Nie jest żadną tajemnicą, że dobra współpraca polsko-ukraińska nie leży w interesie Moskwy. Dwa wydarzenia na Ukrainie z ostatnich dni, które wybitnie nie służą polsko-ukraińskiej przyjaźni, każą podejrzewać kremlowskie sprawstwo.

Pierwszą są głośne marsze w Kijowie, Lwowie, na Zaporożu, w Odessie i innych miastach Ukrainy, przeprowadzone ku czczi banderowców. Oczywiście, kult ludobójczych zbrodniarzy spod znaku Tryzuba gorzeje na Ukrainie i bez kremlowskiego paliwa. Jesteśmy jednak przekonani, że Moskwa suto opłaca wszystkich, którzy w szczególnie nachalny sposób promują banderyzm i robi wszystko co w jej mocy, by utrzymać ukraińskie elity w zaślepieniu każącym im stawiać na piedestale morderców.

W ten sposób Moskwa gwarantuje, że Ukraina nigdy nie wejdzie do europejskiej wspólnoty wartości. Nie ma w Europie miejsca dla kraju, który gloryfikuje ludobójców. Ci Ukraińcy, którzy krzewią kult Bandery, albo z wyrachowania podsycanego przez strumień rubli, albo z braku politycznej ogłady sami podcinają gałąź, na której siedzą i wpychają swój wolny kraj w łapy imperialnego rosyjskiego niedźwiedzia.

Moskwa nie pozostaje jednak bierna także na odcinku polskim, próbując wywołać jak najbardziej nienawistne reakcje na kult banderyzmu po naszej stronie Bugu. Kilka dni temu, jak informuje portal Kresy24.pl, w lesie k. miejscowości Basiówka w pobliżu Lwowa spalono Muzeum-Kryjówkę UPA. Chodzi o obiekt oddany do użytku w 2014 roku; UPA przygotowywała tam swoje materiały propagandowe. W 1955 doszło tam do bitwy żołnierzy UPA z oddziałami sowieckimi, co nazywa się niekiedy "ostatnią bitwą UPA".

Kto spalił to Muzeum? Nie wiadomo. Naturalnie rzecz biorąc można oskarżać o to stronę polską, chcącą zemścić się za kult banderyzmu. Jeżeli rzeczywiście zrobili to Polacy, to znowu: działaliby albo na zlecenie Kremla, albo z politycznej głupoty, w której Kreml ich utwierdza. Prawdopodobne jednak, że zrobili to jednak po prostu ukraińscy agenci Moskwy, tylko po to, by oczernić Polskę. Wskazuje na to spalony obiekt: jak nic innego uderzający w uczucia Ukraińców. Przecież nie uderzono w punkt związany z kaźnią Polaków zgotowaną przez UPA, ale przez miejsce gloryfikujące walkę UPA z Sowietami.

Na tym pewnie nie koniec. Odpowiednie czynniki prowadzone na smyczy Moskwy nie pozostawiają pewnie spalonego Muzeum bez odpowiedzi. I tak spirala nienawiści polsko-ukraińskiej nakręca się. Tak jest i będzie, ale musimy pamiętać, by robić wszystko co w naszej mocy, by nie pozwolić na zdominowanie polsko-ukraińskich relacji przez rozmaite incydenty. To byłby absolutny triumf Władimira Putina.

Fronda.pl