tzw. fundusz rezerwowy na ten rok w ¾ został już wydany. Wiadomo, były wybory i rząd dość szczodrą ręką zwiększył subwencje dla regionów. Tylko, że z 210,7 mld rubli w ciągu dwóch miesięcy wydano 157,3 mld i niewiele pozostało. A środki zapełniające ten fundusz powstają z nadwyżki między ceną ropy wg. założeń budżetowych (40 dolarów za baryłkę) i ceną, po której ropę się faktycznie sprzedaje (oczywiście to pewne uproszczenie, bo chodzi w istocie o wyższe wpływy z podatku od węglowodorów). Czyli jednym słowem, nadwyżkę, już w praktyce skonsumowano i teraz mówi się o podniesieniu w Rosji podatku dochodowego o 3 % oraz wieku w którym można przechodzić na emeryturę, bo rosnąca dziura między dochodami składkowymi a wydatkami jest już trudna do pokrycia.

Problemem jest oczywiście przyszłość. Zacznijmy od cen ropy. W ubiegłym roku Rosja przystąpiła do porozumienia z OPEC, które przyniosło w efekcie obniżenia wydobycia przez kartel, redukcję światowych zapasów i zwyżkę cen na rynkach. Ostatnio, w trakcie swej długiej wizyty w Stanach Zjednoczonych saudyjski następca trony zaproponował Rosji zawarcie długoterminowego porozumienia w sprawie tłumienia wydobycia. I ku pewnemu zaskoczeniu postronnych obserwatorów, ta propozycja, nawet 10 letniego porozumienia, spotkała się z dość chłodną reakcją w Rosji. Odpowiedzialny za ten sektor rosyjskiej gospodarki minister Nowak wprost powiedział, że wymiana informacji tak, ale ograniczenia w wydobyciu przez tak długi czas, to raczej będzie trudne do przeforsowania. Przede wszystkim, dlatego, że rosyjskie firmy chcą więcej sprzedawać. Lukoil już kilka tygodni temu oświadczył, ustami swego właściciela, że przy obecnych ograniczeniach wydobycia wstrzymuje rozpoznanie nowych złóż, bo, po co wydawać pieniądze, skoro i tak produkcja jest limitowana. Podobne głosy słychać i w Rosniefcie. Ale problem jest poważniejszy, bo jeśli chce się myśleć o wzroście inwestycji w rosyjskiej gospodarce, wzroście transferów socjalnych (podniesienie emerytur i rent) a to obiecał w trakcie kampanii wyborczej Putin, generalnie rzecz biorąc o wzroście rosyjskiego PKB, to tak silnie uzależniona od węglowodorów gospodarka musi wydobywać więcej ropy, gazu i więcej sprzedawać. Jeśli ograniczenia będą nadal funkcjonowały, to niezależnie od tego, że z Rosji nadal ucieka i to w znacznych rozmiarach kapitał, będzie to wszystko oznaczało, że wzrost PKB nie przyspieszy.

Ale to tylko fragment obrazu. Zwolennicy zwiększenia rosyjskiej produkcji w tych sektorach wskazują na politykę wydobywczą Stanów Zjednoczonych, ale również na to, co się dzieje w Arabii Saudyjskiej i mówią, tracimy okazję, aby zarobić więcej. Bo w trakcie tej samej wizyty saudyjskiego następcy tronu w Stanach Zjednoczonych podpisano umowę między Rijadem a japońskim konglomeratem przemysłowym Softbank. Umowa przewiduje inwestycje szacowane, uwaga, na 200 mld dolarów. Polegać one mają na budowie na pustyniach Arabii Saudyjskiej gigantycznych elektrowni słonecznych w ciągu dwóch najbliższych lat o szacowanej łącznej mocy 7 GW, a docelowo 200 GW. Dla porównania największa na świecie elektrownia węglowa ma moc 6,6 GW, a największa na świecie japońska elektrownia jądrowa Kashiwazaki-Kariwa ma moc 8 GW. Powodzenie tego projektu oznacza, zdaniem specjalistów, iż nie tylko Arabia Saudyjska, ale spora część świata arabskiego będzie dysponowała tanią energią elektryczną i po prostu będzie mogła wyłączyć dziś pracujące bloki energetyczne. Bloki, trzeba to dodać pracujące na ropę naftową i na gaz. A to zdaniem ekspertów, w tym i rosyjskich, spowodować może, iż najwięksi producenci ropy zrzeszeni w OPEC, nawet nie zwiększając wydobycia będą mieli więcej ropy na sprzedaż. I takiego scenariusza obawia się rosyjska branża naftowa – z jednej strony ograniczania własnego wydobycia, z drugiej spadku cen rynkowych. W takiej sytuacji o wzroście gospodarczym można tylko marzyć.

Jest też i druga strona tego medalu, czyli to jak w Rosji wydawane są pieniądze publiczne. Jak niedawno poinformowało rosyjskie ministerstwo finansów w specjalnym raporcie tylko 3 % środków przeznaczanych przez państwo na inwestycje rozdysponowywane jest po przeprowadzeniu przejrzystych przetargów. Pozostała część w dość niejasny sposób. I jak tu mówić o efektywności? Spora część tych pieniędzy jest po prostu rozkradana, buduje się drogo, często bez sensu i niepotrzebnie. Najlepszym przykładem jest ostatnia historia ze specjalnym projektem Poczty Rosji. Otóż w Buriacji testowano specjalny dron do przenoszenia przesyłek pocztowych na większe odległości (ok. 30 km). Za prototyp zapłacono ponad milion rubli (dokładnie 1,2 mln), zjechali się oficjele. Dron wystartował, przeleciał kilkadziesiąt metrów i z hukiem rozbił się o ścianę budynku mieszkalnego. Oficjalnie lokalne systemy wi-fi zakłóciły jego sterowanie. Ale wścibscy dziennikarze odkryli, że dostawca, firma specjalizująca się ponoć w nowoczesnych technologiach tak naprawdę to przedsięwzięcie specjalizuje się w naciąganiu naiwnych na rzekome nowinki techniczne. Kilkanaście miesięcy wcześniej jej właściciel oferował syberyjskim władzom specjalne emulgatory do przetwarzania odchodów w paliwo najwyższej klasy. Pobrał zaliczki i zniknął. Teraz objawił się w Buriacji i zaproponował dostarczenie dronów pocztowych, oczywiście najlepszych na świecie. Zdaniem dyskutujących w rosyjskim necie pasjonatów może nie najlepszych, ale za to z pewnością najdroższych, bo wartość rozbitego pojazdu, wg. szacunkowych danych zawyżona została o jakieś milion rubli. A przy tym zamiast 25 kilometrów dron przeleciał kilkadziesiąt metrów. Ale to przecież cena postępu technicznego.


[1] Неравномерность развития стран мира выпуск № 30, март 2018, http://ac.gov.ru/files/publication/a/16423.pdf

Marek Budzisz/Salon24