Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Czy sprawa „taśm Jarosława Kaczyńskiego”, zapowiadanych wcześniej jako „bomba”, która „zmiecie” Prawo i Sprawiedliwość, rzeczywiście wpłynie jakoś na stosunek Polaków do partii rządzącej?

Poseł Arkadiusz Czartoryski, PiS: W sprawie taśm ważne są dwie rzeczy.

Pierwsza, na którą prawie nikt nie zwraca uwagi, jest związana z tym, że do przestrzeni publicznej dotarła informacja o tym, że w 1990 roku Sejm zdecydowal o podziale majtku RSW Prasa-Ksiazka-Ruch. RSW został podzielony przez Sejm w 1990 roku. Majatek otrzymaly partie „Solidarność” i Porozumienie Centrum przejęły „Express Wieczorny”, Kongres Liberalno-Demokratyczny i część działaczy Unii Demokratycznej nabyło „Życie Warszawy”, Konfederacja Polski Niepodległej- dziennik „Sztandar Młodych” i tygodnik „Razem”, a SdRP „Trybunę”.

Majatek byl pomocny przy rozpoczeciu dzialalnosci politycznej. Sam byłem wówczas członkiem Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, młodym działaczem tego ugrupowania, krótko po ukończeniu studiów. Pamiętam, jak przyjeżdżaliśmy do kamienicy przy ul. Twardej, niedaleko Ronda ONZ, na posiedzenia, odbywające się w lokalu otrzymanym w centrum Warszawy od miasta. Pamiętam, że nawet byłem zdziwiony, że partia otrzymała takie pomieszczenia do dyspozycji, ale potem dowiedziałem się, że również inne ugrupowania mogly dysponować podobnymi nieruchomościami.

Cały „dowcip” polega jednak na tym, że wielu z tych partii już dawno nie ma i nie wiadomo, jak korzystały z tego majątku.

I ta informacja o nieruchomościach otrzymanych przez partie działające u zarania III RP przebija się w mediach raczej słabo.

Paradoks polega na tym, że media próbują podnosić dziś larum wokół czegoś, co na początku lat 90. było rzeczą oczywistą. Część dziennikarzy próbuje dziś przekonywać, że nie wiadomo, skąd raptem majątek Srebrna, że prezes PiS to biznesmen, a nie polityk itd.

Rzecz w tym, że, tak jak mówiłem, nasza partia, która od początku uczciwie zachowała otrzymaną w świetle prawa nieruchomość, nie sprzeniewierzając jej, nie sprzedając, nie rozdając pieniędzy nie wiadomo komu i nie wiadomo jak. A o los innych obdarowanych nikt dziś nie pyta.


Drugim ciekawym elementem jest to, czy na nagraniach ujawnionych przez „Gazetę Wyborczą” doszło do złamania prawa. Obejrzałem dziś zresztą wywiad z ekspertem, który w TV twierdził, że na Nowogrodzkiej do złamania prawa nie doszło. Mało tego, w bardzo trudnej rozmowie z przedsiębiorcą prezes PiS mówi bardzo wyraźnie:  „Chcemy być uczciwi, możemy zapłacić na podstawie faktur i dokumentów, inaczej to proszę do sądu". A to dowód na uczciwość Jarosława Kaczyńskiego. Nie można przecież płacić bez faktur, rachunków, bo to nieuczciwe. Jeżeli druga strona się nie zgadza, to pozostaje sąd. Wracajac do Pani poprzedniego pytania... 

Właśnie: jak ta sprawa może wpłynąć na sytuację PiS, sondaże, w przyszłości- wynik wyborczy?
Wszystko zależy od tego, czy cała sytuacja zostanie przedstawiona uczciwie.
Bo można, oczywiście, wymyślać kłamstwa typu „Kaczyński-biznesmen” i sugerować, że nie wiadomo, co tam się działo, a potem liczyć na poklask za to, że wprowadziło się opinię publiczną w błąd. Jeżeli jednak przedstawi się sprawy uczciwie, wychodzi na to, że majątek kiedyś otrzymany zgodnie z prawem, nadal jest uczciwie utrzymywany na cele wspólne. W tym momencie pojawia się jednak wielki znak zapytania, jak zostanie to potraktowane przez poddawane manipulacji, przez opozycję i niektorych dziennikarzy, społeczeństwo.

