Pamiętam niezbyt udane przygotowania do bierzmowania i regułki z katechizmu dla bierzmowanych, których musieliśmy nauczyć się na pamięć. Odpowiedź na pytanie „Dlaczego Pan Bóg stworzył człowieka?” brzmiała: „Pan Bóg stworzył człowieka, aby Boga znał, czcił, kochał i służył Mu, a przez to osiągnął szczęście wieczne.”

Wizja kapryśnego królewicza siedzącego wygodnie na tronie i ludu, który na klęczkach musi się kajać, uderzać w piersi oraz wychwalać króla zawitała wówczas do mojej głowy. Taki obraz nie pomaga ani w wierze, ani w doświadczaniu Miłości. Jednocześnie kłóciła się niemiłosiernie  z tym, co mogłam przeczytać w Biblii i co sama przeżywałam w Kościele. Tak częste i wielkie podkreślenie faktu, by kochać, nawet swoich nieprzyjaciół! Tak kochający, że Syna swojego oddaje, byśmy mieli życie. Nazywający nas przyjaciółmi - jednocześnie siedzący w oddali, oczekujący pokłonów?

Wobec tego dlaczego nas stworzył?

Otóż, stworzył nas po to, byśmy… byli szczęśliwi. Tak po prostu. Sam chciał dzielić się swoim szczęściem, więc wpadł na taki wspaniały pomysł i... jesteśmy!

Ktoś prychnie pewnie na taką z pozoru infantylną odpowiedź - jak możemy być szczęśliwi w tym świecie pełnym wojen, kłamstwa, w którym On nie rzuci błyskawicą w imię rzekomej „sprawiedliwości”. Tak! Szczęśliwi…

Gdybyśmy sami nie zagłuszyli tego, czego pragniemy naprawdę, gdybyśmy wszyscy posłuchali się Jego głosu oraz wpisanej w naszą naturę podstawową potrzebę – by kochać i być kochanym. Gdybyśmy poszli za tym pragnieniem - bylibyśmy szczęśliwi. To nie Bóg tworzy wojny. To nie Bóg tworzy bezrobocie.

Kiedy jest Ci źle, nie wyobrażaj sobie królewicza opierając się na wiedzy o człowieku i historii królestw. Pomyśl, że obok Ciebie siedzi właśnie Ktoś, kto Cię przytula, cierpi, że Ty cierpisz, płacze, że Ty płaczesz i osusza Twe łzy mówiąc: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo.”(Łk 12, 32)

Wiele osób, które nie poznało Tej Miłości atakuje Kościół podając sztampowy przykład: gdzie był Bóg, kiedy był Oświęcim?

A On był tam, w Auschwitz i szedł razem z niewinnymi na stracenie. Cierpiał i przeżywał ból razem z tymi, którzy walczyli o przetrwanie. Cierpiał z powodu tego, że inni o Nim zapomnieli. Jednak na tyle ceni naszą wolną wolę, że nie rzucił niczym Zeus błyskawicą w oprawców.

Jednakże współcierpiący Bóg nie oznacza także bezsilnego Boga, który bezradnie rozkłada ręce jak nasi politycy i mówi: ja nic nie mogę. On czeka na nasze zaproszenie. Kiedy mu odpowiemy, będzie mógł działać.

Oczywiście, że nie ma prostej odpowiedzi na niezawinione cierpienia, chcę jedynie zwrócić uwagę na fakt, że Bóg pragnie naszego szczęścia, o czym możemy przekonać się w niemal każdym fragmencie Pisma Świętego.

Jesteś Córką Boga, Jesteś Synem, jesteś Jego Dzieckiem. Żaden zdrowy rodzic nie oczekuje od swego wyjątkowego dziecka pustych pokłonów. Czeka na miłość, na odpowiedź. I pragnie jednego - by Jego dziecko było szczęśliwe. A będzie szczęśliwe, jeśli będzie kochało. Bo kochane już jest, tylko tak jakoś zapomina…

Kiedy zaś doświadczy się miłości, kiedy otworzy się siebie… uwielbienie i cześć Najwyższemu wypłynie samo. Nie takie ludzkie – bez wyrazu, bo trzeba, bo inaczej król nie da czegoś, czy pozbawi życia i strąci do wiecznego ognia. Uwielbienie, czyli zjednoczenie się z Rodzicem Królem świata, z Miłością.

Jak to napisał w swej książce brat Roger, założyciel Taize: „Bóg może tylko kochać” i chce, byśmy i my kochali.

Karolina Zaremba