Zbigniew Brzeziński w wywiadzie dla Forsal.pl mówi, że przyszłość Ukrainy jest pomiędzy: Wschodem a Zachodem: "Teraz ważne jest przetrwanie Ukrainy i jej integralność terytorialna. Ukrainie na pewno trzeba pomóc, dostarczając jej sprzęt. Czy Ukraina powinna w przyszłości należeć do NATO? To wcale nie jest konieczne. Mogłoby być nawet szkodliwe. Są duże kraje, silne kraje nienależące do Sojuszu i wcale z tego powodu nieposzkodowane. Co do członkostwa w Unii, to ja byłbym jak najbardziej za. Ale to długa droga i przed Ukrainą jeszcze wiele do zrobienia. Dziś wielu osobom naiwnie się wydaje, że wystarczy wypełnić aplikację, by zostać członkiem Wspólnoty. Turcja od lat 60. stara się o członkostwo. Ukraińcy powinni sobie zdawać sprawę, że to długotrwały proces. Ukraina będąca jednocześnie w obu strukturach byłaby zbyt dużym policzkiem dla Rosji". 

Były doradca amerykańskiego prezydenta uważa również, że Polska powinna się obawiać zagrożenia płynącego z Rosji: "Niedawno przy okazji rocznicy aneksji Krymu odbyła się wielka manifestacja w Moskwie, przemawiał na niej prezydent Putin. W pewnym momencie w tłumie rozległy się okrzyki: „Następna Finlandia, a potem Polska!”. Nie bagatelizowałbym tego. W przeszłości oba kraje należały przecież przez pewien czas do Imperium Rosyjskiego i w rosyjskiej świadomości wciąż to jakoś tkwi. Dla mnie i wielu osób szokujące było to, że takie okrzyki mogą być wznoszone – i to nie przez pojedyncze osoby – w obecności prezydenta Rosji". 

Kto następny po Ukrainie? "Brzeziński mówi: "Jeśli wojna na Ukrainie okaże się łatwym sukcesem militarnym Rosji, jej zwycięstwem, to trzeba się liczyć z czymś w krajach nadbałtyckich. To w pierwszej kolejności. Kolejne ogniwa zapalne mogą się pojawić w Mołdawii, Gruzji, Azerbejdżanie. Taka byłaby logika wydarzeń. Później Polska mogłaby być celem". Co powinniśmy zrobić by przygotować się na prawdopodobną agresję ze strony Rosji? "To, co nakazuje logika: Polska powinna się zbroić, kupować sprzęt, modernizować i zwiększać armię. Liczyć na siebie, by być w stanie jak najdłużej bronić się sama. Bo oczywiście istnieje wspomniany art. 5 i solidarność z zaatakowanym sojusznikiem. Ale w NATO obowiązują procedury i zasada jednomyślności. Oznacza to, że NATO przez jakiś czas mogłoby być sparaliżowane. Choćby przez Grecję, która jest przyjacielem Rosji i która ma przecież prawo weta. W efekcie NATO mogłoby zareagować z opóźnieniem. Wierzę jednak, że gdyby doszło do realizacji czarnego scenariusza, Ameryka znajdzie sposób, by pomóc Polsce. Choćby działając na zasadzie bilateralnych relacji. Można też liczyć na wsparcie militarne od sojuszników europejskich: a takie deklarują teraz Brytyjczycy, Niemcy, Francuzi, Włosi, a nawet Litwini, którzy ostatnio oświadczyli, że w razie potrzeby będą walczyć w polskich szeregach. Tak, Polska jest zagrożona, ale w dalszej kolejności. Na pierwszej linii są kraje bałtyckie, Mołdawia, może Azerbejdżan" - mówi Brzeziński.

Całość TUTAJ

mm