Dla mnie w całej sprawie ciekawy jest również wątek mecenasa Romana Giertycha. Wydaje mi się, że zadziałał tu podobny mechanizm, jak wcześniej w przypadku Komisji Nadzoru Finansowego: jest mocny artykuł w „Gazecie Wyborczej”, są nagrania lub informacje o nagraniach i jest również Roman Giertych,  niegdyś przedstawiciel tzw. „skrajnej prawicy”, dziś obrońca ważnych polityków Platformy Obywatelskiej, najbardziej aktywny w sprawach,  które mogą jakoś zaszkodzić jego dawnemu koalicjantowi, czyli PiS
Moim zdaniem w przypadku pana Romana Giertycha mamy do czynienia z próbą zemsty za niepowodzenie polityczne,  za to, że tak naprawdę Prawo i Sprawiedliwość wchłonęło formację polityczną byłego wicepremiera.
Wygląda na to, że mecenas Giertych nie może pogodzić się z tym, że nie poradził sobie w polityce, że poniósł niepowodzenie w konkurencji z Jarosławem Kaczyńskim i PiS, dlatego też dokonał nieprawdopodobnej wolty, zważywszy na fakt,
że dawniej był zagorzałym przeciwnikiem Platformy Obywatelskiej, a następnie przeszedł w opozycję Platformy.  Postanowił znów uaktywnić się poprzez skierowanie „ostrza zemsty” na PiS. To sytuacja moralnie niezręczna, motywacje pana Giertycha są ewidentne. Założyciel Młodzieży Wszechpolskiej, były lider Ligi Polskich Rodzin, nagle stał się „platformerskim” liberałem, który broni wszystkich polityków tej formacji, takich jak np. pan Stanisław Gawłowski. Co więcej, były wicepremier, lider LPR, spotykający się z o. Tadeuszem Rydzykiem,  nagle zaczyna chodzić na marsze KOD-u i bronić polityków Platformy Obywatelskiej. Jest to zwyczajnie śmieszne i wyraźnie widać, że pan Roman Giertych chce zemścić się za klęskę swojej formacji politycznej. Dlatego też jego aktywność, moim zdaniem, spowodowana jest wyłącznie pobudkami politycznymi czy osobistymi. Tyle że działania motywowane w ten sposób nie przystoją adwokatowi. Mecenas powinien kojarzyć się z bezstronnością, równym traktowaniem każdego klienta, zachowaniem dystansu, a nie ogromnym zaangażowaniem po stronie konkretnej opcji politycznej. Powiedziałbym zatem,  że Roman Giertych jest po prostu mecenasem broniacym Platformy Obywatelskiej.

Partie opozycyjne, jak PO i Razem, chcą, by sprawą „taśm” Kaczyńskiego zajęło się Centralne Biuro Antykorupcyjne oraz prokuratura.  Będą wnioski o prześwietlenie oświadczeń majątkowych prezesa PiS
I mają do tego prawo, niech składają wnioski i zawiadomienia do stosownych instytucji. Jako PiS jesteśmy spokojni,
wszystko jest jak w najlepszym porządku, nikt nie odmawia opozycji prawa do tego, by próbowała składania wniosków do prokuratury czy Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Myślę, że to dopuszczalne w debacie publicznej i demokratycznym państwie. Jest to oczywiście motywowane politycznie, ale opozycja ma do tego prawo.

To bardzo ciekawe, że partie, które atakują prokuraturę i CBA, jak Platforma Obywatelska,  która na każdym kroku podważa niezależność tych instytucji, postulując likwidację CBA lub mówiąc o „prokuraturze Ziobry”,
dziś oczekują reakcji tych instytucji
Paradoks polega na tym, że postulaty likwidacji CBA upadają, gdy widzimy, że Biuro jest instytucją państwa, która zwyczajnie, bez względu na barwy polityczne, uczciwie wykonuje swoje obowiązki.
Informacji na temat działalności Centralnego Biura Antykorupcyjnego jest przecież dużo, widzimy, że instytucja ta zajmuje się osobami kojarzonymi z różnymi obozami politycznymi. Dlatego tezy o tym, że CBA jest „policją polityczną” lub że prokuratura jest upolityczniona, w ustach polityków Platformy Obywatelskiej, brzmią absurdalnie. Składając wnioski do tych instytucji, politycy, którzy wysnuwali takie tezy, ośmieszają dziś samych siebie.

Bardzo dziękuję za rozmowę