Św.Józef z Kupertynu nie lubił tych ostentacyjnych przejawów łaski,które narażały go na ciekawość ludzi. Nieraz modlił się do Pana,aby ten odebrał mu te dziwaczne  przejawy zewnętrzne.Wola Boga była jednak inna.

Czym był ten Boży znak lewitacji dla jego współczesnych, a czym może być dla nas dzisiaj. Pytamy o to o. Mateusza Stachowskiego OFMConv.

Fronda.pl: Proszę Ojca, ojciec jest franciszkaninem konwentualnym, tak jak św. Józef z Kupertynu. Czy to znaczy, że Ojciec również unosi się nad ziemię?

Co nieco tak (śmiech). Staram się nie trzymać głowy w chmurach, ale samo życie zakonne jest oczywistym odrywaniem się od ziemi, od tego, co związane tylko z tą rzeczywistością, którą widać. Za wezwaniem św. Pawła staram się szukać tego, co w górze. Każda spowiedź jest wznoszeniem się, każda Eucharystia unosi do Pana Boga. Każdy upadek kończy się podniesieniem się dzięki łasce, więc chyba można powiedzieć, że od czasu do czasu unoszę się nad ziemię.

Ale to, o czym Ojciec mówi, jest to powiedziane w kategorii duchowej. Natomiast Jego współbrat, św. Józef z Kupertynu na serio unosił się w powietrzu. Ja chcę rozmawiać o ty co ludzie widzieli.

Unoszenie się św. Józefa było darem Pana Boga, charyzmatem. I tak jak każdy dar pochodzący od Stwórcy ma do Niego odnosić. Zatrzymanie się tylko na tym, co widoczne dla oczu jest zatrzymaniem się w połowie drogi, co prowadzić może do rozminięcia się z Dawcą. To co widzialne staje się więc znakiem tego, czego nie widać. Podobnie było np. z darem stygmatów, które otrzymał św. Ojciec Franciszek czy św. o. Pio - one były zewnętrznym znakiem działania Boga w ich życiu. Lewitacja św. Józefa z Kupertynu jest znakiem, trudniejszym do odczytania, ale jak się pozna dokładniej jego życie i ideały, stanie się to dla nas jasne.

Jak to było?

Ta historia jest z XVII wieku. Ten święty urodził się 17 czerwca 1603 i właściwie od pierwszych dni Bóg obdarzył go łaską naśladowania siebie, ponieważ z powodu ubóstwa rodziców Józef narodził się w stajni. Jego ojciec był stolarzem. W dzieciństwie poważnie chorował i został z tej choroby cudownie uzdrowiony. Wychowywany był w surowej atmosferze pracy i modlitwy. Tak jakby nowicjat przeżywał już w dzieciństwie. Jego droga była franciszkańska, ale nie od początku był franciszkaninem konwentualnym. W 1620 r. został przyjęty jako "brat świecki" do kapucynów pod imieniem Stefan. Później przeniósł się do grona "braci świeckich" u Braci Mniejszych Konwentualnych, choć kilka razy odmawiano mu przyjęcia do wspólnoty. Miał wielkie kłopoty z nauką. Wreszcie po koniecznych etapach formacji w 1628 r. przyjął święcenia kapłańskie. Zanotowano, że 4 października 1630 r. - w czasie procesji w uroczystość św. Franciszka - przydarzyła mu się pierwsza lewitacja.

Na serio?

Świadków było bardzo wielu. Stało się to, gdy do kościoła w Kupertynie wchodziła procesja. On jako kapłan miał odprawiać nabożeństwo. Wówczas uniósł się nad ziemię na wysokości pulpitu, co w oczywisty sposób wszystkich zaszokowało. Ale tak naprawdę to co w życiu św. Jana było bardzo na serio, to była jego głęboka modlitwa. To ona była tym zasadniczym uniesieniem, a przejawy widzialne, spektakularne, to był mały znak jego wewnętrznego przebywania z Bogiem.

Może udawał?

