Zabrać babci dowód, odrzucić obywatelskie inicjatywy ustawodawcze, kupować głosy w Wałbrzychu i namawiać ludzi, żeby nie szli na referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jeżeli ktoś myślał, że to koniec zabijania przez rządzącą koalicję demokracji w Polsce, to był w błędzie. Dziś bowiem, w parę dni po pierwszej rocznicy powstania ukraińskiego Majdanu, śmiało można powiedzieć, że "leśne dziadki" z PKW, przy błogosławieństwie Ewy Kopacz i Bronisława Komorowskiego uczyniły z wyborów farsę.

Podwójne standardy Bronisława Komorowskiego

Warto porównać wypowiedź prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego, z 2012 roku na temat wyborów na Ukrainie, z jego wypowiedzią z 2014 roku na temat wyborów w Polsce.

W 2012 roku Bronisław Komorowski w rozmowie telefonicznej z prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem "wyraził zaniepokojenie opóźnieniem podania wyniku wyborów oraz mnożącymi się sygnałami o istotnych nieprawidłowościach w trakcie liczenia głosów w jednomandatowych okręgach wyborczych".

W przypadku licznych nieprawidłowości przy wyborach samorządowych w Polsce w 2014 roku, Bronisław Komorowski mówił zaś tak: "Nie ma zgody na kwestionowanie uczciwości wyborów na przykład poprzez lansowanie szkodliwej tezy o konieczności ponownego rozpisania wyborów... To odmęty szaleństwa".

Władza kpi z narodu

Wyniki wyborów, w których rzetelność nie wierzy większość społeczeństwa, nie byłyby w stanie legitymizować na dłuższą metę władzy PO - PSL w Polsce. I na to znalazło sie więc lekarstwo. Trzeba było po prostu pokazać społeczeństwu, jak ma myśleć i pokazano. IBRiS, na zamówienie Rzeczpospolitej przeprowadziło badania, w których, aż 59 proc. Polaków stwierdziło, że wierzy w uczciwość oficjalnych wyników wyborów samorządowych. Co napradę myślą Polacy o uczciwości tych wyborów, każdy może się przekonać w kolejce w pobliskim warzywniaku.

Władza wciąż myśli, że podlegający premier Ewie Kopacz CBOS, czyni cuda. Jak inaczej bowiem wytłumaczyć to, iż CBOS jak na zawołanie parę dni temu podał, że w porównaniu z październikiem, rządowi Ewy Kopacz przybyło w polskim społeczeństwie 6 proc. zwolenników i poparcie dla rządu wynosi obecnie 41 proc. To naprawdę niesamowite osiągnięcie pani premier. Im bowiem gorzej w polskim społeczeństwie postrzegana jest Platforma, tym w sondażach ma większe poparcie. Taka prawidłowość, spotykana jest jedynie w państwach autorytarnych.

Protesty w PKW

Trudno definitywnie stwierdzić, czy zaproszenie przez Państwową Komisję Wyborczą do swojej siedziby grupy ludzi i związane z ich przedłużającą się obecnością przerwanie liczenia głosów, było z góry zaplanowaną akcją jakichś służb. Wiele jednak może na to wskazywać. Spowodowało to bowiem odwrócenie uwagi od wyborczych manipulacji i stało się pułapką zastawioną na PiS, w którą jednak ugrupowanie to nie dało się wciągnąć. Mimo to, już na drugi dzień premier Ewa Kopacz powiedziała, że PiS chce zdestabilizować państwo.  - Wykluczam możliwość powtórzenia wyborów. Apele, jakie wygłaszają w tej sprawie Jarosław Kaczyński i Leszek Miller, to herezje. Politycy nie mogą decydować o tym, czy wybory są ważne, czy nie! - powiedziała Ewa Kopacz. - To, co mówi Kaczyński, jest paranoją. Ostrzegam prezesa PiS: straszenie Polaków nie jest metodą na przejęcie władzy - dodała premier. Na to, że cała akcja w PKW mogła być prowokacją, mającą na celu skompromitowanie PiSu, zdaje się wskazywać to, że Janusz Palikot postanowił wczoraj złożyć zawiadomienie do prokuratury w sprawie złamania przez Kaczyńskiego i Millera art. 249 kodeksu karnego, który mówi, że kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem przeszkadza w głosowaniu lub obliczaniu głosów, podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu. - Od tygodnia trwa próba zanarchizowania polskiego życia publicznego i doprowadzenia do podważenia systemu demokratycznego w naszym kraju (...) głównie przez działania byłych dwóch premierów - co samo w sobie jest szokujące - Jarosława Kaczyńskiego i Leszka Millera - powiedział Palikot w poniedziałek na konferencji prasowej w Lublinie. - Oni przez pewne podstępne działania, podstępne wypowiedzi doprowadzili do sytuacji najścia na siedzibę PKW 20 listopada i do zatrzymania procesu liczenia głosów - ocenił przewodniczący Twojego Ruchu.

