Europoseł Platformy Obywatelskiej, Michał Boni w rozmowie z Radiem Zet skomentował zeszłotygodniowy reportaż "Superwizjera" o urodzinach Hitlera i polskich nazistach. 

Po tym, co dzieje się wokół tego materiału można odnieść wrażenie, że politycy opozycji wciąż wierzą w pewną maksymę o "kłamstwie powtarzanym tysiąc razy". Cóż z tego, że 7 miłośników Adolfa Hitlera i wafelków zostało zatrzymanych krótko po emisji reportażu. Cóż z tego, że ze swoim odrażającym hobby neonaziści ukrywają się w lesie, cóż z tego, że przedstawiciele rządu publicznie potępiali poglądy prezentowane przez "bohaterów" reportażu, skoro opozycja totalna wie lepiej! 

"To nie są chłopaki, które się bawią w lesie, ale zorganizowane grupy, które czują przyzwolenie społeczne i przekraczają różne granice. Jak się nie potępia publicznie, to ten margines się poszerza, tak samo było w Niemczech hitlerowskich"- stwierdził polityk PO. Następnie eurodeputowany zaczął zastanawiać się, czy musimy "od nowa uczyć się historii". Jeśli przypomnimy sobie, jak wyglądał program nauczania tego przedmiotu w szkołach za czasów Platformy Obywatelskiej, ale również poprzednich rządów, gdy nauczyciele musieli "pędzić" z materiałem i roku szkolnego często nie wystarczało na historię najnowszą, a nawet na PRL, zaś II wojna światowa niekiedy była z braku czasu omawiana "po macoszemu", to powstaje pytanie, czy Michał Boni kpi, czy o drogę pyta... 

Europarlamentarzysta był pytany, czy osobiście czuje się zagrożony. Polityk stwierdził, że fala nacjonalizmu rośnie, więc siłą rzeczy musi się bać, choć ten strach go nie paraliżuje. 

"Im więcej nienawiści, tym więcej groźby"- podkreślił. Boni wyraził również obawę, że np. ktoś podpali mu mieszkanie. 

Jak długo jeszcze politycy Platformy Obywatelskiej będą zaklinać rzeczywistość i szczuć na rząd? A Michał Boni rzeczywiście mógłby się od nowa pouczyć historii.

ajk/Radio Zet, Fronda.pl