No, gdyby udawał, to musiałby być doskonałym udawaczem, żeby unosić się kilkanaście minut wysoko nad ziemią. Ale mówiąc poważnie o udawaniu nie ma mowy. Trudno byłoby znaleźć jego motyw. Tym bardziej, że dar lewitacji był dla samego zakonnika bardzo uciążliwy. Sam pragnął ciszy, bycia sam na sam z Bogiem, a cudowne dary w oczywisty sposób ściągały ciekawskich. W pewnym momencie otrzymał nawet zakaz latania od przełożonych i stąd przydzielono mu w Asyżu kaplicę, gdzie sufit był ledwie nad jego głową. A w Sacro Convento jest zachowane miejsce, gdzie Józef odprawiał Mszę św. On nie lubił tych ostentacyjnych przejawów łaski, które narażały go na ciekawość ludzi. Nieraz modlił się do Pana, aby ten odebrał mu te dziwaczne przejawy zewnętrzne. Wola Boga była jednak inna. Nie udawał swojego głębokiego życia duchowego, bo tego nie da się udawać przed ludźmi. Ludzie w kontakcie z nim widzieli coś szczególnego, chętnie się u niego spowiadali, odczuwali owoce jego modlitwy. Miał u ludzi za życia opinię świętości wynikającą z obserwacji jego świętego pokornego zakonnego życia. Byłby świętym nawet gdyby nie było w jego życiu tych szczególnych znaków, ponieważ one nie są do świętości konieczne.

A co na to inkwizycja?

To oczywiste, że inkwizycja badała jego sprawę i na pewno wiązało się to z cierpieniem dla tego zakonnika, jak i dla całego zakonu. Przesłuchania, zatrzymania Świętego Oficjum na pewno nie należały do przyjemności. W końcu jednak inkwizytorzy, przekonani zwłaszcza pokorą zakonnika uznali, że te dary pochodzą od Boga. Dla uniknięcia sensacji zalecili mu odosobnienie. W tym odosobnieniu mógł się jednak spotykać i udzielać porad duchowych. Po poradę duchową przybywał do niego sam papież, a także kardynałowie, a także możni tego świata, w tym późniejszy król Polski, Jan Kazimierz. Warto też wspomnieć, że biskup poznański Andrzej Szołdrski był tak zafascynowany postawą św. Józefa, z którym spotkał się w Asyżu, że ufundował franciszkanom kościół i klasztor w Poznaniu w 1644 r. Co jeszcze ciekawsze ustanowił franciszkanina kaznodzieją katedralnym w Poznaniu. Takie było niezwykłe oddziaływanie św. Józefa.

Czy walczył z szatanem?