Zastanawiające jest to, dlaczego zaproszono do siedziby PKW ludzi, którzy chwilę wcześniej wyrażali się o Państwowej Komisji Wyborczej bardzo niepochlebnie. Nie wiadomo bowiem, czy pomysł na okupację PKW bez wsparcia tysięcy demonstrantów zgromadzonych przed jej siedzibą, był tylko bazującą na dobrych intencjach bezmyślnością, czy też był związany z działaniem prowokatorów i dywersantów. Nie wiadomo również, czy w PKW mieliśmy do czynienia z działaniem rosyjskiej V kolumny, pożytecznych idiotów, czy też nieświadomych niczego ludzi. Trudno więc formułować jakiekolwiek oskarżenia pod adresem okupujących siedzibę PKW ludzi. Bezsprzecznie jednak, owa okupacja przyniosła protestom więcej szkody niż pożytku.

Patrząc dziś na wydarzenia z dnia 20 listopada w siedzibie PKW oraz ich implikacje, teoria, według której jakieś służby realizowały tego dnia opracowany przez siebie wcześniej scenariusz - mający na celu skompromitowanie protestów w zarodku - staje całkiem prawdopodobna. Przedstawienie bowiem osób protestujących przeciwko fałszerstwom wyborczym, jako środowiska agresywnych oszołomów, paranoików i poszukiwaczy teorii spiskowych, umożliwia przejście nad wynikami wyborów do porządku dziennego.

Wiele wskazuje na to, że po 10 kwietnia 2010 roku, Polska została włączona w pewnego rodzaju wojnę hybrydową, która ma na celu osłabienie państwa polskiego oraz jego całkowitą wasalizację.

Protestując na polskich ulicach, należy pamiętać, że destabilizacja i chaos w Polsce są ewidentnie na rękę naszemu wschodniemu sąsiadowi, który doskonale potrafi wykorzystywać słabość i podziały swoich rywali. Oczywiście trzeba mieć na uwadze również inne państwa, które mogą nie chcieć, aby Polska była silna i podmiotowa, a których służby infiltrują polskie partie polityczne, media i biznes. Niewątpliwie jednak, najbardziej na podzieleniu Polaków zależy właśnie Rosji. Kryzys zaufania do struktur państwowych jest jej po prostu na rękę. Podzielona Polska nigdy nie była bowiem w stanie skutecznie przeciwstawić się agresorom. Na pewno również nie będzie więc w stanie podjąć odpowiedniej reakcji, w momencie rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

W zaistniałej sytuacji, w której zagrożony jest w Polsce system demokratyczny, trzeba jednak protestować przeciwko skandalicznym działaniom władzy. Dlatego też uczestniczyłem w czwartkowej manifestacji przed siedzibą PKW. Jeżeli jednak protesty mają być skuteczne, to należy protestować pokojowo i nie dać się sprowokować, gdyż jeżeli rzeczywiście wybory zostały sfałszowane, to różnego rodzaju prowokacji na pewno nie zabraknie.

