Czy informacje ujawnione przez „Rzeczpospolitą” mają wpływ na scenariusz pana filmu o Smoleńsku?

Traktuję to jak kolejny etap dochodzenia do prawdy. Każde tego typu wydarzenie jest natychmiast tłumione i następuje próba skompromitowania takich informacji. Tylko tak można na to patrzeć. Ludzie, którzy biorą udział w dochodzeniu do tego, co wydarzyło się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. ponoszą tego konsekwencje. One spotkały również Cezarego Gmyza i redakcję „Rzeczpospolitej”, choć mam wrażenie, że miała ona pełną świadomość co publikuje i w co się pakuje. Znam redaktora Tomasza Wróblewskiego i myślę, że nie byłby samobójcą. Jego spotkanie z Seremetem poprzedniego dnia świadczy o tym, że wiedzieli co będzie wydrukowane i ma pełne pokrycie w faktach. W godzinach popołudniowych przygotowano akcję, mającą skompromitować te informacje.

 

Środki wybuchowe, dwa wybuchy, w tle zamach. To ciągle sfera hipotez?

Ale powstających w oparciu o konkretne badania i wiadomości.

 

Czy w pana filmie będzie już odpowiedź jak to było w Smoleńsku?

Absolutnie tak. Cały czas opieram się na badaniach i śledztwie prowadzonym przez zespół parlamentarny pod kierunkiem posła Antoniego Macierewicza. Mam do nich zaufanie. Zespół uzyskuje swoją wiedzę w oparciu o znakomitej klasy fachowców. Nie tylko naukowców ale i praktyków. Byłem obecny na I konferencji naukowej o katastrofie smoleńskiej i uważam, że ten zespół jest najbliżej prawdy. Na tej podstawie będę starał się zrekonstruować film.

 

Kiedy będziemy mogli go obejrzeć?

Chciałbym wystartować ze zdjęciami na wiosnę. Trwają jeszcze ostatnie prace nad scenariuszem, bo wciąż dowiadujemy się czegoś nowego z panem Marcinem Wolskim i uzupełniamy na bieżąco. Chciałbym też pokazać sprawę gruzińską, niezwykle ważną. Będziemy się starać, aby film skończyć do końca roku. Zaczniemy na wiosnę.

 

Zima wasza – wiosna nasza?

Coś w tym jest. Łatwiej spacyfikować człowieka z końcem roku. Wiosną życie wydaje się łatwiejsze. Sprawy jednak w tym roku bardzo przyspieszyły. Jeszcze przed 10 kwietnia dowiedzieliśmy się, że w kokpicie nie było głosu gen Błasika. Ciągle jest coś nowego, co uprawdopodobnia domysły, wparte dziś faktami, że z ustalenia z jakimi mieliśmy wcześniej do czynienia okazały się niewiarygodne. Analizy, które wykonali blogerzy, to też wspaniała robota. Czytam je. Dziwi mnie stanowisko, że tylu wierzy w oficjalną wersję MAK czy Komisji Milllera, a wystarczy po prostu pomyśleć. Mieszkam niedaleko miejsca, gdzie rozbił się pasażerski IŁ pod Kabatami. Zanim doszło do upadku i detonacji paliwa to skosił skrzydłami ponad 200 m drzew, starych solidnych drzew. Jednak to nieprawdopodobna historia z brzozą zapadła ludziom w głowach. To jest niewiarygodne.

 

Ale mleko się już rozlało.

I to co zrobił Cezary Gmyz przybliża nas do prawdy. Za dużo wiemy, aby nie wierzyć faktom.

 

Dziś prof. Kleiber zadeklarował, że PAN i również on włączyłby się w badania nad katastrofą smoleńską.

Ta wypowiedź bardzo mnie cieszy. Jest ponad 100 naukowców reprezentujących najważniejsze uczelnie w Polsce, choć uczelnie w większości odpowiedziały negatywnie, gdy zwrócono się do nich o pomoc albo milczały. Mówił o tym prof. Witakowski. Wielu się jednak nie ogląda i robi swoje.

 

Tak jak pan?

Tak. Mam wspaniałych ludzi, którzy mi w tym pomagają i wierzę, że się uda. Przy poprzednim filmie o Grudniu'70, miałem tyle pytań, że dlaczego zacząłem dopiero po 40-stu latach. Więc póki jeszcze mamy na tyle wolności - nie można z tym czekać.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski