Przechodziłam w moim życiu różne okresy wiary – czasami moja relacja z Bogiem była bliska, a potem znowu gdzieś odchodziłam. W momencie, kiedy urodziłam pierwsze dziecko byłam pochłonięta wielorakimi obowiązkami i nie wiem, czy na modlitwę przeznaczałam chociażby pięć minut dziennie. To wszystko przekładało się na moje nastawienie do życia. Totalnie nie radziłam sobie z emocjami. Byłam wybuchowa, bardzo łatwo było mnie wyprowadzić z równowagi. Jednocześnie czułam w sobie wewnętrzny konflikt, ponieważ nie chciałam być taką mamą.  Wciąż byłam z siebie niezadowolona.

Z biegiem postępu choroby moje dziąsła coraz bardziej krwawiły, następnie odkrywały się korzenie zębów, a w ostatniej fazie czekała mnie ich utrata. Te objawy szczególnie nasiliły się po narodzeniu drugiego dziecka. Niejednokrotnie budziłam się w nocy z dokuczliwym bólem. Bałam się, że wypadną mi wszystkie zęby, ponieważ w mojej rodzinie zdarzały się już takie przypadki. Zaczęłam stosować różne środki zapobiegawcze, ale nie przynosiły one efektów, a nawet jeżeli pomagały to tylko krótkotrwale. Nie podjęłam leczenia, ponieważ dowiedziałam się, że jest to dla mnie zbyt kosztowne -  mój mąż powiedział, że żona jego szefa cierpiała na to samo i na wyjście z choroby wydała majątek.  Wtedy dowiedziałam się od mojej sąsiadki, że w Częstochowie są organizowane msze z modlitwą o uzdrowienie. W końcu zdecydowałam się tam pojechać nie tyle, aby doświadczyć tam uzdrowienia, ponieważ to wydawało mi się nierealne, ale z myślą, że może Bóg coś we mnie zmieni i będę lepszą, spokojniejszą osobą.   

Kiedy rozpoczęła się msza nagle uświadomiłam sobie, że nie jestem w stanie łaski uświęcającej, a po głowie chodziło mi pytanie: „Po co tu przyjechałaś skoro nie możesz przyjąć Jezusa w sakramencie?”. Następnie, podczas modlitwy, ogarnęło mnie gorąco, a po nim poczułam przenikliwy chłód. Na szczęście w czasie przerwy przed adoracją Najświętszego Sakramentu udało mi się znaleźć kapłana w konfesjonale, u którego się wyspowiadałam. W czasie modlitwy padały różne proroctwa, a ja widziałam jak Pan działa ze swoją mocą.  Jednak prawdziwy szok przeżyłam,  gdy doszły do mnie słowa: „Jest tutaj osoba, która ma problem z dziąsłami. Ta osoba bardzo boi się, że wypadną jej wszystkie zęby. Pan Bóg mówi do ciebie: „Chce cię uzdrowić!”. Gdy po tych słowach zapadło milczenie stałam jak słup soli, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam.

Następnie rozpoczął się czas modlitwy wstawienniczej. Powiedziałam o moim doświadczeniu osobom, które miały się nade mną modlić, a one stwierdziły, że teraz Pan Bóg będzie spełniał to, co obiecał. Kiedy  jechałam z Częstochowy to jedna myśl chodziła mi po głowie: „Panie Jezu, to wszystko, co mówisz  w Piśmie Świętym to jest prawda. Ty wszystko o nas wiesz, włosy nawet na naszej głowie są policzone, skoro Ty wiedziałeś o tej mojej paradontozie, o której nikomu nie mówiłam – oprócz moich  domowników!”. Jednak pomimo wielkiej radości w sercu  po tej mszy przez około trzy dni nie miałam odwagi otworzyć buzi, aby oglądnąć swoje dziąsła, ponieważ bałam się, że to wszystko sobie tylko ubzdurałam, a moja choroba trwa nadal.  

To doświadczenie było przełomem w moim życiu. Pan Bóg uzdrowił nie tylko moje życie, ale myślę, że jednocześnie uzdrowił mojego ducha i moje wnętrze, a także nerwowość, która mi wtedy bardzo doskwierała, chociaż nie stało się wszystko od razu, ale etapami. Teraz codziennie czytamy z mężem Pismo Święte, wspólnie modlimy się… Praktycznie wszystko się  zmieniło. Myślę, że to uzdrowienie fizyczne, było jakby „pretekstem”, które zbliżyło mnie do Niego. Teraz dostrzegam różne znaki Jego działania, które kiedyś tłumaczyłam  zbiegiem okoliczności, a teraz wiem, że nie ma czegoś takiego jak „przypadek”. Widzę jak Bóg odpowiada na moje potrzeby w różnoraki sposób. Po moim uzdrowieniu kolejnym cudem było wyrwanie z nałogu nikotynowego mojego męża. Bezskutecznie borykał się z nim przez wiele lat. Kiedy wrócił z jednej z mszy z modlitwą o uzdrowienie powiedział: „Ja sam tego nie potrafię, jeżeli Ty Boże mi nie pomożesz to nie będzie  dla mnie możliwe rzucenie palenia”. Dzień później miał bardzo stresującą sytuację w pracy, po której koledzy proponowali mu na odprężenie zapalenie papierosa, a on stwierdził, że nawet nie ma na to ochoty. I do dzisiaj nie pali. Ponieważ wiem, jak Bóg działał w naszej rodzinie podczas mszy z modlitwą o uzdrowienie chciałabym na nie zaprosić osoby zmagające się z trudnościami fizycznymi czy psychicznymi.  Dla młodzieży odbywają się one obecnie w Archikatedrze w Częstochowie, a dla dorosłych w Lisińcu, w parafii pw. Piotra i Pawła.

Teraz jestem naprawdę szczęśliwa. Wcześniej, kiedy jechałam też miałam wspaniałą rodzinę i wydawałoby się, że niczego mi w życiu nie brakuje, ale w środku nie potrafiłam poradzić sobie ze sobą i swoimi emocjami, a teraz wiem, że tak było dlatego, że nie czerpałam siły od Tego, który jest Wszechmocny.

Chwała Panu!

Marlena, lat 43, należy do Wspólnoty Przymierza Rodzin Mamre

Świadectwa wysłuchała Natalia Podosek