Mateusz Kijowski nadal nie ma zamiaru odpuszczać, a ujawnienie sprawy faktur uważa za nagonkę. W marszu studentów idzie natomiast profesor Jan Hartmann i pułkownik Mazguła. Opozycja z kolei najwyraźniej nie ma ochoty na dalsze blokowanie prac Sejmu. O ocenę ostatnich wydarzeń postanowiliśmy zapytać posła PiS, Arkadiusza Czartoryskiego.

 

Portal Fronda.pl: Mateusz Kijowski w rozmowie z Rzeczpospolitą twierdzi, że materiały, które pojawiają się na jego temat, to zwykła nagonka, a KODem interesują się służby specjalne. Sądzi pan, że jest taka szansa, że mimo tak bardzo obciążających go informacji, pozostanie liderem KOD?

Arkadiusz Czartoryski, poseł, PiS: Przede wszystkim to, czy pan Mateusz Kijowski będzie liderem KOD czy nie, nie ma żadnego znaczenia dla polskiej rzeczywistości. W ogóle zainteresowanie jego osobą uważam za mocno przesadzone. Nie mogę przypomnieć sobie żadnej pozytywnej sprawy, choćby inicjatywy ustawodawczej, ze strony pana Kijowskiego, a w polityce działam już jednak kilkadziesiąt lat. Nie zrobił nic, co wpłynęło pozytywnie na rozwój naszej ojczyzny, więc sądzę, że zainteresowanie jego osobą jest nadmierne i nie ma to najmniejszego znaczenia dla Polski, jakie będą jego dalsze losy. KOD jest pomysłem na obronę tego co było i co kojarzy się z bolączkami III RP. Nie ma pomysłu na przyszłość. Wydaje mi się, że opozycja, jeśli chce być traktowana poważnie, powinna mieć konkretne rozwiązania, chociażby ustawowe albo społeczne, nie zaś tylko obronę przywilejów pewnych grup. Dlatego też uważam, że jego losy są bez znaczenia w obecnej sytuacji naszego kraju.

Wczoraj miały miejsce „marsze studentów”, na których, jak się okazało, było bardzo wiele osób, które studentami nie są, choćby pułkownik Mazguła czy profesor Hartman. Wiele organizacji studenckich odcięło się też od tego wydarzenia. Jak to świadczy o tym proteście i protestach KODu w ogóle? Ta formuła zaczyna się wyczerpywać?

Nie, taka formuła się łatwo nie wyczerpie, bo teraz może być hasło „Marsz Marsjan” i znowu przyjdzie pan pułkownik Mazguła i osoby, które zamieszkują bloki w Środmieściu Warszawy od kilkudziesięciu lat. Można też zrobić „Marsz Zulusów”. Te marsze można nazywać dowolnie, bo zawsze chodzi o to samo. Mogą więc się nie wyczerpać tak szybko.

Wczoraj wznowiono obrady Sejmu. Jak na razie nie słychać o tym, by miała zostać zablokowana mównica. Myśli Pan, że protesty przeciwko PiS zaczynają wygasać? Opozycja totalna zauważyła, że Polacy są zmęczeni jej działaniami?

Nie ulega wątpliwości, że opozycja zorientowała się już, że wielotygodniowe blokowanie prac Sejmu jest przez Polaków odbierane negatywnie. Społeczeństwo nie życzy sobie tego, żeby parlament Polski zamiast rozwiązywać te kwestie, które są konieczne do rozwiązania, nie pracował z powodu blokowania przez opozycję sali plenarnej. To się Polakom nie podoba. Najwidoczniej szefowie PO i Nowoczesnej przeprowadzili jakieś badania opinii publicznej i dotarło do nich, że pomimo nieosiągnięcia swoich celów, konieczne było wycofanie się z tej formy, jaką jest blokowanie prac parlamentu.

Dziękujemy za rozmowę.