Ciepłe słowa,  Papieża Franciszka o wspólnotach tradycyjnych, te które przesłał przełożonym Bractwa Kapłańskiego św. Piotra, i te, które relacjonował na niedawnym spotkaniu Una Voce w Rzymie kard. Castrillon Hoyos, nie budzą mego entuzjazmu. Są miłe, i jako takie cieszą, ale nic więcej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to Papież, który chce być miły dla wszystkich wspólnot, miły dla wszystkich w ogóle. Chce mieć ciepłe relacje ze światem i je ma. Świat go nie nienawidzi. Nawet walczące z Kościołem osoby i media go chwalą i mówią, parafrazując Ewangelię, „wszystko co dobre na niego”.

Tymczasem papież jest tym, który zgodnie z nakazem naszego Pana, Jezusa Chrystusa, ma umacniać braci w wierze. Nie poprzez miłe słowa, tylko przez głoszenie prawdy, tej, która jest obecna w tradycyjnym nauczaniu Kościoła, a w ostatnich dziesięcioleciach, została rozmyta. Katolicy są pogubieni, nie wyznają integralnej wiary, wielu nie ma pojęcia o katolickiej wierze, o tym co jest jej treścią i co mieści się w katolickiej doktrynie. To samo dotyczy poglądów na chrześcijańską moralność. Dopóki na papieskim urzędzie będą gesty i słowa, które budzą wątpliwości, zamiast tych, które umacniają w wierze i nawracają, dopóty ciepłe słowa, nawet o wspólnotach tradycyjnych, pozostaną tylko ciepłymi słowami. Póki co zbyt wiele jest dwuznaczności, wypowiedzi i gestów nawzajem się wykluczających. Wciąż modlimy się za Papieża Franciszka, by był dla świata i Kościoła na ziemi Opoką.

Not. ToR