Ruch Narodowy a Prawo i Sprawiedliwość

To, że Ruch Narodowy i Kongres Nowej Prawicy chcą odebrać Prawu i Sprawiedliwości poparcie wśród ludzi młodych i wybić się jego kosztem, nie powinno nikogo dziwić. (Pod względem skuteczności aktywizacji młodych ludzi i zachęcania ich do wzięcia udziału w protestach, PiS mógłby się od KNP i RN wiele nauczyć). To całkowicie zrozumiałe, gdyż ugrupowania te różni od siebie wizja Polski,w  tym wizja stosunków polsko-rosyjskich. W związku z tym, nie grają oni z Jarosławem Kaczyńskim do jednej bramki. Zrównywanie jednak podczas czwartkowej demonstracji Ruchu Narodowego i Kongresu Nowej Prawicy przed Państwową Komisją Wyborczą, Prawa i Sprawiedliwości z Platformą Obywatelską i nazywanie później Prawa i Sprawiedliwości - które w tych wyborach zostało najbardziej poszkodowane ze wszystkich partii - pseudoopozycją - tylko dlatego, że nie dało się ono wciągnąć w inicjatywę partii, z którymi na co dzień rywalizuje - spowodowało jedynie, że w atakach na PiS, Ruch Narodowy poszedł ramię w ramię z  "Tokfm", który na swojej stronie internetowej atakował PiS głosząc, że "Inicjatorem zadymy politycznej jest Kaczyński. To trening przed wyborami parlamentarnymi". Cokolwiek by więc w sprawie wyborów PiS nie zrobił i tak zostałby przez którąś ze stron zaatakowany. Jeżeli działałby ostrożnie i zgodnie z prawem, to zostałby nazwany przez RN pseudoopozycją i partią systemową, co zresztą miało miejsce. Jeżeli zaś wyprowadziłby ludzi na ulice, to PO - PSL wraz z przychylnymi im mediami natychmiast oskarżyłyby Kaczyńskiego o to, że przeszedł na stronę "radykalnej prawicy" i chce podpalić Polskę, co już zresztą zostało sformułowane przez posła Niesiołowskiego. Tak źle i tak nie dobrze. Jak widać, na PiS zostały zastawione pułapki, które miały spowodować, że straci on swoją wiarogodność wśród części wyborców i przegra wybory parlamentarne w 2015 roku, bez uciekania się do jakichkolwiek nieczystych zagrywek wyborczych.

Wybranie przez Jarosława Kaczyńskiego na dzień protestów daty 13 grudnia, a więc rocznicy wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, było mądrym posunięciem z jego strony, gdyż w poprzednich latach PiS zwykł już demonstrować w ten właśnie dzień. Prorządowe media mają więc dziś problem w pokazywaniu PiS, jako partii, która nawołuje do ulicznych burd i chce podpalić Polskę. Z drugiej zaś strony, jest to także jasny sygnał dla ludzi walczących z oligarchią rządzącą III RP, że PiS nie jest częścią tego systemu, lecz chce ten system znieść. Chce jednak zrobić to w taki sposób, aby nie spowodować chaosu i nie wystawić Polski na pastwę innych państw.

Powtórzyć sukces ACTA

Jeżeli protesty przeciwko wyborom samorządowym mają przynieść wymierne efekty, to nie powinny one zostać zdominowane przez żadne ugrupowanie polityczne, które chce zbić kapitał polityczny na niezadowoleniu Polaków. PiS, które jak żadna inna partia ma prawo protestować przeciwko uczciwości wyborów, powinna powstrzymać się od upartyjniania tego protestu i zaprosić do niego również ludzi, którzy nie są na co dzień jego zwolennikami i sympatykami. Jeżeli bowiem chcemy, aby w Polsce już nigdy nie dochodziło do wyborczych machlojek, to tak, jak podczas protestów przeciwko ACTA, powinni dziś protestować zwykli Polacy, bez szyldów RN, KNP, czy PiS, ale pod biało-czerwoną flagą. W razie upartyjnienia protestów, łatwo będzie bowiem je rozegrać, organizując wymierzone w daną partię prowokacje. Wtedy zaś, sprawa uczciwości wyborów rozejdzie się po kościach i rządzące III RP osoby, po raz kolejny będą mogły otworzyć zmrożonego szampana.

