Azja Południowo-Wschodnia stoi w obliczu ogromnego kryzysu humanitarnego i prosi o pomoc społeczności międzynarodowej. Ta staje wyraźnie zakłopotana, kiedy widzi że trzeba ratować niewinnych właśnie przed buddystami. Najgorzej jest na Sri-Lance. The New York Times pisze: „Wojujący buddyjscy mnisi to prawdziwa zagadka: ich postawa stanowi jawne zaprzeczenie ideałów religii, która wyrzeka się przemocy, i która często postrzegana jest jako apolityczna. Podobnie jak radykalni mnisi z Tajlandii i Birmy, tak i lankijscy ekstremiści ze szczególną wrogością podchodzą do muzułmanów. Bodu Bala Sena i jej siostrzane organizacje nawołują do ataków na meczety. W czerwcu 2014 r. przywódca BBS, Galagodaththe Gnanasara, swoim wystąpieniem sprowokował antymuzułmańskie zamieszki w wioskach na południu Sri Lanki. Zapłonęły domy. Cztery osoby poniosły śmierć, a około 80 zostało rannych.” Obecnie sytuacja tam tale się zaostrza i sprawa jest na prostej drodze do buddyjskiego państwa wyznaniowego (więcej szczegółów TUTAJ).

Paradoksalnie, ofiarą buddystów padają właśnie muzułmanie, którzy stanowią tak silne społeczności w innych krajach. „Według ONZ w ciągu ostatnich trzech lat Birmę, w której większość stanowią buddyści, opuściło ponad 120 tys. muzułmanów. Jest to największy od zakończenia wojny wietnamskiej exodus ludności w regionie”. Największe prześladowania dotyczą  etnicznej mniejszości Rohingya zamieszkującej północną część birmańskiego stanu Arakan, której członkowie są w większości są wyznawcami islamu.

Tysiące prześladowanych chronią się w Indonezji, która nie podpisała konwencji ONZ dotyczącej statusu uchodźców z 1951 roku i w związku z tym nie jest prawnie zobowiązana do pomocy. Azja ze względów cywilizacyjnych dosyć trudno rozumie to co my uważamy za „prawa człowieka”, ponieważ koncepcja osoby ludzkiej zrodzona z kultury grecko-rzymskiej i Ewangelii jest tam zupełnie inna.

MP/thejakartaglobe.beritasatu.com