W Wielkiej Brytanii mija pierwszy weekend kampanii wyborczej. Przedterminowe wybory do parlamentu mają się tam odbyć 8 czerwca. Partie przedstawiły już obietnice: od zwiększenia liczby dni wolnych od pracy, przez zakaz zakrywania twarzy w miejscach publicznych, po kontrolę cen energii.

Propozycja lewicy to cztery dodatkowe dni wolne - w święta patronów narodowych Anglii, Walii, Irlandii Północnej i Szkocji. "Ludzie mówią, że chcą spędzać więcej czasu z rodziną. Dziś w ich życiu tyle jest bowiem niepewności" - powiedział w BBC Jeremy Corbyn, lider Partii Pracy przekonując, że dziś Brytyjczycy mają mniej wolnego niż większość obywateli krajów rozwiniętych.

Z kolei konserwatyści obiecują, że będą ingerować w rynek energii i wprowadzą górny limit rachunków za gaz i prąd. Dzisiejszy "Sunday Times" wylicza, że efektem byłoby obniżenie kosztów dla 70% gospodarstw domowych. To kolejny symptom zmiany filozofii w partii, która chce prowadzić bardziej centrową politykę gospodarczą i walczyć o tradycyjny elektorat lewicy.

Szef liberałów Tim Farron zadeklarował, że jego partia będzie głosem proeuropejskim i będzie się sprzeciwiać twardemu Brexitowi. Powtórzył, że chce, by Brytyjczycy mogli zagłosować w referendum nad przyjęciem układu wynegocjowanego przez rząd i wykluczył powyborcze alianse z Theresą May i Jeremym Corbynem, podkreślając, że konserwatyści chcą twardego Brexitu, a Corbyn nie umie mu się skutecznie sprzeciwić.

UKIP - Partia Niepodległości - powraca do postulatu zakazu zakrywania twarzy w miejscu publicznym. Phil Nutall - szef stronnictwa mówi w tym kontekście o względach bezpieczeństwa, ale też o problemie integracji.

Wyniki badań przedstawione w niedzielnym wydaniu "Daily Mirror" dają konserwatystom 50-procentowe poparcie. Ich dominację sugeruje też badanie dla "Sunday Times", które pokazuje, że mają przewagę 23 punktów procentowych nad laburzystami. Z kolei w badaniach dla "Mail on Sunday" - przewaga konserwatystów się zmniejsza. W ciągu czterech dni spadła z 20 do 11 punktów.

krp/IAR, Fronda.pl