Przypominamy dzisiaj artykuł dr. Mathiasa von Gersdorffa, którego tłumaczenie pojawiło na łamach "Naszego Dziennika" po jednej z wizyt Benedykta XVI w Niemczech, kraju przez relatywizm dogłębnie przeżartym.

***

Mimo że w czasie swojej trzeciej pielgrzymki do Niemiec Papież Benedykt XVI ani razu nie użył stworzonego przez siebie pojęcia "dyktatury relatywizmu", to jednak było ono ciągle obecne w jego przemówieniach. W wielu z nich widoczna była troska Ojca Świętego z powodu moralnego upadku Europy i potrzeba powstrzymania tego procesu, który powoduje upadek europejskiej kultury i tożsamości.

Relatywizm rozkłada, niszczy i deformuje pojęcia oraz definicje tych wartości, które stanowią fundament dla myśli Zachodu. Wprowadza też nowy styl życia, który stoi w sprzeczności z opartym na prawie naturalnym porządkiem chrześcijańskim. Papież Benedykt XVI od początku pontyfikatu robi wszystko, aby zahamować ten niszczycielski proces. To dlatego od lat wystawiony jest na ataki i chyba nie ma dziś drugiej tak znienawidzonej przez zsekularyzowany świat osoby jak właśnie Benedykt XVI. 

Już na początku swojej wizyty, podczas ceremonii powitania w berlińskim Zamku Bellevue, Papież przemówił do sumień swoich rodaków: "Republika Federalna Niemiec stała się tym, czym jest dzisiaj, przez moc wolności, ukształtowanej odpowiedzialnością przed Bogiem i nawzajem wobec siebie. Potrzebuje ona tej dynamiki, która obejmuje wszystkie dziedziny życia ludzkiego, aby w aktualnych warunkach móc się rozwijać. Potrzebuje jej w świecie, który wymaga głębokiej odnowy kulturowej i odkrycia na nowo fundamentalnych wartości, na których można budować lepszą przyszłość (encyklika "Caritas in veritate", 21)". Wprawdzie Ojciec Święty nie powiedział tego wprost (będzie potem jeszcze mówił o przestrzeganiu prawa do życia w Niemczech), ale każdy ze zgromadzonych na Zamku Bellevue zrozumiał, co Papież miał na myśli: po drugiej wojnie światowej Republika Federalna Niemiec była odbudowywana w poszanowaniu wartości i zasad chrześcijańskich. To przyniosło krajowi ogromny dobrobyt gospodarczy i poważanie całego świata. Niemcy, które nie działają w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem, tak jak to ma miejsce teraz (aborcja, diagnostyka prenatalna, małżeństwa homoseksualne itd.), nie sprostają wymaganiom, jakie stawia przed nimi przyszłość. Ponieważ tylko "tam, gdzie jest Bóg, jest przyszłość" - brzmiało hasło papieskiej pielgrzymki. 

W dalszej części swojej podróży po ojczyźnie Ojciec Święty pogłębiał tę myśl, bardzo wyraźnie i bezpośrednio mówiąc: "Jeśli nie przestrzega się prawa, czymże staje się państwo, jeśli nie wielką, zbójecką bandą" - powiedział w Bundestagu, cytując słowa św. Augustyna, do polityków. Samoczynnie nasuwała się myśl o aborcji, czyli lekceważeniu prawa do życia dzieci nienarodzonych. To lekceważenie umożliwia systematyczne rozprzestrzenianie się "kultury śmierci", o której nieustannie mówił Jan Paweł II, wzywając ludzi do nawrócenia. 

Szczególnie ważne było stwierdzenie Benedykta XVI, że obowiązujące prawo nie staje się automatycznie prawem sprawiedliwym i słusznym. O fundamentalności tego stwierdzenia świadczy chociażby wspomniany przez Papieża w Bundestagu okres nacjonalizmu, który pochłonął miliony ofiar. Niewielu znalazło się wówczas takich, którzy stawili tak ważny i potrzebny opór, ponieważ ludzie pozwalają uwieść się dyktaturze relatywizmu, dają przyzwolenie kulturze śmierci i żegnają się ze swoimi chrześcijańskimi korzeniami. "Dyktatura relatywizmu" zakłóca nie tylko porządek świata, ale wyrządza zło człowiekowi w ogóle, także w wymiarze duchowym. "Wiara chrześcijan nie opiera się na analizie naszych zysków i strat. Wiara tworzona przez samą siebie jest bezwartościowa. Wiara nie jest czymś, co wymyślamy i co uzgadniamy. Jest ona fundamentem, na którym żyjemy" (Nabożeństwo ekumeniczne w byłym klasztorze augustiańskim w Erfurcie). Człowiek, który opuszcza ścieżkę wskazaną mu przez Boga, staje się niewolnikiem swojej pychy, wyzwalają się w nim najbardziej absurdalne marzenia, aż po chęć utworzenia własnej religii. Kto posuwa się tak daleko, z zasianego w swoim sercu relatywizmu czyni prawdziwego bożka. 

Jak możemy oprzeć się tej pokusie nowoczesnego świata, pozostać wiernymi Kościołowi i żyć z nim w łączności? Papież udzielił odpowiedzi na to pytanie w Etzelsbach. Zrobił to nie gdzie indziej, ale właśnie tam, gdzie Stella Maris. Stella Matutina została nam dana przez Boga, abyśmy nie poginęli. "W cudownym wizerunku z Etzelsbach serca Jezusa i Jego Matki zwrócone są ku sobie nawzajem, zbliżają się do siebie. Wzajemnie wymieniają swą miłość. (...) To nie samorealizacja prowadzi do prawdziwego rozwoju człowieka, (...) ale właśnie postawa daru z samego siebie, zwracająca się ku sercu Maryi, a zarazem ku sercu Odkupiciela" (Nieszpory maryjne w Etzelsbach). 

Już zupełnie na końcu, w czasie ceremonii pożegnalnej przed powrotem do Rzymu, Benedykt XVI powiedział: "Nie ma nic piękniejszego, niż poznać Chrystusa i dzielić się z innymi przyjaźnią z Nim". Poznać Chrystusa, to poznać Jego Serce. Przyjaźń z Nim oznacza bycie z Nim jednym sercem. Troszczmy się wraz z Nim o tę przyjaźń w sakramencie spowiedzi, w Komunii, w adoracji i w modlitwie. Wtedy z pełnym zaufaniem możemy podążyć za słowami Zbawiciela: "Miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat".

tłum. Bogusław Rąpała - Nasz Dziennik