"Pancerny kardynał", jak nazywano Benedykta XVI przed wyborem na Stolicę Piotrową, był symbolem wszystkiego, co środowiska lewicowo-liberalne najbardziej nienawidziły w Kościele katolickim - stanowczości i bezkompromisowej obrony wiary. Nawet, gdy część sceptyków przekonała się po konklawie, że kard. Ratzinger w istocie jest "niebiańskim starcem", obraz sztywnego konserwatysty z klapkami na oczach nadal pokutował w wielu środowiskach.

 

Apogeum ataków na Ojca Świętego nastąpiło w 2009 roku, kiedy cofnął dekrety ekskomuniki wobec biskupów wyświęconych przez abp Marcela Lefebvre'a. Choć była to oczywista kontynuacja drogi, jaką obrał Benedykt XVI, dla liberalnych obserwatorów i środowisk żydowskich była nie do przetrawienia. Papieżowi zarzucano odejścia od założeń pontyfikatu Jana Pawła II, zahamowanie procesu ekumenizmu i wykonanie "kroku wstecz" w historii Kościoła. Tyle, że pierwsze rozmowy na rzecz przywórcenia normalnych stosunków między Bractwem Św. Piusa X i Stolicą Apostolską były zapoczątkowane jeszcze za czasów Jana Pawła II, a decyzje Benedykta XVI stanowiły ich wspaniałą kontynuację.

 

Wcześniejsze "uwolnienie" Mszy Wszechczasów było pierwszym symptomem dobrej woli Ojca Świętego i dowodowem na istnienie silnej opozycji wewnątrzkościelnej, która radykalnie sprzeciwiała się papieskim planom. Motu proprio Summorum Pontificum z 2007 r. dobitnie pokazało, że przestawiciele "Kościoła otwartego", którzy wycierają sobie usta frazesami o potrzebie uwzględniania potrzeb różnych środowisk, nagle stali się niesamowicie "zamknięci" na wiernych, którzy chcieliby praktykować swoją pobożność w tradycyjnym duchu.

 

Dla wielu osób wkraczających w dorosłość, w  tym niżej podpisanego, Benedykt XVI swoimi decyzjami ukazał inne, dotąd nieznane oblicze Kościoła. Kościoła, który nie wstydzi się własnej tożsamości, nie musi przepraszać za własną przeszłość, ale odkrywać jej bogactwo. Bezkompromisowość papieża zaowocowała powrotem tradycyjnych anglikanów na łono Kościoła katolickiego.

 

Powyższe fakty dobitnie pokazują, że Ojciec Święty podczas swojego pontyfikatu zawsze postępował z niezwykłą rozwagą i skutecznością. Być może podobnie należy spojrzeć na decyzję o abdykacji? Warto zwrócić uwagę na opinie, jakie wyrazili dzisiaj na portalu Fronda.pl prof. Adam Wielomski i Arkadiusz Robaczewski. Może papież chciał mieć pewien delikatny wpływ na wynik konklawe i wybór swojego następcy? Następcy, który będzie kontynuował jego dzieło, prowadząc Łódź Piotrową w czasie burzy, która niewątpliwie nastąpi.

 

Na koniec nie pozostaje nic innego, jak powiedzieć po prostu: dziękuję Ci, Ojcze Święty!

 

Aleksander Majewski