Arabia Saudyjska z pomocą 10 państw z Rady Współpracy Zatoki (ang. Gulf Cooperation Council) przeprowadziła bombardowania pozycji zajdyjskich rebeliantów Huti, którzy próbują przejąć kontrolę nad Jemenem. Bombardowania, w których dużą rolę odegrał też Egipt, odbyły się za zgodą Waszyngtonu. W odpowiedzi szyickie władze Iranu zagroziły intensyfikacją „rozlewu krwi”.

Cele w Jemenie zostały zbombardowane przez 100 samolotów koalicji Zatoki. Zniszczono między innymi stworzone w Iranie wyrzutnie rakiet, które znajdowały się w stołecznej Saanie, a także baraki wojskowe i bazy lotnicze kontrolowane przez hutyjskim rebeliantów.

Huti to grupa plemienna wyznająca zajdyzm, odłam mniejszościowego w islamie szyizmu. Huti sprzeciwiają się dotychczasowej władzy sprawowanej przez ludzi prezydenta Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego.

Huti są najprawdopodobniej wspierani przez Iran. Niewykluczone, że poprzez nich Teheran chciałby zintensyfikować swoje wpływy w Libanie i regionie całej Zatoki, uderzając tym samym w pozycję Arabii Saudyjskiej.

„Operacja militarna z zewnątrz Jemenu przeciwko jego jedności terytorialnej i jego ludziom nie będzie miała innego rezultatu, jak tylko większy rozlew krwi i więcej śmierci” – powiedział irański minister spraw zagranicznych, Mohammad Jawad Zarif. Zarif wezwał też państwa całego regionu i Zachodu to nieangażowania się w „krótkowzroczne gry”. Stwierdził ponadto, że konieczny jest wewnątrzjemeński dialog między siłami prezydenta al-Hadiego a Huti, bez interwencji z zewnątrz. Sami Huti twierdzą, że naloty oznaczają wypowiedzenie im wojny.

pac/al dżazira