Na Białorusi od 17 lutego trwają protesty przeciwko prezydenckiemu dekretowi nr 3, który wprowadza podatek dla osób, które nie przepracowały 183 dni w roku. Demonstrujący protestują przeciwko złej sytuacji ekonomicznej, żądają pracy, zmian i uczciwych wyborów.
"Powiedziałbym, że sytuacja w rzeczywistości jest rewolucyjna, jeśli definiować ją w sposób klasyczny. To ma miejsce, gdy dolne warstwy społeczeństwa nie chcą już obecnego porządku, a górne warstwy nie mogą już rządzić krajem po staremu i żyć jak wcześniej.
Widać, że ludzie są oburzeni tym, że pozbawiani są ostatnich ulg, ceny rosną, pensje się kurczą. Nie ma pracy, nie ma czym karmić rodziny. W regionach Białorusi, poza Mińskiem, sytuacja jest po prostu katastrofalna. I nie widzą żadnego wyjścia z sytuacji - przy tym reżimie. Nie widzą możliwości, by przy tej władzy sytuacja mogła się poprawić. Na odwrót, urzędnicy szukają sposobów, by jeszcze bardziej naciskać na ludzi, wprowadzać nowe podatki, zabierać im pieniądze" - powiedział Sannikau.
Pytany, jak skończą się protesty, mówił o dwóch scenariuszach. "Scenariusze rozwoju sytuacji mogą być różne. Dla mnie scenariusz, który jest najbardziej do przyjęcia, to przeprowadzenie prawdziwych wyborów, rzeczywistych, w których powinna wziąć udział opozycja - pod kontrolą międzynarodową" - powiedział opozycjonista. "Możliwy jest niestety także scenariusz, że w sytuację wmiesza się Rosja. Boję się, że to może być związane z manewrami (Zapad 2017), które przygotowuje Rosja. Wówczas to będzie poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy, Polski, nie tylko dla niezależności Białorusi" - dodawał.
Sannikau wzywał też Europę o pomoc w budowie demokracji na Bialorusi.
kk/Polskie Radio