Franciszkanie od dawna byli egzorcystami. W naszym wileńskim kościele, który zwrócono nam po wielu latach starań i wciąż jeszcze jest w nim wiele do zrobienia, przy okazji odnawiania malowideł natrafiono na postać św. Bonawentury, który wypędza szatana. Jest to bardzo rzadki przypadek takiego przestawienia tego świętego. Wiele żywotów moich współbraci zawiera wątki o walce z szatanem. Historia św. Józef z Kupertynu też ją ukazuje. Proszę pozwolić, że zacytuję fragment miesięcznika Egzorcysta „Jeden z biografów Józefa, niejaki Bernini, pisał: „Demony nieustannie dręczyły Józefa w Asyżu – czy to wewnętrznymi pokusami, czy też zewnętrznymi, napadając na niego i chłoszcząc go”. Józef nie mógł w ciągu dnia przychodzić do miejsca, gdzie znajdował się grób św. Franciszka, gdyż było tam wielu ludzi, a on wypełniając nakaz Świętego Oficjum, musiał przebywać w ukryciu. Przychodził więc wieczorami. Pewnego razu, gdy modlił się przy grobie świętego, usłyszał, że ktoś idzie przez kościół, głośno stąpając po posadzce w podkutych blachą butach. Wraz ze zbliżaniem się tej osoby gasły światła w świątyni. W pewnym momencie nieznajomy rzucił się na Józefa, powalając go na ziemię i dusząc. Józef wezwał wstawiennictwa św. Franciszka i wtedy zapaliły się lampy, a napastnik zniknął. Nie na długo. Innego dnia, modląc się wieczorem w kościele, Józef zobaczył idącą w drewnianych chodakach postać, ubraną w zgrzebny płaszcz i trzymającą w ręku różaniec. Gdy Józef ją pozdrowił, myśląc, że to inny zakonnik, postać zrzuciła płaszcz, odsłaniając swoje koźle nóżki. Demon ścisnął Józefa, dusząc go, a po chwili z wielkim krzykiem zniknął, wyrażając swoje niezadowolenie z obecności zakonnika w tym klasztorze. Inny razem z celi, gdzie mieszkał Józef, dały się słyszeć krzyki i dziwne odgłosy. Zaniepokojony współbrat, sąsiad Józefa, pobiegł po przełożonego. Gdy razem zapukali do drzwi celi, otworzył im Józef, uspokajając, że nic się nie stało: to tylko był Szatan, który szukał zaczepki. Na pytanie, jak sobie z nim poradził, zakonnik odpowiedział, że wziął stułę i kilkakrotnie uderzył nią Szatana, który przyjął postać stworzenia. Po dotknięciu świętym przedmiotem, diabeł zniknął.” (Ks. Paweł Kłys, Latający zakonnik, Miesięcznik Egzorcysta, maj 2013, 31-33)

Jak obecnie wygląda kult św. Józefa z Kupertynu?

Józef zakończył swoją ziemską pielgrzymkę w nocy z 18 na 19 września 1663 r. w Osimo. 24 lutego 1753 r. papież Benedykt XIV ogłosił go błogosławionym, a 16 lipca 1767 r. papież Klemens XIII zaliczył go do grona świętych Kościoła. Najważniejszym miejscem gdzie czczony jest św. Józef jest sanktuarium franciszkańskie w Osimo, u stóp Apeninów. W 2013 r. obchodzony był jubileusz 350 rocznicy śmierci świętego. Tam również można zwiedzać „pokoiki”, w których św. Józef był przez wiele mieszkał oraz odnowioną kryptę, gdzie spoczywają jego doczesne szczątki. Przechowywane są tam też inne pamiątki po nim, jak jego habit. Samo miejsce, gdzie dokonał swego żywota, to mały, drewniany pokoik, z dużą czaszką i napisem Memento mori w miejscu, gdzie była głowa świętego. Jest patronem pilotów, uczniów i studentów, ale też skutecznym orędownikiem w wielu innych sprawach. W większości naszych franciszkańskich kościołów znajdują się relikwie czy obrazy świętego. Zwłaszcza w czasie sesji miejsca te gromadnie nawiedzają studenci, którzy cenią sobie wsparcie tego prostego franciszkanina.

o. Mateusz Stachowski OFMConv, rzecznik prowincji św. Maksymiliana Braci Mniejszych Konwentualnych, odpowiedzialny za projekt FranciszkanieTV

Rozmawiała Maria Patynowska

Modlitwa

Święty Józefie z Kupertynu, który umiłowałeś Ewangelię i Eucharystię, Święty radości, Nauczycielu modlitwy, Patronie studentów, przyjmij z miłością moją modlitwę. Ty, który w swoim życiu dzięki wielkiemu zaufaniu w Bożą pomoc zmierzyłeś się z wieloma trudnościami, wstaw się za mną przed Panem, aby udzielił mi łaski, której tak bardzo potrzebuję. Swoim przykładem pociągnij mnie, abym i ja potrafił wznieść się na wyżyny niebios świętości i abym wraz z Tobą dziękował Bogu za Jego nieskończoną dobroć i miłosierdzie. Niech Twoje wstawiennictwo wyjedna mi łaskę Boga, niech mi pomaga i wyprasza moc Ducha Świętego, która mnie podtrzyma na długiej drodze życia, abym, tak jak ty, pozostał wierny Ewangelii. Amen.