Przebieg i rezultat wyborów samorządowych potwierdzają to, co o demokracji w Polsce pisałem 10 listopada 2014 roku w  tekście: "Nie podpalajcie "Tęczy". Idźcie na wybory i głosujcie mądrze":

 "Systemem demokratyczny w III RP jest w istocie demokracją fasadową, kontrolowaną i sterowaną przez medialną i biznesową oligarchię. Jest wydmuszką demokracji. Jak coś nie idzie po myśli oligarchii i demokracja ma szanse stać się naprawdę "demokracją", to nagle nawołuje się do zabrania babci dowodu, zaniechania wzięcia udziału w referendum albo też odrzuca się obywatelskie inicjatywy ustawodawcze. Beneficjentom tego systemu zależy bowiem, aby polskie społeczeństwo składało się z biernych, wykastrowanych baranów lub wściekłych byków, którymi łatwo manipulować, pokazując im w odpowiednim miejscu i czasie czerwoną płachtę, za którą bezmyślnie podążą".

Mimo świadomości przegnicia systemu, w którym przyszło nam żyć, namawiając Państwa do pójścia na wybory samorządowe, nie podejrzewałem, że będzie nam po nich tak blisko do Ukrainy doby Wiktora Janukowycza. Zatrzymanie dziennikarzy w siedzibie PKW nie pozostawia jednak złudzeń, że nasze państwo zmierza w bardzo złym kierunku. Preludium do tego było już jednak najście ABW na siedzibę tygodnika Wprost. Bogatsi o tę wiedzę, należy pamiętać, aby nie być wściekłymi bykami, którymi łatwo manipulować i prowokować. Podczas ewentualnych protestów trzeba działać mądrze i racjonalnie. Nie można dać się ponieść emocjom, gdyż wiele osób tylko na to czeka. Należy protestować bez agresji i z głową. Tylko wtedy bowiem istnieje szansa, aby przekonać do swoich racji większość społeczeństwa i zmusić PO - PSL do uległości i ustępstw w sprawie wyborów.

Tak, jak prorządowe media powtarzały za członkami koalicji rządzącej, że nie ważne co znajduje się na taśmach, ale ważne jest to, kto je nagrał - dzięki czemu nikomu nie spadł włos z głowy - tak też dziś, powstaje narracja według której, największym skandalem wyborów samorządowych nie była ogromna różnica miedzy exit polls a oficjalnymi wynikami wyborów, ale awaria systemu wyborczego i kłopoty z liczeniem głosów. Całą sprawę ma zaś załatwić dymisja członków PKW. W ten oto sposób po raz kolejny próbuje robić się z ludzi idiotów. Używając języka PSL, traktuje się Polaków, jak "frajerów" i zwierzęta hodowlane, które karmione telewizyjną papką są w stanie kupić każdą głupotę.  Wielu Polakow zaczyna jednak otwierać oczy. Paradoksalnie przyczyniły się do tego właśnie zmanipulowane wybory, które sprawiają, że część społeczeństwa przestała bezrefleksyjnie wierzyć medialnym tubom propagandy III RP. Czy będzie to miało jednak bezpośrednie przełożenie na zmiany w państwie, trudno dziś powiedzieć.

Warto przypomnieć sobie słowa bł. ks. Jerzego Popiełuszki z 31 października 1982 roku, które wydają się być dzisiaj wyjątkowo aktualne: "Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie prostujemy go, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. (...) Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy (...) stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz. A wolność zewnętrzna czy polityczna musiałaby przyjść prędzej czy później jako konsekwencja tej wolności ducha i wierności prawdzie. (...)Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyna naszego zniewolenia. Chrystus wielokrotnie przypominał swoim uczniom: Nie bójcie się. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nic więcej uczynić nie mogą. (por. Łk 12,4)".

Gabriel Kayzer