Portal Fronda.pl: Dziś w Wielki Czwartek obchodzimy pamiątkę ustanowienia sakramentu kapłaństwa. Chciałam Brata zapytać o kondycję współczesnego kapłaństwa. Wiele mówi się o kryzysie kapłaństwa, drastycznym spadku powołań, nadużyciach księży… Jak Brat to ocenia?

Br. Marcin Radomski OFM Cap: To, co jest negatywne zawsze będzie bardzo widoczne. Doświadczenia kapłanów, których grzech jest widoczny, będą bardziej krzykliwe, niż dobro, które się dzieje. Ta zasada funkcjonuje od momentu grzechu pierworodnego. Łatwiej jest obgadywać, wytykać upadek czy grzech, niż mówić o tym, co jest dobre. Dlaczego? Bo dobro jest oczywiste. To również w piękny sposób pokazuje naturę kapłaństwa, którą jest bycie człowiekiem dobrym. Chodzi o służbę drugiemu człowiekowi, dawanie samego siebie, relacje ludzkie. Nie mam tu na myśli jakiegoś wielkiego poświęcania się, ale normalną postawę człowieka dobrego.

W mediach mówi się przede wszystkim o kryzysach księży, a nie o tym, co robią dobrego. To oznacza porażkę kleru?

Tak naprawdę tym, który przegrywa w tej sytuacji jest diabeł. Eksponując zło, które jest udziałem kapłana, automatycznie pokazuje jednak, że naturą kapłaństwa jest bycie człowiekiem dobrym. To pułapka, w którą wpada zły duch, bo nie myśli racjonalnie, ale emocjonalnie, by możliwie jak najwięcej zniszczyć. Pięknie mówił o tym św. Cezary z Arles, który porównuje krzyż do wędki czy haczyka. Diabeł dał się na to złapać, nie ma innej drogi. Kapłaństwo jest trudnym doświadczeniem, bo przeżywa się w nim dramat krzyża (o czym mówi Psalm 22 słowami „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił”). Wielu mężczyzn, którzy wchodzą na drogę kapłaństwa, boi się tego doświadczenia samotności.  Ale jest to doświadczenie samotności w wymiarze czysto ludzkim. Zaś w modlitwie Psalmisty wyraźnie widać relację ja-Bóg. Jeżeli tej relacji nie ma, to całe kapłaństwo zaczyna się rozsypywać.

Czyli ta samotność, ale nie w rozumieniu ludzkim, tylko braku relacji z Bogiem jest przyczyną upadku księży?

Jest wiele złych rzeczy, które dzieją się wśród księży. Są kapłani, którzy zachowują się niewłaściwie. Mówi o tym wyraźnie papież Franciszek, na przykład ostatnio o powołaniach, podkreślając, że mają być konkretne, bo tu nie ma miejsca na żarty. Kapłaństwo to nie jest zawód, ale styl życia. Jeżeli potrafię wpasować się w ten styl życia, jeżeli potrafię go uczynić MOIM stylem życia (bo to właśnie o to chodzi, o taką tożsamość), to będzie dobrze. Jeżeli nie potrafię, to właśnie to jest zarzewiem wszelkich pojawiających się zgrzytów. One wynikają z niezdolności zintegrowania swojej osoby z tajemnicą kapłaństwa, czyli z Chrystusem. Kapłan ma być wyraźnym chrześcijaninem, czyli tym, który całkowicie żyje Chrystusem. A Chrystus oddał swoje życie na krzyżu.

Ale oddanie swojego życia za kogoś to najtrudniejsza rzecz na świecie!

To może zabrzmi paradoksalnie, ale łatwo jest oddać życie i stać się bohaterem. Wszyscy powiedzą „Wow, jak ten ksiądz się poświęca”, będą go doceniać, chwalić… Trudniej jest być kapłanem, robiąc to samo, ale wewnętrznie przeżywając to w taki sposób, że jest to wyłączna zasługa Jezusa Chrystusa. Tu chodzi o zrobienie przestrzeni, w której to Pan Jezus będzie przeze mnie działał. To dla mnie mistrzostwo, jeśli chodzi o kapłaństwo, pewien ideał. Tak funkcjonować, aby mieć świadomość, żyć tym, że to działa Chrystus, a nie ja. Aby wieczorem, kładąc się spać, móc powiedzieć „Panie Jezu, dziękuję Ci, że mogłem zrobić to czy tamto, bo to jest całkowicie Twoja zasługa”. A nie zasypiać z przekonaniem „Hę, udało mi się zrobić coś dobrego!”.

Co jakiś czas odżywa dyskusja o celibacie księży. Niektórzy proponują, by go znieść, to wtedy problemów z nadużyciami kleru będzie mniej, jakby zniesienie celibatu było lekiem na wszelkie bolączki. Co jest Brata zdaniem najpoważniejszą trudnością w kapłaństwie?

Wszystkie elementy, które wymieniłaś są prawdziwe, mają miejsce. Jest w Kościele pedofilia, bogacenie się czy homoseksualizm. Ale nie to jest problemem. To jest owoc braku tożsamości. Ten problem jest związany z formacją kapłanów, a raczej jej brakiem oraz brakiem wspólnoty. Kapłaństwo jest przecież doświadczeniem wspólnoty, na co wskazywali już Apostołowie. Oni nie działali jako samodzielne jednostki, byli we wspólnocie. To może być wspólnota parafialna, zakonna, mieszkających razem prezbiterów… Tworzenie wspólnoty zaczyna się od modlitwy, spożywania wspólnych posiłków i przebywania razem. To są bardzo ważne rzeczy. Chodzi o to, żeby być razem, choćby oglądając telewizję czy jedząc.

Jaka jest więc recepta?

Trzeba postawić na formację! Formacja seminaryjna to nie jest zakład, który przygotowuje do wypełniania zawodu, ale tworzenie stylu życia. Patrzę na to przez pryzmat mojego wstąpienia do zakonu. Do dziś pamiętam, jak dostałem pismo od prowincjała, w którym zostałem poinformowany o przyjęciu do zakonu. Dalej było napisane, że odtąd o wszystkie rzeczy, materialne i duchowe, będzie troszczył się zakon. To niesamowita integracja! Nagle tak bardzo mocno stałem się częścią tej wspólnoty. To jest ważne. Wszelkie kryzysy biorą się stąd, że zachwiana jest tożsamość. Ludzie czują się samotni, a samotność powoduje to, że człowiek zaczyna tracić poczucie świadomości grzechu. Jeśli chodzi o problemy na przykład z pedofilią, to powodem jest nieprzestrzeganie zasad jasno wytyczonych przez Stolicę Apostolską. W przyjmowaniu i formacji początkowej do kapłaństwa nie ma miejsca na kompromis. Jest ewangeliczna prostota – albo tak, albo nie. Nie ma kompromisów, bo one powodują, że człowiek wypracowuje je później w życiu duchowym, w relacji do zła, grzechu. Nagle się okazuje, że wszystko jest w porządku, można połączyć jedno z drugim. Potrzeba jest zdecydowanego formowania młodych ludzi, bezkompromisowego trzymania się wytycznych Stolicy Apostolskiej.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk