Portal Fronda.pl: Czy Pana bulwersuje jedzenie posiłków na sali sejmowej? Od środy trwa regularna nagonka na prof. Krystynę Pawłowicz za to, że w trakcie obrad zjadła sałatkę. To naprawdę taki wielki problem?

Artur Górski, PiS: Każdy pretekst jest dobry, aby skompromitować i ośmieszyć konkurentów politycznych, atakując poszczególnych posłów. Ale te niewybredne ataki, często nasączone jadem złośliwości, są tak prowadzone, że kompromitują krytykujących. Prof. Pawłowicz mogła się spodziewać, że przy pełnej sali znajdzie się jakiś poseł, który powie o jej sałatce z mównicy sejmowej. Przy czym, nie znamy okoliczności, nie wiemy, czy Pani poseł tak długo czekała na posiłek, że nie miała szans zdążyć przed głosowaniem. A głosowanie jest najważniejszym obowiązkiem posła. Inna rzecz, że posłowie notorycznie popijają na sali posiedzeń kawy, herbaty, colę i zajadają się ciasteczkami. Czym różni się jedzenie na sali ciasteczek od jedzenia sałatki? Skalą zbrodni...?

Media skupiły się na sałatce prof. Pawłowicz, a przecież w tym czasie mieliśmy kilka bardzo poważnych wydarzeń, na przykład przesłuchanie Bronisława Komorowskiego. Zdaniem Marzeny Nykiel z wpolityce.pl „mainstream przehandlował prawdę o Komorowskim za sałatkę prof. Pawłowicz. Dlaczego media odcięły Polaków od procesu ws. WSI?”. Zgadza się Pan z tą opinią?

Sałatka prof. Pawłowicz to dobry zastępczy temat. Jeden z wielu podobnych, które nic nie wnoszą, a odwracają uwagę od istotnych spraw. A w tym przypadku sprawa jest istotna, bo dotyczy Prezydenta RP i jego powiązań z WSI. Sprawa jest kontrowersyjna, niewygodna dla głowy państwa, a nawet kompromitująca, szczególnie biorąc pod uwagę zbliżające się wybory prezydenckie. Dlatego media wspierające rząd i politycy koalicji będą robić wszystko, aby ochronić prezydenta, aby rozmyć sprawę i jak najmniej wiedzy na jej temat przeciekło do opinii publicznej. Jednak to są "grzechy" pana prezydenta, o których obywatele powinni mieć pełną wiedzę, by mogli ocenić, czy takie powiązania głowy państwa są niebezpieczne dla Polski.

16 mln zł z budżetu kultury trafiło na rezerwę celową związaną z Muzeum Jana Pawła II w Świątyni Opatrzności Bożej. Nie podoba się to politykom SLD, którzy szydzą, że te pieniądze pójdą na to, by „biskupom żyło się lepiej”. To znaczy, że takie cele, jak budowa świątyń powinny być pomijane w budżecie państwa? Katolikom nie wolno dawać pieniędzy?

Lewica krytykuje dla zasady. Aby utrzymać swoich lewicowo-ateistycznych wyborców, aby SLD nie został w antyklerykalizmie przelicytowany przez Ruch Palikota, co jakiś czas musi krytykować Kościół, czy w tym przypadku budowę muzeum Jana Pawła II za pieniądze publiczne. Niestety, robi to kłamliwie. Nie chodzi tu o pieniądze na świątynię, na biskupów, tylko o muzeum, o pamięć historyczną, o wiedzę o wielkim Polaku, która powinna być wiedzą całego narodu, kolejnych pokoleń. Powiem więcej, pieniądze publiczne nadal powinny wspierać budowę samej Świątyni Opatrzności Bożej, która jest wypełnieniem zobowiązania narodu wobec przeszłych pokoleń. Pieniądze, które są przekazywane z budżetu na instytucje publiczne, służące ludziom, a kościoły i muzea są dla ludzi, powinny być traktowane normalnie, bez ideologicznej stygmatyzacji.

Rozm. MaR