W światowych mediach zrobiło się głośno o zgodzie belgijskiego sądu na eutanazję 50-letniego kryminalisty skazanego na dożywocie. Tymczasem według oficjalnych danych służb medycznych tego kraju w kolejce czeka już 15 dalszych podań o podobną „pomoc”! Przypadek ten wywołał w niektórych krajach na nowo dyskusję o granicy eutanazji; wielu katolickich komentatorów podkreśla, że belgijskie władze zachowały się w sposób nieludzki, bo zamiast profesjonalnej pomocy duchowej i psychologicznej oferują skazanemu na dożywocie mężczyźnie po prostu śmierć.

Tak naprawdę nie jest to wcale zaskakujące. Trzeba przypomnieć, że wcześniej w tym roku Belgowie wyraźnie pokazali, jak pogardliwy mają stosunek do życia ludzkiego. Wyrazili przecież  zgodę na legalizację eutanazji dzieci, w ten sposób opowiadając się za uśmiercaniem w świetle prawa osób, które w wielu innych w mało ważnych dziedzinach życia, jak choćby zakup paczki papierosów, uchodzą za niezdolne do podejmowania autonomicznych decyzji.  

Barbaryzacja Belgów wynika wprost z odrzucenia przez ten naród Boga. Choć 57 proc. obywateli tego kraju wciąż przynależy do Kościoła katolickiego, na Mszę chodzi niespełna 10 proc. Aż 27 proc. Belgów nie przyznaje się do żadnej religii. Jakie są tego efekty, widzimy jasno: przyzwolenie na zabijanie ludzi na każdym etapie życia. W ubiegłym roku uśmiercono w Belgii uśmiercono aż 1800 osób, co jest wzrostem aż o 27 proc. względem roku 2012. Podobne przypadki jak zgoda na eutanazję skazanego na dożywocie mordercy i gwałciciela, zabicie osoby po operacji zmiany płci, bliźniąt obawiających się cierpienia z powodu ślepoty czy nieświadomych konsekwencji samobójstwa dzieci będą się bez wątpienia nasilać. Jedyny ratunek leży w Kościele katolickim, o którego istnieniu Belgowie wolą jednak zapomnieć. 

Paweł Chmielewski